Artysta - jak nie będzie Oscara w tym roku to się pogniewam i to bardzo. Wspaniale, że
ten film powstał. Coś niesamowicie świeżego w kinie, mimo, że jest NIEMY. Znaczy nie
totalnie bo reżyser tak wspaniale się bawi z widzem, że słychać np. tylko szklankę, którą
ktoś postawił na blacie. Odzyskałem wiarę w magię kina. Humor w stylu Chaplina, nic
mnie ostatnio tak nie rozbawiło jak piesek latający po ekranie i robiący sztuczki (w
kolorze i z dźwiękiem pewnie bym z zażenowania ziewnął), jak proste zabiegi miłosne w
stylu lat 20-stych na tle muzyki i zbliżeń nażelowanego przystojniaka z wielkooką i
promieniującą biało-czarnym światłem zapewne blondynką, BEZ SŁÓW, spowodował,
że niemal płakałem jak bóbr. Niesamowita świeżość, takiego czegoś w kinie jeszcze nie
było, coś jak Avatar tyle, że w tym przypadku to na plus. Wspaniały hołd dla starych
zasłużonych filmów, dla kina niemego. Prostymi środkami, prostą fabułą, same uczucia
włożone w realizację, niesamowitą realizację.
I teraz ciekawe jak zareagują ludzie? Do polskich kin film wchodzi za 8 dni. Czy pokolenie
transformersów, popcornu i szybkiego transferu emocji wsiąkną w coś tak prawdziwego
i szczerego? Czy jeśli zobaczą, że film jest biało-czarny i jedynie z muzyką (a właśnie -
genialna) to czy nie wyjdą z hukiem? Czy jednak stara szkoła wdzięku da radę? Wiem, że
na zachodzie przyjął się niesamowicie, ogłoszony jednym z lepszych filmów ostatnich lat.
Niesamowicie raduje to moje serducho.
Ciekawi mnie też jaki będzie polski zwiastun i co ludzie od taniej efektowności zrobią by z
tego wyłudzić jakąś sensację? Pokolorują i wielkimi literami napiszą: 10 nominacji od
Oscara? Ciekawi mnie jaki jest stan polskiej oceny tego co oryginalne i dobre. Ten film
to będzie jeden wielki dowód.
Oscar będzie i to nie jeden - inna sprawa w jakich kategoriach ;)
Ale za Najlepszy Film i za muzykę jest głównym faworytem, tak czy siak.
Nazywanie "Artystę" świeżością w kinie to tak jakby nazwać pitt bulla twórcą muzyki klasycznej. Proszę cię.
Nic na świecie nie irytuje mnie tak jak sztuczne zamiłowanie ludzi do tego co stare. Wszystkie filmy z lat '20-'60 uznawane są za arcydzieła. Dlaczego? Bo są stare. Nic więcej. Powiedzmy sobie szczerze - kino jak wszystko na świecie, rozwija się. Moim - bądź co bądź, odważnym zdaniem - tylko kompletny głupiec i skończony idiota bez jakiejkolwiek wiedzy, powie, że współczesne kino jest słabsze od tego - choćby dla przykładu - przedwojennego. Ok, hollywoodzkie blockbustery typu "Transformers" i inne komedie romantyczne są słabe, ale nawet w nich, aktorstwo, zdjęcia, montaz... Wszystko to miażdży stare kino. Nikt mi nie powie, że aktorzy kiedyś grali lepiej bo wybuchnę śmiechem. To teatralne recytowanie było żałosne. Wiem, że były to inne czasy, ale właśnie o to chodzi! Nie udawajmy, że coś jest lepsze tylko dlatego, że jest stare! Nie ważne jak gówniany film, daję 10/10, żeby nie było, że się nie znam. W końcu to KLASYK!
I niestety "Artysta" dostanie statuetkę, niejedną. Chociaż ma świetną konkurencję, jak "Moneyball" i choćby nawet "O północy w Paryżu", który wybitnym filmem nie jest, ale od "Artysty" lepszym na pewno.
P.S. Uprzedzając nadchodzące komentarze - Nie mam Xnastu lat, nie jem popcornu w kinie, nie jestem homoseksualistą, a moja matka nie pracuje w burdelu.
Pozdrawiam.
Chcesz mi powiedzieć, że Transformers miażdży aktorstwem??? Niby czyim, może Megan Fox;-] litości. A zdjęcia? Film naszpikowany efektami specjalnymi i dźwiękowymi, owszem i w tych kategoriach niech sobie dostaje nagrody, ale fabuła, scenariusz - żenada;/
Aktorstwo z filmów lat '20 - '50? Owszem, miażdży. Nie wszystkich filmów oczywiście i nie wszystkich aktorów, ale spoooory procent. Możecie mnie wyśmiać, ale będzie to tylko i wyłącznie oszukiwanie siebie.
A czy coś takiego w kinie było? Bawienie się konwencją kina niemego? Czy była taka praca kamerą, taka dynamika scen w filmie niemym? Nie mówiąc już o włączeniu dialogów w kino nieme chociażby i inne całkiem nowe zabiegi. Rozwój to nie tylko więcej efektów specjalnych i więcej kolorów na ekranie. Rozwój to też powstawanie oryginalnych rozwiązań na ekranie. Ja też jakimś strasznym fanem kina niemego nie jestem, w sumie za dużo nie znam i nie podniecam się samą myślą, że coś jest bez dźwięku czy jest biało-czarne. Kino się rozwija i bardzo dobrze, że powstają nowe filmy, nigdzie nie zaprzeczyłem, że tak nie jest. Aktorstwo w Artyście też było specyficzne - aktorzy wiedzieli w jakich czasach żyją i musieli udawać, że nie wiedzą, to też coś nowego czy tego chcesz czy nie.
A więc "Artysta" to bawienie się konwencją kina niemego. "Slumdog" to bawienie się konwencją kina bollywoodzkiego. Nie wiele dziś trzeba, żeby dostać Oscara. Stawiam, że za parę lat ktoś nakręci pornosa z gwiazdorską obsadą i zostanie to okrzyknięte arcydziełem. Bawienie się konwencją kina pornograficznego!
Nie chodzi bynajmniej tylko o "bawienie się konwencją". W przypadku "Artysty" to o wiele więcej. Ale, ale - widziałeś ten film? Bo tak to rozmowa jak, wybacz bezpośredniość, ze ślepym o kolorach. A jeśli nie widziałeś i nie chcesz zobaczyć, bo - jak już kilkakrotnie wspomniałeś - nie lubisz starego kina, to jaki cel w podejmowaniu dyskusji? Wobec Twojej niechęci każdy stary film (lub film nawiązujący swoją estetyką do klasyki) będzie do kitu. Z negatywnym nastawieniem a priori nie ma sensu wchodzić w polemikę.
Oczywiście, że nie oglądałem, przecież nie było jeszcze premiery w Polsce, a z internetu nie można ściągać! <puszczenie oczka>
Ha! A na kim wzorują się współcześni aktorzy, kreując swoje role, do kogo są porównywani dość często przez krytyków filmowych??? Właśnie do aktorów filmów klasycznych, które tak nie cierpisz. I jakbyś jako kinoman zadał sobie odrobinę trudu i zachodu i wyświetlił chociażby film "Filadelfijską opowieść" gdzie tej "maniery" i "irytacji" w aktorstwie brak, za to są wspaniałe, błyskotliwe dialogi i genialne trio Hepburn-Stewart-Grant. Może wtedy byś zmienił zdanie
"Wszystkie filmy z lat '20-'60 uznawane są za arcydzieła."
Nie, nie wszystkie. Nawet nie większość. Być może odnosisz takie (mylne) wrażenie, ponieważ większość tego, co jest rozpowszechniane i chętnie oglądane, rzeczywiście JEST przynajmniej dobre. Ale to kwestia odwróconej optyki. Broni się to, co jest dobre. Cała reszta zalega w przepastnych archiwach. Tandety i przeciętności razem wziętych zawsze było, jest i będzie najwięcej.
Piszesz "aktorstwo, zdjęcia, montaż". Tylko wiesz, można wymieniać składowe filmu, starać się dopieścić poszczególne elementy, a i tak wyjdzie byle co. Z drugiej strony - mamy filmy bynajmniej nieidealne pod względem formy, a ogląda się je z wypiekami na twarzy i zalicza potem do arcydzieł. To trochę tak jak z grami. :) Co z tego, że technika poszła do przodu i najnowsze gry są w pełni 3D i mają o 10 razy lepszą grafikę niż te sprzed 12 lat, skoro IMO wciąż trudno dorównać np. takiemu "Crashowi" na PSOne. :) Bo miał to coś. Identycznie jest z filmami - to fakt, technika stała kiedyś o wiele niżej niż teraz, ale taki "Bulwar Zachodzącego Słońca" czy "Psychoza" to Kino przez duże K. A co do montażu polecam "Obywatela Kane'a" - jest kilka tricków montażowych, które mogą zaskoczyć nawet zblazowanego widza XXI wieku. Aktorstwo? Ależ proszę bardzo. :) Clark Gable i Claudette - "Ich noce" (1934), Jack Lemmon w "Garsonierze" (1960), Cybulski w "Popiele i diamencie" (1958), Henry Fonda w "Dwunastu gniewnych ludziach" (1957), William Holden w "Stalag 17" (1953) i - last but not least - rewelacyjny Marlon Brando w "Tramwaju zwanym pożądaniem" (1951).
Dziękuję za tytuły, na pewno ich nie obejrzę (tylko dlatego, że nie przepadam za starym kinem, zero złośliwości ;) ). Zgadzam się w 100% z tobą, jeśli chodzi o nowoczesne techniki w kinie, grach, muzyce. To nie jest najważniejsze i w żadnym wypadku nie jest to wyznacznik klasy filmu/gry/muzyki.
Jednak ciągle utrzymuję swoje zdanie, że dziś w średniej klasy filmie, aktorstwo jest lepsze od tego w większości "arcydzieł" dawnego kina, a w Polsce to już całkiem. Aktorzy amerykańskich seriali, grają lepiej niż nasi wielcy artyści. Nic mnie tak nie wkurza jak przenoszenie teatru do kina. To nadinterpretowanie każdego zdania i zbyt uczuciowe wyśpiewywanie słów z idealną dykcją. Wrrrrrr.
"Dziękuję za tytuły, na pewno ich nie obejrzę (tylko dlatego, że nie przepadam za starym kinem, zero złośliwości ;) )"
Szkoda, że ich nie obejrzysz. Ale w takim razie nie bardzo rozumiem - swój osąd nt. starego kina musiałeś jakoś sobie wyrobić. Jeśli nie widziałeś żadnego z tytułów, które wymieniłam, to co widziałeś? Może rzeczywiście jakieś same podrzędne filmidła i stąd takie a nie inne podejście? ;)
no właśnie to takie podejście jest, trochę uprzedzenie. 'Dwunastu Gniewnych Ludzi' np. nie na darmo jest na 6. miejscu w rankingu filmwebu, ludziom nie robi różnicy, że jest inny niż współczesne filmy bo trzyma tak wysoki poziom w każdym aspekcie, że się nawet na to nie patrzy. Ogólnie ja się z nim zgadzam w wielu aspektach, no ale widać, że braki są. Zresztą to się przeniosło na trochę późniejsze czasy bo mowa była o latach 20-stych najpierw. Widzę, że taki Dobry, Zły i Brzydki np. mu się spodobał bardzo, czyli można ;) Generalnie w latach 50-tych tak zaczęło się już nowoczesne kino, już się zaczęły przebłyski tego co mamy dziś, ba, już powstawały filmy na dzisiejszym poziomie. Wiadomo różniące się detalami. Ale praca kamery, montaż czy aktorstwo na pewno nie było teatralne.
No i czekam na odpowiedź gdzie widział podobny film do Artysty i czemu ten film niby nie jest nowością według tego co przytoczyłem później? ;)
Dlaczego nie jest nowością? A no dlatego, że takie filmy były jednymi z pierwszych jakie kiedykolwiek powstawały. Niedługo film w 2D będzie uznawany za nowość i oryginalność, idąc twoim tokiem myślenia.
'Dlaczego nie jest nowością? A no dlatego, że takie filmy były jednymi z pierwszych jakie kiedykolwiek powstawały. Niedługo film w 2D będzie uznawany za nowość i oryginalność, idąc twoim tokiem myślenia.' - ty naprawdę nie rozróżniasz pojęcia 'bawienie się konwencją kina niemego', a 'film niema?' Dlaczego według ciebie jest to to samo?
Myślę, że widziałem do końca jeden film po którym mówię co mówię - "Przeminęło z wiatrem". Kocham ten film, naprawdę, ma w sobie coś, czego nie mają filmy dzisiaj - piękną historię. Jednak sam jestem w tym momencie trochę niesprawiedliwy, bo przymykam oko na TEATRALNE aktorstwo i oczywiście przy wszystkim co jest nie do końca doskonałe, mówię: ale jak na tamte czasy to super! Jednym słowem robię wszystko czego nienawidzę u innych. Straszny ze mnie hipokryta.
To wszystko tylko jeśli chodzi o "Przeminęło z wiatrem". Oprócz tego widziałem "Buntownika bez powodu", "Mężczyźni wolą blondynki", "300 spartan" i westerny pana Leone. No właśnie, westerny. Jest to jedyny gatunek filmowy, który już nigdy nie będzie na takim poziomie jak kiedyś (chociaż ostatnio bracia Coen poradzili sobie bardzo dobrze z "prawdziwym męstwem"). Reszta filmów, które wymieniłem była w porównaniu do dzisiejszych produkcji, przynajmniej mniej ciekawa. Nie chcę się bronić, że nie znam i się wypowiadam, bo trochę w tym racji - nie bardzo się znam, ale wypowiadam się i myślę, że mam do tego prawo. Po prostu mierzi mnie jak włączam TCM, żeby zobaczyć chwalony w niebiosa film, a tam główny bohater recytuje swoją kwestię tak wyniośle, że dziwie się, że nie popuścił przy tym.
Aleś się przyczepił do tego aktorstwa, no! ;) Ja się nawet zgadzam, że grano wtedy czasem z pewną manierą, która może trochę irytować. Ale, na litość, nie zawsze! Byli aktorzy, którzy rzeczywiście deklamowali swoje kwestie mało przekonująco, a byli i tacy, którzy od dzisiejszych top-aktorów nie różnili się wcale (choćby Marlon Brano w "Tramwaju zwanym pożądaniem").
Przy okazji - jeszcze parę lat temu miałam podobne zdanie nt. klasyki jak Ty. :) Na szczęście któregoś dnia zupełnie przez przypadek zobaczyłam na TVP Kultura fragment "Dzisiejszych czasów" Chaplina. I wpadłam. :) Potem poszło już z górki. I cieszę się, bo inaczej nie zobaczyłabym mnóstwa wspaniałych filmów. BTW akurat "Buntownik bez powodu" to moim zdaniem przereklamowana rzecz. ;)
Oj "Buntownik..." nie jest przereklamowany, wybitna rola Deana (nie wyobrażam sobie chyba w dzisiejszych czasach żadnego aktora, który by jej podołał, może dlatego, że brak aktora o takiej charyzmie i osobowości jak Dean). BTW strasznie mnie w tym filmie irytowała Wood ;]
Bo patrzysz z perspektywy widza dzisiejszego. Spróbuj odrzucić całe doświadczenie współczesności a może zobaczysz magię tamtych filmów. I uwierz mi są ludzie, którzy NAPRAWDĘ zachwycają się klasykami. Nie dlatego, że są klasykami. Ale dlatego że potrafią zobaczyć często te rzeczy, które w kinie widzieli ówcześni danemu filmowi widzowie. Gdyby nie tamte filmy, dzisiejszych być nie oglądał, choćby dlatego należy im się szacunek. I chcę zaznaczyć, że istnieją 'klasyki-chłamy', np. Lady In The Lake. I nikt się nim raczej nie zachwyca.
"Wszystkie filmy z lat '20-'60 uznawane są za arcydzieła."
Co za bzdura. Z tysięcy ówcześnie nakręconych filmów to arcydzieła są liczone co najwyżej w kilku tuzinach. Reszty filmów, zwłaszcza idących w komercję (która ówcześnie oczywiście była) nikt nie pamięta (Filmy pokroju, że tak zaczerpnę z "Artysty" - "Niemieckiej Awantury", "Rosyjskiej Awantury" etc).
Zle podchodzisz do tematu. W każdych czasach jest pełno dobrych filmów. Jednak teraz do mainstramu przebija sie "sieczka" ze względu na powszechną komercjalizacje i nie dotyczy to tylko kina. Nie powiesz mi chyba ze dzisiejsza muzyka w radiu - patrz Rihanna etc jest lepsza niz muzyka Pink Floydów? To pierwsze ma generować zysk i cały marketing skupia sie koło jednej osoby - treść muzyczna jest na 2,3 miejscu ja osobiście nie odróżniam od siebie dzisiejszych wykonawców (wszyscy brzmią tak samo), a to drugie to szczera muzyka - poczytaj ile dostali Pink Floydzi za nagranie plyty a ile dostaje Rihanna za singla.
To samo jest z filmami, kiedys powstawały po to by bawić oko ale również coś przekazać - albo jakąś głębszą treść (np. filmy Kurosawy) albo zarazić klimatem (np. Ojciec Chrzestny).
I na koniec zgadzam sie że technika poszła do przodu, co więcej wydaje mi sie że idzie w tym kierunku że za niedługo kamera sama będzie kręcić film, a aktorów wogóle nie bedzie, bo i po co - komputer zrobi to lepiej.
Pozdrawiam.
moim zdaniem film jest przereklamowany, to, że jest niemy nie oznacza, że jest wyjątkowy! ale ludzie dają się łapać na takie sztuczki skoro krytycy mówią, że super to musi być super :)
Jest oryginalny. Nie muszą krytycy mówić co i jak, aby ludzie się tym zachwycali (mi, mimo nominacji jakoś gra psa się nie spodobała). Po prostu, chociaż sama fabuła jest jaka jest, to forma czarno-białego niemego filmu wypada całkiem zachęcająco, przy tych wszystkich Conanach 3d, Smerfach 3d, Transformersach 3d, Kapitanach Amerykach i czart wie co jeszcze. Tutaj reżyser poszedł w klasykę, która wielu zaskoczyła. Nie powiem, takie sceny jak koszmar Jerzego i ta szklanka waląca o blat, śmiechy etc były ciekawym zabiegiem... Film na tle całej gammy współczesnych produkcji jest jak najbardziej wyjątkowy.
a ja nawiążę do nazwy tematu ,,Wspaniały hołd" - dokładnie hołd, ale moim zdaniem w porównaniu do filmów niemych powstałych w tamtym okresie Artysta wypada bardzo blado i nie może się równać z klasykami lat 20, 30tych. Dlatego tez nie rozumiem skąd ten zachwyt, moim zdaniem te wszystkie nominacje są na wyrost, dla mnie Artysta jest tylko kopią, a z arcydzieła nic nie ma. Wydaje mi się, że ludzie dają się trochę nabrać na te całą otoczkę, jak to kiedyś ktoś dobrze napisał ,,stara nowość",ale czy ten film na prawdę coś wnosi ?
Zgadzam się, w porównaniu do produkcji z okresu (chodzi o fabułę) to jest słaby (w tamtych czasach zostałby zadeptany, przeszedłby bez echa). Wnosić wnosi - zakurzony powiew świeżości na rynek opanowany przez supergigantycznoefektywne produkcje. Obrazowo, jakby człowiek cały czas zajadał kawior i popijał szampanem, dzień w dzień, przez rok to by w końcu z pewnym entuzjazmem przywitał talerz kaszanki, co jest normalne i zrozumiałe.
Reżyser był sprytny, zaryzykował, zaskoczył wszystkich i wygrał przez swą oryginalność - osobiście uważam iż nominacje są słuszniejsze niż w niejednym przypadku.
Przynajmniej w niektórych punktach (nominacji dla psa nie jestem wstanie zrozumieć).
Nie no, bez przesady z tym "w tamtych czasach zostałby zdeptany". Trudno wyrokować o takich kwestiach. O sukcesie/porażce filmu decydują naprawdę rozmaite czynniki poza samą wartością artystyczną (która też jest raczej intersubiektywna niż obiektywna). To jest prosta historia, zgadza się, ale świetnie - pod względem estetycznym, aktorskim, reżyserskim - opowiedziana. Pytanie zresztą czy taki film mógłby faktycznie powstać w tamtych czasach... To jednak opowieść sentymentalna, spojrzenie z pewnej perspektywy, a do tego trzeba paru lat dystansu. Nie ma kompletnie sensu porównywać filmu niemego zrobionego w 2011 do filmów niemych robionych w latach 20.
A propos psa - jaka nominacja? :D
Prawda, przesadziłem nieco.
Z tą nominacją to chyba się istotnie pomyliłem... ;) A może nie...
z tym psem rzeczywiście chyba trochę popłynąłeś bo mi o uszy też nic takiego się nie obiło :)
A nie był to przypadkiem żart dziennikarski? ;) Jak pies (czy jakikolwiek zwierzę) może być nominowane do Oscara? :D
Już wiem!
"Serwis branżowy Movieline prowadził kampanię na rzecz przyznania mu Oscara"
Z tego nic nie wyszło, ale "Metro" zrobiło swoje, a ja się sytuacją żywiej nie interesowałem.
A ja bym pieskowi dała Oskara - choćby trzeba było nową kategorię utworzyć. Był fenomenalny! :-) Swoją drogą, bardzo ciekawa ta Wasza dyskusja. Diano - jestem całym sercem po Twojej stronie! :-)
obejrzałem po raz drugi i trafił do mnie, przyznaje sie do błędu, wszelkie nominacje absolutnie zasłużenie, w kategorii najlepszy film jedyną konkurencją mogą być Służące!!!
Oby jak najwięcej osób nie zarażając się wczęsniejszymi obawami samo spóbowało się przekonać co w tym filmie takiego jest. Najelepiej na dużym ekranie
http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2012/02/artysta-czyli-co-ja-na-to-poradze -ze.html#more
Przykry jest ten film. Boleśnie banalny, przewidywalni i w złym guście. Ten film nie jest hołdem dla kina niemego, ale jego obrazą. Niestety obraża też widza.
http://slowter.wordpress.com/2012/02/10/artysta/