Udaje im się wrócić na Ziemię, o dziwo tak jak to było naprawdę, trzyma więc w napięciu że
hej
Ja nie znałem historii Apollo 13 przed obejrzeniem filmu. Byłem pewny ,że będzie katastrofa i wszyscy zginą ,a tu takie miłe zaskoczenie.
witam, ja też nie znałem tej historii a wręcz gdzieś mi się obiło o uszy że misja się nie powiodła, więc myślałem że zginą. Z drugiej strony to nie podobne do Amerykanów żeby robić film bez hepiendu ;) . Ogólnie bardzo mi się podobał, trzymał w napięciu no i przede wszystkim bardzo dobra obsada. Ja daję 8/10
Błyskotliwie. Wszyscy też wiedzieli, że Titanic zatonie a Hitler przegra wojnę...
Oj trzyma w napięciu, trzyma;) A jak ktoś interesuje się podbojami kosmosu to już w ogóle. Może kiedyś któryś z reżyserów zdecyduje się na stworzenie filmu związanego z ostatnią misją wahadłowca Columbia z 2003 roku... Film byłby w sam raz dla tych, którzy nie chcą happy end'u ;)
Ja znałem historię Apollo 13 przed obejrzeniem filmu. Jego największą siłą jest właśnie fakt,że utrzymuje dramatyzm dzięki wspaniałemu warsztatowi zespołu filmowego, mimo że zakończenie historii jest powszechnie znane, a już zwłaszcza w USA.
Serio, panie i panowie: w filmie jest scena, kiedy kontrolerzy lotu sprawdzają arytmentykę dowódcy misji. I wyszła z tego prawdziwie dramatyczna scena. Czy trzeba pisać coś więcej? :D
Serio? Jeśli o mnie chodzi, ckliwość jakoś nie ściekała z ekranu. Masz jakieś konkretne sceny na myśli?
głównie sceny z żonami i scena z kamizelką Krantza. W amerykańskich filmach męczy mnie też już brak tej walki wynikającej z odmiennych poglądów, oczekiwać czy doświadczeń życiowych. Oni tam wszyscy zachowują się, jak by byli podłączeni do jednego mózgu. Żadnej złości, zawodu czy "bycia" między młotem a kowadłem. Nie takich znam ludzi i nie takich ludzi oglądam na ulicach.
Oczywiście Apollo 13 to może nie jest temat odpowiedni do pokazywania takich rzeczy. Akcja ratunkowa ma swoje prawa. Ja po prostu nabrałem lekkiej niechęci do pompatyczności kina amerykańskiego i "prezydenta". Co gorsza polskie kino tez ostatnio nabiera takiego charakteru.
Uff...już myślałem, że obrączka ;)
Akurat motyw kamizelek Krantza był autentyczny, żona faktycznie robiła mu kamizelkę na okazję każdej misji, a sam Krantz był dość przesądny, więc to nie było wymyślone. Niestety tutaj akurat (i w scenie z obrączką - to też jest fakt!) życie przebiło fikcję jak widać :D
Ale wracając do tematu, przecież Marilynn Lovell w filmie miała spory żal do męża o przyjęcie dowództwa Apollo 13, więc nie jestem pewien czy zarzut o braku odmiennych poglądów żon astronautów jest tutaj zasadny :)