Jako fan książki Mitchella podchodziłem do filmu Wachowskich z dużą rezerwą. Wydawało mi się
to niemożliwe, żeby ktoś był w stanie przełożyć skomplikowany świat z powieści na język obrazu.
A jednak. Mimo ze jest sporo uproszczeń w stosunku do oryginału, oczarowała mnie finezja z jaką
twórcy splatają kilka równoległych wątków. Wydarzenia zmieniaja sie tak szybko i sa tak
efektownie zmontowane, ze kompletnie nie czuje sie uplywu czasu, a atlas trwa trzy godziny. Ten
film zostaje w głowie, od wczorajszego pokazu ciągle mam go przed oczami i na pewno obejrzę
przynajmniej jeszcze raz. Doskonała muzyka, zdjęcie, fantastyczna charakteryzacja - warto
poczekać na przegląd wcieleń aktorów w napisach, kilka naprawdę zaskakuje. Warto zobaczyć.
"oczarowała mnie finezja z jaką twórcy splatają kilka równoległych wątków."
Reżyseria jest największym mankamentem tego filmu. Fabuła prowadzona jest konsekwentnie może przez pierwszy kwadrans, potem już wszystko się rozwala. Twórców "Speed Racera" i "Matrixa: Rewolucji" o żadną finezję nie posądzam i nie zobaczyłem jej.
"Wydarzenia zmieniaja sie tak szybko i sa tak efektownie zmontowane, ze kompletnie nie czuje sie uplywu czasu, a atlas trwa trzy godziny."
Ja zaś myślałem, że umrę z nudów i byłem zdziwiony, że trwało to tylko niecały 3 godziny. Myślałem, że 8.
"Ten film zostaje w głowie"
U mnie też, obok filmów Eda Wooda, jako kuriozum filmowe.
"Doskonała muzyka, zdjęcie, fantastyczna charakteryzacja"
Zdjęcia poprawne, muzyka raczej irytująca i tendecyjna (w kółko ten sam motyw, wspaniała i cudowna symfonia jako dość cienki kawałek). Charakteryzacja fantastyczna? Ja się śmiałem, widząc gumę, opinającą biedne gęby aktorów. Skośnoocy biali byli po prostu żałośni - czemu to miało służyć?
"warto poczekać na przegląd wcieleń aktorów w napisach, kilka naprawdę zaskakuje"
Tzn. które konkretnie zaskakują? Ja nie miałem żadnego problemu z rozpoznaniem odtwórców głównych ról.
Varshever, dziwię się ze nie wyszedles, bo ja bym 8 godzin w kinie nie wytrzymal, zyjemy w wolnym kraju, masz prawo krytykowac Atlas chmur, mi sie podobał i - szczerze mowiac - wali mnie Twoja opinia, jeśli zestawiasz ten film z Edem Woodem, bo - jak widać - poruszamy się w kompletnie innych sferach wrażliwości. Ja i tak pójdę jeszcze raz,bo mnie wzruszył i zachwycił, zyczę wszystkiego najlepszego
Skoro wali cię moja opinia (cokolwiek to znaczy), to po co odpisujesz? A właściwie nie odpisujesz, tylko czepiasz się, że JA nie wyszedłem, bo TY byś nie wytrzymał 8h w kinie. WTF? Ja bym wytrzymał 8h i nieraz to robiłem, niekoniecznie na dobrych filmach. Że poruszamy się w kompletnie innych sferach wrażliwości, zgoda. Dla mnie "Atlas chmur" jest badziewny w roli kina rozrywkowego i do tego infantylny, ale podejrzewam, że może spodobać się np. dorastającym dziewczynom czy innym smętnym nastolatkom. Myślę, że gdybym miał 13 lat, mógłby mi się podobać, bo pewnie dałbym się zwieźć pozornej głębi. Ale ten film nie jest głęboki. Jest naprawdę infantylny, zalatuje pierdołami z kategorii New Age. Sama wizja reinkarnacji, pokazana w "Atlasie" jest przecież absurdalna a główne przesłanie, wtłaczane widzom do głowy kilkakrotnie ("Nie zależymy od nas samych" itd.), to przecież oczywistość. Już pomijam takie kwestie, jak aktorstwo i reżyseria, bo mam wrażenie, że na planie albo nikt nie panował nad aktorami, albo przeciwnie - zmuszał ich do nienaturalnej gry. Fishburne przyznał kiedyś, że nie miał gorszych reżyserów od Wachowskich, którzy na planie "Matrixa" nie pozwalali na żadną improwizację. W rezultacie Morfeusz to kartonowa morda bez mimiki w wykonaniu świetnego artysty.
Varshewer, facet, który świetną adaptację genialnej powieści Davida Mitchella zestawia z filmami Eda Wooda, żyje w kompletnie innej sferze wrażliwości niż ja, odpisałem, bo skomentowałeś bezpośrednio elementy mojej wypowiedzi; ja praktykuje zasadę bo często oglądam na festiwalach, że jeśli jakiś film jest dla mnie tak męczący, jak Atlas był dla Ciebie, to wychodzę, zamiast się męczyć i wylewać żale na forach; też mam zastrzeżenia do scenarzystów, że mocno przeinaczyli niektóre wątki i uprościli zakończenie książki, ale nie odniosłem wrażenia, że film został źle wyreźyserowany i aktorzy grają źle, np. Jim Broadbent stworzył świetną kreację komediową w roli wydawcy Cavendisha (moja ulubiona postać z książki), a co do Fishburne'a - niech nie marudzi, gdyby nie "kartonowomordy" Morfeusz, nikt by go nie kojarzył i nie trzepałby teraz kasy w serialach. ps słowa "wali mnie" były trochę nie na miejscu, rzeczywiście, wybacz
"ja praktykuje zasadę bo często oglądam na festiwalach, że jeśli jakiś film jest dla mnie tak męczący, jak Atlas był dla Ciebie, to wychodzę, zamiast się męczyć i wylewać żale na forach"
Ale ja takiej zasady nie praktykuję (już zresztą to napisałem - czytałeś?). O męczeniu się i wylewaniu żalów na forach sam sobie dopowiedziałeś.
"też mam zastrzeżenia do scenarzystów, że mocno przeinaczyli niektóre wątki i uprościli zakończenie książki"
Rozmawiamy tu o filmie "Atlas chmur", nie o książce "Atlas chmur".
"nie odniosłem wrażenia, że film został źle wyreźyserowany i aktorzy grają źle, np. Jim Broadbent stworzył świetną kreację komediową w roli wydawcy Cavendisha"
Świetna kreacja komediowa? Chcesz powiedzieć, że ciebie śmieszyło to, co robił Broadbent?
"co do Fishburne'a - niech nie marudzi, gdyby nie "kartonowomordy" Morfeusz, nikt by go nie kojarzył i nie trzepałby teraz kasy w serialach"
Fishburne "trzepał kasę w serialach", był znany i ceniony, i nominowany do Oscara, zanim bracia Wachowski przeczytali omówienie Baudrillarda dla licealistów i postanowili nakręcić "Matrixa".
Jeszcze przed premierą i już się zaczyna xD
Zawsze próbowałem zrozumieć po co te wszystkie flame'y na forach, film się nie podobał, postaw jaką tam ocenę uważasz - ale nie, trzeba pisać milion postów i koniecznie udowadniać swoją rację. Tak samo w drugą stronę - film się podobał, ale widząc, że ktoś wbrew twoim przekonaniom po nim jedzie - trzeba stanąć w obronie filmu i to samo. I dochodzi do odbijania piłeczki, a niedługo jeszcze zacznie się zakładanie dziesiątek kont, żeby podbijać ocenę albo ją obniżać xD Dlatego już dawno przestałem się sugerować ocenami na filmwebie...
Dajcie sobie spokój z tymi kłótniami, i tak kto ma obejrzeć, ten obejrzy film i według siebie oceni - chcecie podzielić się swoją opinią, proszę bardzo, ale po co między sobą koniecznie udowadniać swoje racje? Wiadomo, że oceny mogą być skrajne, bo w większej mierze każda ocena to kwestia gustu, chyba, że jakiś film będzie naprawdę uniwersalny, albo naprawdę beznadziejny.
Tyle z mojej strony, szkoda mi czasu na udzielanie się na tym forum, jak obejrzę film to ocenię, jak dla mnie zapowiada się znakomicie, a samą książkę też bardzo wysoko cenię, jutro postaram się ją dokończyć.
Śmieszy mnie tylko, kiedy kolega Varshewer przyznaje filmowi tylko jedną gwiazdkę... seriously? gdzie tu rzetelna ocena?
W tym momencie mam ocenionych 1127 filmów ze średnią 5,2, jedynkę postawiłem 39 razy a dziesiątkę - 15 razy. Czy masz jakikolwiek argument za tym, że nie próbuję oceniać rzetelnie? Wśród twoich ocen, tych które mogę zobaczyć, wszystkie są w przedziale 7-10, w dodatku (na oko) co czwartemu filmowi dajesz maksymalną ocenę. To kto tu ocenia niepoważnie?
Prawdopodobnie robicie to obaj. Chociaż postawienie oceny "nieporozumienie" jakiemukolwiek filmowi to jak przyrównanie do nieudanej studenckiej etiudy albo jakiegoś idiotycznego wymysłu umysłu Toma Greena. Ciekawi mnie, czy "Atlas chmur" na to zasłużył. Jeszcze nie widziałem, więc na pewno nie wiem, ale śmiem wątpić.
PS. Być może kolega sabalo ocenia głównie te filmy, które przypadły mu do gustu lub które wyjątkowo go zawiodły (na przykład ja tak robię - nie uważam przez to, że jest to wyjątkowo rzetelne, ale też nie pracuję dla Filmwebu czy jako krytyk filmowy, żeby czuć obowiązek oceny każdego napotkanego w życiu filmu, niemniej niezmiennie uważam, że wystawienie oceny 1/10 filmowi, który nie jest absolutnym dnem w większości elementów filmowego rzemiosła zwyczajnie trąci atencyjną przesadą).
Dokładnie rzecz biorąc "Atlas chmur" jest idiotycznym wymysłem umysłów Wachowskich ("Speed Racer", "Matrix: Rewolucje") i z pewnością jednym z najsłabszych filmów, jakie oglądałem. Proponuję najpierw obejrzeć, potem komentować, chociaż podejrzewam, że tobie może się spodobać.
Jeszcze wypadałoby zdefiniować, co może oznaczać "idiotyczny" w przypadku filmu, który z założenia jest baśnią i fikcją. No ale gdzież by narzucać tak banalne zadania takiemu umysłowi jak Ty! ;)
Odpowiedź niemerytoryczna, ale bardziej odpowiednia:
Masz wśród ocenionych na 10/10 "Seksmisję", "Misia" i "Dzień świra", czyli doskonale wiesz, co to jest idiotyczny film.
Odpowiedź merytoryczna:
Jeśli twoim zdaniem film nie może być idiotyczny, głupi, na niskim poziomie czy infantylny tylko dlatego, że jest fikcją, to naprawdę nie mamy o czym rozmawiać.
Stąd moja, może nieco ukryta, ale dla inteligentnego człowieka raczej oczywista, prośba o sprecyzowanie pojęcia "idiotyczny" w tym przypadku. W zamian ponownie dostaję od Ciebie upust emocji i pałowanie się tym, że "nie mamy o czym rozmawiać" - jakiś kompleks niższości? Skoro niby nie mamy, to nie rozmawiaj, a nie wyżywasz się na forum, budując swoje ego.
Ktoś, kto twierdzi, że "Dzień Świra" to idiotyczny film najwyraźniej sam go nie zrozumiał :P.
oceniam dokładnie w ten sposób, jaki opisałeś. nie biegnę na filmweb z każdym obejrzanym filmem, oceniam tylko to, co robi na mnie wrażenie.
rozumiem, że film może się komuś nie podobać na płaszczyźnie fabuły, scenariusza czy aktorstwa, ale ocenianie na 1 filmu, który zasługuje na więcej chociażby za sam montaż, kostiumy, muzykę czy efekty specjalne zakrawa o absurd.