PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=580801}

Atlas chmur

Cloud Atlas
2012
7,1 184 tys. ocen
7,1 10 1 183825
5,9 54 krytyków
Atlas chmur
powrót do forum filmu Atlas chmur

Dokładnie. Jest mi potrzebny ktoś taki, żeby wytłumaczył mi o co w tym filmie chodzi? O walkę jednostki z bezdusznym systemem? Siłę miłości bo "amor omnia victis"? Klucz do zrozumienia zagadki bytu? Obejrzałem film wczoraj i jedyne, co na mnie zrobiło wrażenie to charakteryzacja, więc jeśli ktoś byłby w stanie wyjaśnić mi, co łączy rozrzucone w czasie kilka historii sprawiających wrażenie pobieżnych szkiców, to byłbym wdzięczny.

ocenił(a) film na 3

Podstępnyś alboś odważny))))Zniesiesz to wszystko co napiszą ci "madrzejsi"?)))))))))))

użytkownik usunięty
Marekgdapl

Naprawdę jestem ciekaw co łączy te historie. Być może przeoczyłem jakiś istotny, albo nawet kluczowy fragment fabuły. Bez tego ani rusz nie pojmę opiewanego przez wielu geniuszu tego dzieła, a nie chcę wyjść na głąba, co to nie rozumie, kiedy wszyscy rozumieją. Liczyłem na to, że w setkach komentarzy na filmwebie znajdę jakiś pomocny spojler i nie zauważyłem takiego. Znalazłem tylko stwierdzenie, że wszystkie te historie się łączą, ale ja nadal nie wiem jak. Ponawiam pokorną prośbę o pomoc :)

Osoby które się spotykają w różnych czasach, odnoszą wrażenie, że tego kogoś już wcześniej poznali, słyszeli już tę melodię itp. Coś w stylu różnych wcieleń tych samych osób w odmiennych czasach.

użytkownik usunięty
asynchronlczny

Dziękuję, ale tyle to sam zdążyłem zrozumieć (przecież występują nawet ciągle ci sami aktorzy w różnych wcieleniach właśnie:). Oczekiwałem jakiegoś wspólnego mianownika dla tych wszystkich historii. Czegoś w rodzaju np. czarnego monolitu z "Odysei Kosmicznej"... Jak dla mnie to wygląda to tak jakby ktoś w ramach beztroskiej twórczości pozaczynał kilka wątków naraz, a potem olał ich zakończenie zbywając widza czymkolwiek, co mu akurat na myśl naszło. No dobra, przejrzę jeszcze raz te wcześniejsze komentarze.

Jako wspólny mianownik możesz uznać melodię przewodnią filmu, o ile dobrze pamiętam pojawiła się w każdej historii.

użytkownik usunięty
asynchronlczny

Obawiam się, że nie o taki wspólny mianownik mi chodziło. Muzyczny temat przewodni pojawia się w co drugim, jeśli nie w każdym filmie i w przypadku fabuł dziejących się w różnych okresach czasu nie jest to raczej główny watek spajający całą historię.

Tylko, że tutaj nie ma jednej historii, jest ich sześć. One same nie są ze sobą bezpośrednio powiązane, czynnikiem łączącym jest właśnie pewna melodia oraz postacie. Postępowanie jednej z nich może się odbić echem nawet po upływie setek lat, pewien związek przyczynowo skutkowy to właśnie jest chyba to co autorzy mieli do przekazania.

ocenił(a) film na 8

A może wspólnym mianownikiem jest pragnienie wolności i głoszenia prawdy?

ocenił(a) film na 3

"Osoby które się spotykają w różnych czasach, odnoszą wrażenie, że tego kogoś już wcześniej poznali, słyszeli już tę melodię itp. Coś w stylu różnych wcieleń tych samych osób w odmiennych czasach."
To już nic lepszego Ci się nie trafi...masz sztandarowego geniusza i jego tłumaczenia.
Parafrazując...coś w stylu inteligenta we własnej osobie na miarę naszych czasów))))))))

Marekgdapl

Mareczku, znowu próbujesz ironizować. Wysil chociaż raz tę łepetynę, spróbuj napisać coś konstruktywnego. Naprawdę nikogo nie obchodzi twoje szczekanie. Underteskin oczekiwał konkretnych informacji a nie owoców twojej mizerii intelektualnej. Rozumiem, że chciałeś poszarpać nogawkę, ale już starczy, sio.

ocenił(a) film na 3

Coś dostałeś..."konstruktywnego")))))
A ja ci konstruktywnie polecę wcześniejsze wątki.Chociaż mało tam konkretów, wśród tłumaczeń tego filmu,czy ewentualnych zachwytów.
Dajmy szansę obrońcom.
Moze ktoś sie wzniesie ponad poziom czegoś, w stylu konstruktywnej odpowiedzi jaką otrzymałeś ...itp.)))))))))))))))))))))

użytkownik usunięty
Marekgdapl

Ok. Przejrzałem te wcześniejsze wątki. Najczęściej pisze się tam o tym, że kto nie zrozumiał filmu ten cep, ale nikt niczego nie wyjaśnia. Nie należę do ludzi, którzy pieją z zachwytu nad czymś bo tak wypada. Kiedyś rozmawiałem z pewnym wydawcą na temat Masłowskiej. Oto jak wyglądał dialog:
Wydawca: To pan nie wie kim jest Masłowska? Przecież to genialna młoda pisarka, nadzieja polskiej literatury, wspaniały debiut (etc.)
Ja: Mimo tych ochów i achów nie pojęcia o co jej chodzi. Ja się zamuliłem w tych efektownie pustych słowotokach.
Wydawca: No co też pan? Trzeba mieć szeroko otwarty umysł (etc.)
Ja: Przeczytał pan tę "Wojnę polskoruską"?
Wydawca: Szczerze?
Ja: Szczerze.
Wydawca: Daj pan spokój, miałem dosyć po pięćdziesięciu stronach.

Po co to przytaczam? Bo tak wygląda sprawa z "Atlasem Chmur" Banalny jak budyń przekaz., kiepsko poprowadzony scenariusz. Nikt nie wie o co chodzi, ale nie wypada mówić tego głośno. To ja z czystym sumieniem dam 3 wyłącznie za charakteryzację i za obsadę. Nie czytałem książki, ale jeżeli jest na poziomie filmu to zastanawiam się z jakimi częściami ciała pomieniali się na głowy ci, którzy porównują klasę autora do poziomu Nabokova. Dziękuję.

ocenił(a) film na 3

Co do oceny filmu jesteśmy zgodni jak i podstaw pewnych opinii o nim)
Cytując Łysiaka:"...życie przypomina wernisaż,pełen głupców,którzy im mniej rozumieja tym głośniej cmokają"))))
Nie pierwszy raz go przytaczam...ale pasuje jak ulał do tych licznych zachwytów nad pretensjonalnymi kiczami w "stylu czegoś"na miarę naszych obrazkowych czasów))))Gdzie "monolitem' dla co poniektórych,z błędnym rozpoznaniem stosunku, ego do intelekty, jest.....muzyka.
Kuriozum)))))))))))))

ocenił(a) film na 3

Co do książki...byłem dzisiaj w bibliotece.Zapytałem o tytuł,chociaż film mnie lekko zniechęciła.Ale książka wpisana na liste 100 "obowiązkowych"))))Trzeba.
Znajoma bibliotekarka, wyraziła opinię,że z czytelników z którymi ma lepszy kontakt mało kto przebrnął.A jak to zrobił, to raczej "bez zachwytu")

ocenił(a) film na 7
Marekgdapl

A to dziwne, bo mnie "Atlas..." wciągnął niezwykle. O książce mówię. Choćby formalny zabieg łączenia wielu form narracji (dziennik, listy, 3 os. itd.) jest ciekawy. Opowieści odrębne, a jednocześnie połączone jedną nieuchwytną tajemnicą.
Ale ja lubię "opowieści dziwnej treści", począwszy od Marqueza, poprzez Eco, aż po Murakamiego.
Od tych mniej ambitnych czytadeł po te dla "wybranych", snobistycznych intelektualistów" ;)

Masłowskiej nie lubię, ale doceniam jej słowotok, bo przekracza wręcz granicę oniryzmu, a o to niełatwo w literaturze.
I przebrnęłam przez "Wojnę polsko-ruska", więc nie bazuję na ocenie literackiego "ogółu".
pozdrawiam

ocenił(a) film na 3
Offi

Cóż....nadal mam zamiar przeczytać.Wpisałem sie w kolejkę oczekujących,powstałą na fali popularności filmu.
Jak na razie mogę co najwyżej przekazywać cudze opinie na temat książki.Twoja jest kolejna.
Własną będę posiadał za około 3 miesiące.

ocenił(a) film na 7
Marekgdapl

Miłej lektury. :)

ocenił(a) film na 4

Hm. ja akurat Masłowską przeczytałem, uważam, że jest doskonała - przekaz może przeciętny, ale pod względem formalnym - absolutnie niezwykłe zjawisko. Co do porównań autora "Atlasu" do Nabokova pełna zgoda - nieporozumienie. Akurat czytałem "Obronę Łużyna" - piękna książka. Porównuje się go też do Dicka (kuriozum); Murakamiego czytałem jedną rzecz - taki japoński realizm magiczny; ale w sumie przeciętność

ocenił(a) film na 7
jos_fw

I tu jeszcze muszę. :)
Lubię, choć ślepym fanem i wyznawcą nie jestem, ale "Sputnik Sweetheart" to jedna z najlepszych opowieści o miłości i samotności, jaką dane mi było przeczytać. Daleko od przeciętności wg mej osobistej opinii.
Również zbiory opowiadań tego autora są warte uwagi.
Reszta nie tak udana.

Co do porównań. Tylko czas odpowie na pytanie, czy któryś z obecnie będących "na fali" przetrwa i "dorośnie" do poziomu klasyka. Lubie jednak te "fale", bo dzięki nim docieram czasem do autora, o którym wcześniej nie słyszałam, a który ze mną zostaje na dłużej.
"Atlas..." dla mnie wybitną literaturą nie jest, ale już dobrą książką na pewno.

ocenił(a) film na 4
Offi

Czytałem Kafkę nad morzem - nie uważam, by było to złe, ale jest nienadzwyczajne. Postanowiłem więcej nie czytać - bo jak mnie autor nie olśni, to szkoda czasu, moim zdaniem, na dalsze penetracje twórczości. Ale skoro polecasz Sputnika to pomyślę. Chodzi o skalę tych porównań - Nabokov (geniusz) + Dick (prorok i szaleniec, zwany Dostojewskim SF). Nie za mocne?

ocenił(a) film na 7
jos_fw

Nabokov nie jest dla mnie geniuszem. Co nie znaczy, że go nie cenię - ale to na marginesie zupełnie.
A Dick, genialny paranoik, na pewno nie ma za wiele wspólnego z Dostojewskim ;)
Proszę zobaczyć, jak różnimy się w ocenie nawet tutaj, ale też jestem dość "ostra" w ocenach nawet klasyków :)
A i też na marginesie - zawsze uważam, gdy coś komuś polecam - to, iż mnie zachwyca nie oznacza, że kogoś zachwyci.

A skala nie tyle przesadzona, co nieadekwatna zupełnie.
Wszyscy trzej prezentują inny styl, inne gatunki wręcz. Nie za mocne więc, a zwyczajnie głupie i wyraźnie wymyślone przez marketingowców tego lub owego wydawnictwa. To powszechna dziś praktyka niestety.
A dlaczego? Bo marnieje z dnia na dzień ilość tych, co tak naprawdę znają i Nabokova, i Dicka, i Dostojewskiego.
A nazwiska im się o uszy obiły, więc książka się sprzeda lepiej.

Mitchell jest ciekawy, formalnie i treściowo, nagroda Bookera zasłużona wg mnie, dobrze się się czyta i można go śmiało postawić obok Murakamiego, Wattsa, McCarthy'ego. Ale już w tym ostatnim przypadku mam wątpliwości, bo Cormac McCarthy to dla mnie już dziś jeden z klasyków, Mitchell na pewno nie ma tej siły, czy jeszcze... się okaże...

ocenił(a) film na 4
Offi

Hm, ja też zachowuję się trochę marketingowo - bo określenie "Dostojewski SF" nie jest moje - wymyślił je Lech Jęczmyk, tłumacz Dicka (ostry prawicowiec, Marku ))) . Ja raczej - gdybym się miał nad tym zastanowić - określiłbym Dicka mianem "Kafki SF". Watts? Peter Watts? Autor Ślepowidzenia? rzecz świetna, moim zdaniem. Co do Cormaca - zatrzymałem się na Drodze, podobała mi się, ale nie olśniewająco. Zastanawiam się nad To nie jest kraj..., bo to świetny film był, no ale ja kocham Coenów.

ocenił(a) film na 7
jos_fw

Tak - Peter Watts. Wg mnie solidne hard sf, idące drogą Lema poniekąd. Zdolny autor, wyrazisty styl. Chyba z tych młodszych tylko Chiang zrobił na mnie podobne wrażenie, ale to mistrz krótkiej formy. A u nas Dukaj. Z Cormaca bym poleciła bardziej "Krwawy południk", mimo iż Coenów też lubię bardzo.
I tu też dochodzimy do tematu ekranizacji. Są te bardzo udane (jak film Coenów) i mniej.
"Atlas..." to trudny materiał do ekranizacji, bardzo trudny, bo wg mnie jego siła nie tkwi w prostych dość opowieściach, a pomiędzy nimi, np. i m. in. w różnorodności narracyjnej, w zamianie planów. Mitchell potrafi przeskakiwać umiejętnie od monologu wewnętrznego jednej postaci do drugiej w ramach jednego dialogu, wrzucając jedno zdanie, co dynamizuje jego prozę. Mamy list, dziennik, narrację 3-osobową, więc i różne plany obserwacji postaci i ich motywów. Ba, czytelnik jest przenoszony w różne epoki, by być może dostrzec, iż bez względu na to, kim jesteśmy i gdzie jesteśmy, a nawet kiedy jesteśmy, to nasze wybory są w istocie podobne, oscylując wokół naszych etycznych i moralnych zasad. Ich skutki też w istocie są podobne, mogą podkreślać lub przekreślać nasze człowieczeństwo (albo to, co chcemy zwać człowieczeństwem).
Trzeba mistrza, by uchwycić te niuanse. Wachowscy są "wizualistami", lubią obraz, najlepiej z elementami sf, ale już z przekazaniem tego, co nie tkwi li tylko w obrazie, co w warstwie narracji, mają problem.

ocenił(a) film na 4
Offi

Przynajmniej w SF mamy dość podobny gust. Chiang jest wyśmienity - ale rzeczywiście, pisuje wyłącznie opowiadania; w Polsce ukazał się jeden zbiorek, rewelacyjny. Watts też mi się z Lemem kojarzy - dobra, twarda SF. Dukaj ostatnimi czasy jak dla mnie zbyt sążnisty - tomy przekraczające objętość Biblii trochę mnie przerażają, ale Lód przebrnąłem. Wolałem, jak pisał krótsze kawałki ("Szkoła" itp.)
Tak sobie pomyślałem, kiedy napisałaś o różnicowaniu środków wyrazu przez Mtchella - trudno znaleźć adekwatny język filmowy - Wachowscy chyba rzeczywiście na tym polegli. Ale że da się na ekran przełożyć literaturę epistolarną "Niebezpieczne związki" Frearsa przykładem.

ocenił(a) film na 7
jos_fw

Da się, choć "Niebezpieczne związki" Fearsa to już materiał przetworzony wcześniej na potrzeby sztuki i jednak dość jednorodny, mimo wszystko. Ale choć lubię tę wersję "Niebezpiecznych związków" to twierdzę, że ducha powieści de Laclosa nie oddaje w pełni żadna ekranizacja.

U Mitchella mamy jednak aż 6 wątków odmiennych narracyjnie. To nie tylko list, ale i narracja w pierwszoosobowa, trzecioosobowa. Różna dynamika, różny język każdej opowieści. Mitchell z tą różnorodnością radzi sobie doskonale.
Łatwo w takim przypadku o porażkę ekranizacji.

ocenił(a) film na 7
Offi

A i jeszcze jedno.
My tu mamy właściwie budowę szkatułkową. Opowieść w opowieści.

ocenił(a) film na 4
Offi

Z kolei "szkatułkowym" arcydziełem wydaje mi się "Pamiętnik znaleziony w Saragossie" Hassa - kongenialna ekranizacja (nawet przeczytałem kiedyś powieść Potockiego, choć słyszę, że odkryto nieznaną jej wersję; inaczej poskładaną). Bardzo misterna robota.

ocenił(a) film na 7
jos_fw

"Pamiętnik..." to jeden z moich ulubionych filmów. Dzieło Potockiego również mi się dobrze czytało, choć w tym przypadku - o dziwo - film cenię wyżej.
Ale to dowodzi li tylko, jak "Atlas..." jest trudnym przypadkiem do ekranizacji.
I jak ciekawą jest jednak książką :)

ocenił(a) film na 7
Offi

Dodam, że świadomie pomijam tu snujący się wątek reinkarnacji w "Atlasie...", bo choć spaja on powieść, jest elementem tajemnicy, otoczki świata, to jednak nie jest dla mnie jej sednem.

ocenił(a) film na 3

Ile razy już w swoim życiu zetknąłem się z tym zjawiskiem...książki,którą TERAZ się czyta...filmu,który TRZEBA obejrzeć.
Gdzie "po" otaczało mnie stado intelektualnych konformistów,nie mających odwagi, przypisać obowiązkowemu tematowi wszelkich rozmów towarzyskich, zwykłej przeciętności. Taka cena za stadne iskanie)))))))))))))
Oczywiście jak sie ma pchły,przy braku "higieny"

ocenił(a) film na 4
Marekgdapl

wybacz Marku, że akurat w tym wypadku się z Tobą nie zgodzę. Bo moim zdaniem istnieje w pewnych środowiskach moda na flekowanie Masłowskiej bez przeczytania

ocenił(a) film na 3
jos_fw

Tu nie o Masłowską chodzi..tak samo jak wypowiedź do której sie odnoszę Masłowską jest tylko "ilustrowana")

ocenił(a) film na 4
Marekgdapl

Rozumiem, że ona ilustruje tezę, pod którą pewnie bym się podpisał, gdyby nie to, że ona stanowi tę ilustrację. Miałem zabawną historię z tą książką, bo jej nie chciałem przeczytać - bo modna, itd. Namówili mnie młodzi ludzie. Zorgnizowali spotkanie na temat Masłowskiej i ja miałem być jednym z dyskutantów. Chcąc nie chcąc przeczytałem - i mnie olśniło. Najzabawniejsze było to, że podchodziłem jak do jeża i sądziłem, że będę na spotkaniu atakującym, tymczasem okazało się, że młodzi jej nie lubią, a ja stałem się jej obrońcą.

Marekgdapl

Ty mareczku nie wytłumaczyłbyś nic nawet gdybyś chciał. Prostackie docinki, to jedyne co się może zrodzić w tym twoim pustym łbie.

To moja minirecenzja filmu, a właściwie opis - może pomoże?
"Atlas Chmur" to film niezwykły, który pokazuje, jak wybory pojedynczych ludzi mają wpływ na przyszłość ludzkości, według słów Adama Ewinga wypowiedzianych do teścia pod koniec filmu: krople pozornie są małe, ale tworzą ocean. Gdyby Adam Ewing nie ocalił przed wyrzuceniem za burtę zbiegłego niewolnika Autuy, jego dziennik z podróży nie zostałby wydany, a on sam umarłby na statku. Jego dziennik umocnił nadzieję na lepsze jutro Roberta Frobishera, żyjącego 70 lat później w nędzy muzyka. Jego listy do znajomego Rufusa Sixmitha, pełne nadziei na lepsze jutro, umocniły determinację Luisy Rey, dziennikarki, która w latach 70. XX wieku wpadła na trop afery z elektrownią atomową w tle. Sąsiad Luisy, Javier Gomez, opisał jej walkę o poznanie prawdy, a ta książka z kolei umacniała nadzieję 65.-letniego Timothiego Cavendisha, którego podstępny brat zamknął w 2012 roku w domu starców. Po spektakularnej ucieczce Cavedish napisał książkę, na podstawie które ktoś nakręcił film. Ten film dodał otuchy Sonmi, kelnerce żyjącej w XXII wieku, w świecie, w którym zanikły normy bioetyczne, a ludzie tolerują klonowanie i jedzenie ludzkiej biomasy. Sonmi po męczeńskiej śmierci stała się natchnieniniem dla Meronym i Zachariasza jeszcze, jeszcze później... Sześć historii rozgrywa się naprzemiennie, dlatego nie jest to film dla każdego odbiorcy. Wymaga uważnego oglądania, nawet kilkakrotnego. Uczy jednak,że nie warto się w życiu poddawać.

ocenił(a) film na 4
mmm_kuzba

Wybacz, ale to ma być to wielkie przesłanie - "nie warto się w życiu poddawać". No to Rocky 3 też jest o tym. A ten efekt kropli - to jest transpozycja "efektu motyla"

jos_fw

Nie chodzi mi o jakieś wielkie przesłanie, tylko o przemyślenia autora książki, dość celnie przeniesione na ekran. Miałem okazję przeczytać książkę i widzę, że to owoc przemyśleń autora nad znaczeniem ludzkich wyborów i postaw. Ale można mieć różne odczucia, tak jak napisałem wyżej, jedni znajdą to w takich filmach, inni w zupełnie innych. "Efekt motyla" i "Rocky 3" również oglądałem, i też mi odpowiada takie kino.

ocenił(a) film na 3
mmm_kuzba

A nie wziąłeś pod uwagę faktu,że pewne niuanse dopowiadasz sobie z automatu,po przeczytaniu książki.
Film dla wielu,którzy nie mieli styczności z książką,zahacza o toporność,jeżeli chodzi o treści o których piszesz.
W filmie uległy w opinii licznych czytelników książki spłyceniu i uproszczeniu.Na tyle daleko idącym,że przekraczającymi pewną intelektualną granicę pomiędzy powagą a patosem i śmiesznością.

użytkownik usunięty
mmm_kuzba

Jak widzę coś tam się wykluło sensownego, niemniej stwierdzenie, iż "nie wziąłeś pod uwagę faktu,że pewne niuanse dopowiadasz sobie z automatu,po przeczytaniu książki" jest jakby łyżką dziegdziu w tej beczce miodu z racji tego, że może być trafne. Ciekawe, że wymieniono tutaj "Efekt motyla" - filmu, który podejmuje ten sam temat i choć, moim zdaniem, do geniuszu miliony lat, to jest to w "Efekcie..." ujęte w sposób znacznie bardziej zrozumiały, przez co przekaz staje się bardziej wyrazisty. Pozostaje mi jeszcze raz obejrzeć "Atlas Chmur". Mam nadzieję odnaleźć te wszystkie niuanse, które mi umknęły, a o których wspominasz. Przyznam się jednak, że "wybory pojedynczych ludzi mają wpływ na przyszłość ludzkości" oraz "nie warto się w życiu poddawać" godne są zamieszczenia na blogu Złotych Myśli jakiejś gimnazjalistki. choć z drugiej strony w banałach jest zwykle najwięcej prawdy (nic to, że brzmi jak jeszcze jeden banał :).

ocenił(a) film na 9
mmm_kuzba

mmm_kuzba - dziekuje, za ta minirecenzje :)

użytkownik usunięty

napisze drugi raz, według mnie film ma ukazać wszelkie formy walki o wolność i akceptacje, od czarnych, przez homoseksualizm aż po zmyślone "kelnerki"

użytkownik usunięty

To jest uogólnienie. Gdyby tak było to mielibyśmy raczej zbiór krótkich opowieści, coś w rodzaju "Paryż. Kocham Cię", tymczasem w "Atlasie..." mamy podobno do czynienia z fabularną całością. Może obejrzę to kiedyś jeszcze raz i będę mądrzejszy, niż teraz.

użytkownik usunięty

możliwe, że jest to tylko pewnego rodzaju podtekst, a jako główny temat w takim razie trzeba wziąć "tłumaczenie" wizji ciągłości życia i śmierci, jak w buddyżmie. w przeciwnym wypadku nie mam pojęcia o co może chodzić w tym filmie. Możliwe że także muszę być ciut mądrzejszy :)

ocenił(a) film na 7

Być może my powinniśmy byc mądrzejsi... ale może to film wcale nie jest głęboki? Tyle się nasłuchałam pozytywnych opinii na jego temat, ale prawda jest taka, że JA sama geniuszu "Atlasu chmur" zauważyć nie potrafię.
Czytając komentarze, tu na filmwebie, widzę, że wiele osób podziela moje zdanie, ale naprawdę pragnę zauważyć "to coś", co ten film ma, czego inne filmy nie mają.
Nie pozostaje mi nic innego, niż "podejście nr 2".

Największym problemem tego filmu są jego recenzje. "Atlas Chmur" jest dobry, nie jest arcydziełem, nie jest genialny, nie jest też gniotem, ni przeciętniakiem, jest po prostu dobry. Problem jednak w tym, że ochy i achy sprawiają, że oczekuję się czegoś genialnego i odbiór filmu na tym traci. Oczywiście jeśli ktoś podatny na opinie mediów, zacznie zachwycać się filmem, który niekoniecznie musiał wywrzeć na nim wrażenie: "no bo jakże to tak, że wszyscy się zachwycają, a ja nie! W tym filmie musiało być coś wyjątkowego. Najlepiej będzie jak powtórzę to, co już usłyszałem w mediach/od innych". Właśnie taka presja przeważających opinii i zachwytów potem sprawia, że przeciętny Kowalski, choćby się nudził, powie: "zajebiste to było". Nic dziwnego, że ktoś szczerze wyrażający swoją opinie, wpada w szał, że ma do czynienia z kolejnym "powtarzaczem".
PS. Podobnie było z "Incepcją".
Pozdrawiam.