Niezwykły film zrobiony z godnym podziwu rozmachem. Oglądamy przeplatankę kilku historii dziejących się w różnych epokach co samo w sobie nie byłoby takim atutem gdyby nie fakt, iż narracja prowadzona jest w odmiennych konwencjach. Poszczególne wątki są ciekawe bynajmniej nie tylko z tego względu, że zawierają odniesienia do pozostałych historii. Los wielu z bohaterów wciąga niezależnie od tego.
Smaku dodaje zaś to, iż wszystkie opowieści są obsługiwane przez tych samych aktorów. Charakteryzacja i przechodzenie od stylistyki science fiction do filmu kostiumowego sprawia, iż dopiero napisy końcowe pozwalają na zorientowanie się w ilu kreacjach wystąpił dany aktor. Niezależnie jednak od ilości jakość nie schodzi poniżej solidnego poziomu. Wiele ujęć jest zaś cudownych samych w sobie. Mój prywatny numer jeden to jedna z końcowych scen gdzie Cavendish uśmiechając się do swojej dawnej miłości (Susan Sarandon) staję się parędziesiąt lat młodszy.
To co razi w tym filmie to tzw. "filozoficzna wymowa". Jeśli filmu dotykają Wachowscy to mimo nasycenia go efektami specjalnymi i tak chcą dotrzeć do widza także jakimś głębszym przekazem. W "Atlasie Chmur" zbyt często pojawiają się kwestie, które same w sobie stanowią mniej lub bardziej zgrabne aforyzmy. Wplecenie wielu złotych myśli może dodać filmowi intelektualnego poloru będzie to jednak połysk sztuczny.
Jeśli chodzi o sam "przekaz" to osobiście widzę gdzie indziej zagrożenia dla porządku społecznego i źródła tych zagrożeń niż Wachowscy więc ich wizja mnie nie przekonuje. Zdaję sobie jednak sprawę, że film to nie traktat filozoficzny.
Dziwi mnie zaś, że oprawa tego filmu zyskała tak małe uznanie (mierzone nagrodami). Scenografia, charakteryzacja, oprawa dźwiękowa - wszystkie te elementy były wykonane świetnie, a mimo tego nie zyskały uznania krytyków. Rozumiem, że konkurencja na tych polach była w 2012 spora jednak wciąż żal, że ten film nie załapał się na żadną nominację do statuetki.
Jak zwykle po obejrzeniu filmu Wachowskiego żałuję, że nie jest on bardziej płodnym twórcą. Przede wszystkim cierpi na tym Hugo Weaving. Aktor obdarzony znakomitym głosem i mimiką twarzy nie znajduje uznania u największych współczesnych reżyserów. Dobrze więc, że szerszej publiczności pokazuje go przynajmniej klan Wachowskich.
Hugo Weaving nie potrzebuje żadnego uznania on tworzy kreacje które będą zapamiętane na zawsze. Agent Smith albo Elrod wielki szacun dla niego.
Oczywiście, że potrzebuje uznania. Nie tylko ze strony publiczności, ale również ze strony twórców. Bez uznania nie będzie kolejnych ról. Można po 1000 razy oglądać Matrixa albo Władcę Pierścieni, ale znacznie przyjemniej byłoby oglądać Weavinga rok w rok w głównych rolach w filmach będących głównymi wydarzeniami w danym roku.
Pozdro