Primo po pierwsze za krótkie wprowadzenie... brakło swoistego wstępu budującego klimat. Praktycznie już w pierwszej scenie widzimy ofiarę Yan'a - tytułowego aptekarza. A druga rzecz, która spowodawała opadnięcie rąk (i nóg) do samej ziemi, to scena, w której Yan niczym Batman sfruwa do swojej ofiary - pociesznego transwestyty, ktorego wczesniej wyrzucil przez zamknięte okno z drugiego (a może to było trzecie) piętra. Pomijając wymienione "szczegóły" i kilka już naprawdę drobiażdżków, film mi się podobał.