Że niby mam oglądać współczesny niemy film? Góra sceptycyzmu narosła przed tym seansem! A tu bęc! Kawał dobrej czarno-białej roboty. Zaczynam pojmować skąd te nagrody, zachwyty. Gdzieś tam/tu głęboko tkwi tęsknota za kinem, którego nie ma. Za Hollywood, które umarło. Rozbrzmiewa tu tylko muzyka, ale za to nasza wyobraźnia rozkwita dźwiękiem nieskrępowana. Jean Dujardin palce lizać - wskrzesza obraz dawnych amantów kina, Bérénice Bejo - co za ekspresja, co za oczy. Ludovic Bource - oto jak powinna dominować muzyka w filmie. Chcecie czegoś innego, macie "Artystę"!