Warto pamiętać ze to adaptacja książki Davida Mitchella, o której mówiono ze nie da się jej zekranizować. Rodzeństwo (już nie bracia) Wachowskich wraz z Tomem Tykwer'em (reżyser filmu Pachnidło) to zrobili. W dodatku w taki sposób, że danie nie jest ciężko strawne, niestety, bo to sprawia ze film spełnia obecną w coraz większej ilości filmów doktrynę w brzmieniu –„dla każdego coś miłego” – pomijając jedynie bardziej konserwatywnych z racji wątku homoseksualnego i to o zgrozo nie w wymiarze cielesnym co gorsza a czysto emocjonalnym i idealistycznym.
W filmie padają słowa „Wszystko jest ze sobą powiązane”- moim zdaniem wyrażają one po prostu istnienie człowieka, który nie może uciec od samego siebie po mimo czasu i przemian. Do dyspozycji mamy 6 przeplatających się przystanków czasowych, pierwszy to opowieść o XIX-wiecznym notariuszu biorącym udział w ekspedycji na Pacyfiku, biseksualnym muzyku żyjącym w latach 30. XX wieku, dziennikarce mieszkającej w latach 70. w Kalifornii, starzejącym się wydawcy w czasach współczesnych w Londynie, kolejny to losy klona w futurystycznej rzeczywistości i post apokaliptyczny osadnik z wioski nękanej przez kanibali.
Wszyscy bohaterowie walczą z tym co zastane - ze schematem, z obyczajem, ze złem, z własną słabością, z czegoś się uwalniają. Sprzeciwiają się pewnym zasadom w imię innych zasad. Film przepojony jest historiami które wszyscy dobrze znają, stereotypami, i niemal banałami. Sądzę ze uzasadnić można to tylko w jeden sposób. Na myśl przychodzą mi słowa Filozofa Hegla "rzeczywistość dąży do wypełnienia się idealna treścią" Chodzi tu o rzeczywistość społeczną i o idee powstające w naszym umyśle.
Co to ma wspólnego z filmem i wolną wolą? W filmie zawraca się uwagę na istnienie pewnych powszechników, idei, czegoś ponad czasowego, a dlaczego idee takie są? Istnienie schematów to nie wynik uwikłania i zniewolenia przez przeznaczenie, czy cykle historyczne, ale wynik pracy ludzkiego umysłu która jest uwarunkowana ewolucyjnie, dlatego można powiedzieć ze w ludziach istniejących za "10 tysięcy" lat będzie coś z naszego schematu myślenia i pracy naszego umysłu. Zgodnie z teoriami psychologicznymi umysł składa się z kolejnych elementów nadbudowy, głęboko w środku działamy na poziomie jaszczurki czy innego zwierzęcia- to warstwa popędów i instynktów i tak dalej zgodnie z Freudem chociaż by. Podsumowując - to człowiek wytwarza schematy w które sam popada nie zauważając ich i uznając za zewnętrzne i niezależne od niego, są one uwarunkowane pracą ludzkiego umysłu. Tak się dzieje bo społeczeństwo nie jest sumą jednostek, społeczeństwo to rzeczywistość swoistego rodzaju, działania wielu jednostek dają nowa jakość zupełnie inną często od działania jednostkowego które na zbiorowość się składa.
To powyżej to tez moje wyjaśnienie wątków reinkarnacji których moim zdaniem w filmie nie ma. Takie przedstawienie sprawy to tylko konwencja, a chodzi o powtarzające się schematy niezależnie od czasu i przestrzeni towarzyszące człowiekowi - wywodzące się z pracy jego umysłu - determinowanej biologicznie jako potencjał.
Tak jak w socjologicznym podejściu właśnie, tak i tu, pojedyncza historia oddzielnie jest czymś innym a w połączeniu z pozostałymi sześcioma ma dać widzowi nową jakość… rzeczywistość swoistego rodzaju. Można ją postrzegać irracjonalnie- wtedy odkryje się wątki reinkarnacji i mistycznego połączenia miedzy ludźmi, albo racjonalnie i zobaczyć cykliczność historii warunkowanej schematami funkcjonowania ludzkiego umysłu. Wielość interpretacji filmu, jest jego zaletą.
Bardzo dobrze napisane, zgadzam się w zupełności. "a chodzi o powtarzające się schematy niezależnie od czasu i przestrzeni", padają nawet słowa wypowiadane przez postać graną przez Halle Berry, coś w stylu "zastanawiam się dlaczego wciąż popełniamy te same błędy". Według mnie film krytykuje "jednomyślność", namawia do wyzbycia się schematów i myślenia, bycia nieszablonowym. Jest mowa też o normach społecznych, czy religii, o granicach, które w rzeczywistości są naprawdę cienkie (bądź w ogóle nie istnieją), o odwadze jaka jest wymagana by granice te przekraczać. Było wiele ciekawych kwestii wypowiedzianych w tym filmie, nad którymi warto było się dłużej zastanowić. Część mi już niestety uleciała, bo film nie zwalniał tempa i każdą myśl, goniła następna. Myślę, że na pewno wrócę do tego filmu w najbliższym czasie. W kwestii wad, trochę bolało mnie aktorstwo, które zwyczajnie nie jest najwyższych lotów. W tym aspekcie film ratuje się trochę baśniową formą, która też mogła do końca nie przypaść do gustu. Zabrakło mi też rozwinięcia tej symfonii w końcowych scenach :)
Przy okazji. Mam wrażenie, że rodzeństwo Wachowscy swoimi filmami próbują usprawiedliwić swój sposób pojmowania rzeczywistości, bycia w społeczeństwie :)
Dobra interpretacja, ale warto również byłoby dodać, że te same schematy, idee, archetypy, które reprezentowały różne postacie, były na ogół odgrywane przez tych samych aktorów.
Warto tu zwrócić uwagę ze pomimo iż aktor Hugo Weaving grał pewne postacie w uniwersach zdarzeń nam przedstawianych to w tym ostatnim uniwersum dotyczącym post apokaliptycznej przyszłości nie ukazuje sie jako samodzielna postać, a podszept zła w umyśle Tona Hanksa. mimo ze prawdziwe zło istniało w postaci kanibali. Oczywiście to tylko drobna sprzeczność i nie zmiana to faktu ze w filmie mozna dostrzegać kwestie reinkarnacji, Jak pisałem film nie jest jednoznaczny i odbierać można go na rożne sposoby. Jednak autor książki zaprzeczał jakoby mu o ukazanie reinkarnacji w powieści chodziło, ale to uwaga na marginesie.
Nie interpretowałbym jego postaci w kategorii dobra i zła. Moim zdaniem rezprezentował archetyp kurczowego trzymanie się starych schematów, starego porządku. Innymi słowy był antyrewolucjonistą. W każdej historii ten schemat zachowań był wyrażany w nieco inny sposób. Raz był tylko szeptem w umyśle, innego razu wynajętym zabójcą - walczył w imię cudzej idei, stał też na straży aktualnego porządku a w innej historii nawet sprawował nad nim władze.
Tak, zgadzam się z tobą, jednak twoja wcześniejsza wypowiedz zasugerowała mi ze jesteś za wątkami reinkarnacyjnymi w filmie dlatego podałem przykład gdzie brak konsekwencji owych wcieleń. Co do rol Hugo Weaving chodziło mi o to ze grał negatywne postacie i było to konsekwentne do samego końca, z wyjątkiem tego ze w ostatniej roli nie był postacią a jedynie podszeptem w czyimś umyśle. Żeby nie było nie domówień, twoje uszczegółowienie jest zasadne i pogłębia interpretacje.
nie do końca się zgodzę. Film traktował o uniwersalności zdarzeń i połączeniu wszystkiego. Ale karma i reinkarnacja odgrywały tam sporą rolę. Kojarzenie muzyki, której się nigdy nie słyszało, albo tekst kompozytora o tym, że odczuwa jakby pracował kilka żyć nad symfonią "Atlas Chmur". Ponadto Koreanka w przyszłości zarządzanej przez korporacje w czasie fantastycznego momentu, gdy zgłębiała wiedzę użyła metafory "wyborów jak trajektorie kwantowe". To bardzo ważna metafora, obrazująca, że film twórcy filmu chcieli wcielić w tą produkcję nowego ducha, opartego o najnowocześniejsze teorie fizyki kwantowej, mówiące o braku czasu, życiu w równoległych rzeczywistościach i możliwości dokonania przemiany przyszłości, przeszłości i teraźniejszości w każdej chwili za pomocą jednego zdarzenia. To wielokrotnie pokazywano, jak jedna decyzja oddziałuje na inne rzeczywistości, z których każda jest jedną z trylionów możliwości. Ci sami aktorzy odgrywali role głównych bohaterów w różnych wątkach, co jeszcze raz podkreśla wątek reinkarnacji, wielokrotnie wnoszony również w dialogach.