PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=580801}

Atlas chmur

Cloud Atlas
2012
7,1 184 tys. ocen
7,1 10 1 183807
5,9 52 krytyków
Atlas chmur
powrót do forum filmu Atlas chmur

Twórcy tego obrazu postawi przed sobą niełatwe zadanie. Sześć równoległych wątków oddalonych od siebie w czasie i przestrzeni, do tego budowa klamrowa. Jakby nie było to wystarczająco ciężkie w realizacji to autorzy sami jeszcze sobie utrudniają. Zarówno za reżyserię jak i scenariusz odpowiadają trzy osoby. Co więcej film był kręcony równolegle przez dwie odrębne ekipy filmowe. Jedna podlegała Wachowskim, a druga Tykwerowi. Dlatego też Atlas Chmur jest podwójnym kompromisem. Z jednej strony należało pogodzić zawartość książki i możliwości przekazu kina, a z drugiej trzeba było połączyć rozbieżne wizje reżyserów. Niestety widać to w realizacji. Autorzy zdają się bardziej skupiać się na własnym wyobrażeniu swej cząstki filmu niż na spójności obrazu jako całość.
Należałoby także wspomnieć o zapowiedziach. Obiecały nam one film głęboki o zaskakującym przesłaniu. Postanowiłem zaryzykować i zaufać im przez co srogo się zawiodłem. Przez dwie bite godziny liczyłem na to, że poszczególne wątki będą się zazębiać. Kiedy uświadomiłem sobie, że tak nie jest to przez ostatnią godzinę seansu miałem skromną nadzieję na to, że w ostatniej scenie będzie jakieś podsumowanie, coś co połączy te historie. Nie chciałem uwierzyć, że te wątki są ze sobą niezwiązane. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że te zagadnienia przeplatają się bez celu. Niestety tak było.
Zwolennicy Atlasu Chmur oczywiście mówią co innego, ale ja nie widzę sposobności, by się z nimi zgodzić. Te sześć wątków nawet na moment nie zbliżają się ku sobie. Opowiadają one o niezwiązanych ze sobą historiach, a ludzie na siłę doszukują się związku między nimi. Faktyczne spoiwa wystąpiły w oszałamiającej liczbie trzech. Pierwszym był Rufus Sixsmith, który pojawił się w dwóch opowieściach, jednak w wątku Luisy Rey wystąpił mocno na siłę. Zrobiono z kochanka Frobishera fizyka atomowego byleby pokazać te połączenie. Tym naukowcem mógł być każdy, ale wtedy przecież historie nie połączyłyby się ze sobą. Drugim spoiwem jest Sonmi. Dlaczego akurat ona została boginią postapokaliptycznego świata? Dobre pytanie, ale bez odpowiedzi. Trzecim spoiwem jest Cavendish, który opisał swoją historię w filmie oglądanym przez Sonmi. Losowe połączenie co nie?
Poza tymi przypadkami nic się ze sobą nie łączyło, no może poza aktorami. Tutaj niby powinno się szukać właśnie sensu i przesłania, ale przykro mi bardzo, nie widzę go. Jak to nam podano na tacy ten obraz pokazuje „epicką historię ludzkości, w której konsekwencje działań ludzi wpływają na siebie wzajemnie poprzez przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, morderca zamienia się w wybawcę, a pojedynczy akt życzliwości wieki później kończy się rewolucją”. Niestety to tylko czcze gadanie. Motyw reinkarnacji czy jak niektórzy wolą wiecznego powrotu nie znajdują potwierdzenia w treści filmu. Czyny jednego wcielenia powinny odbijać się w następnym, ale tak nie jest. Co więcej kolejne inkarnacje są robione kompletnie losowo. Weźmy taką Halle Berry. Jest ona żydowską kochanką młodego muzyka, by w następnym wcieleniu stać się czarnoskórą dziennikarką. W jakikolwiek sposób to się ze sobą łączy? Albo Tom Hanks, raz jest aktorem grającym Cavendisha, a następnym razem jest tchórzliwym dzikusem. Jak to połączyć? Nie można, bo w ewolucji jego inkarnacji brakuje jakiejś tendencji. Raz jest zły, raz dobry, raz tchórzliwy, a raz epizodyczny. Nie można stwierdzić, że on ewoluuje w jakimkolwiek kierunku czy też wydarzenia z przeszłości oddziaływały na jego teraźniejszość, bo w każdym wystąpieniu grał kogoś zupełnie innego. Albo taka Bae Doona. Była Meksykanką, która zabiła tajniaka i w następnym wcieleniu została fabrykantem czy jak to ich określali. Dlaczego? Miała to być jakaś forma pokuty? Jeśli tak to czemu tylko ją
dosięgnęły konsekwencje? Hanks za podtruwanie pacjenta w drugim wcieleniu powinien zostać sowicie ukarany, o zadośćuczynieniu dla Weavinga aż strach pomyśleć. A właśnie, jedynie u Hugo widać było jakąkolwiek tendencję. Za każdym razem był zły, zawsze stawał naszym bohaterom na drodze. Dlatego wydawało mi się, że jest on kimś w rodzaju szarej eminencji, która chce uniemożliwić innym poznanie prawdy o wiecznym powrocie tudzież reinkarnacji, widziałem go jako kogoś podobnego do Matai Shanga z Johna Cartera, ale niestety się zawiodłem. On po prostu był schwarzcharakterami i tyle. Zastanawia mnie tylko ile mu zapłacili za taką kompromitację, bo mnie byłoby trochę głupio grać obfitą pielęgniarkę czy paskudnego gnoma?
Skoro już o tym mowa to nie tylko charakteryzacja Hugo była wręcz komiczna. Nie możemy zapominać o gumowym postarzaniu aktorów. Jak ja nie cierpię tego. Postarzanie jakoś specom z Hollywoodu wychodzi niezwykle słabo. Albo delikwent wygląda jak zasuszona śliwka, albo jak roztopiony manekin. W tym filmie wystąpił ten drugi rodzaj starczej charakteryzacji. Spójrzmy na takiego Hugh Granta w roli Denny'ego. Bardziej plastikowego staruszka w życiu nie widziałem. Do tego dochodzi kilka niezrozumiałych dla mnie decyzji. Dlaczego Halle Berry uczyniono Żydówką, Bae Doonę Meksykanką, Jim Sturgess Koreańczykiem? Przecież to nie ma sensu i utrudnia jedynie odbiór. W tamtej scenie Bae nie mogłaby pozostać Azjatką? Jakby nie Wikipedia to nie zauważyłby, że to ona gra tę Meksykankę. Nie wiem kto wpadł na ten pomysł roszad narodowościowych, ale uważam go za wyjątkowo nieudany. A może o to chodziło w tym filmie? By widzowie mieli zajęcie przy odgadywaniu kto kogo gra.
Teraz może zastanówmy się nad poszczególnymi wątkami. Każdy przedstawia inny gatunek i z założenia miał kontrastować z resztą. Niestety wyszło tak, że mamy jeden wielki bajzel. Dodatkowo historii jest sześć przez co każda z nich trwała zaledwie pół godziny. No i przez to mamy zabawny przypadek kiedy film jest niemożebnie długi, a fabuła w powijakach. Erwig uratował niewolnika, potem swoje wychorował, postawił się teściowi i koniec. Frobisher to chyba była współczesna i udziwniona wersja Cierpień młodego Wertera. Miał swojego ukochanego, którego zdradzał z Jocastą, o czym oczywiście mu napisał. Następnie kiedy romans z postarzałym kompozytorem się nie udał to zabił go, a potem siebie. Dlaczego zadurzył się w tym chorowitym muzyku? Bo powiedział mu coś filozoficznego i już. Mało realne, ale co tam. Swoją drogą na jaką chorobę cierpiał nasz wirtuoz? Bo jakoś nie zauważyłem, by coś uniemożliwiało mu komponowanie, wszak ręce miał sprawne. Dalej mamy Luisę Rey. Dostała dokumenty, pogadała z kim trzeba, uniknęła śmierci i też koniec. Lichy ten wątek detektywistyczny. Dalej mamy komedię brytyjską z Cavendishem. Koncept rodziny wrabiającej nieznośnego krewnego był zabawny, a aktor odgrywający główną rolę niezwykle pasował. Niestety ten wątek był chyba najkrótszy, a szkoda. No i tak na marginesie to weseli tetrycy w ogóle nie pasowali
do reszty Atlasu Chmur, ale przynajmniej ich historia wywołała uśmiech na mojej twarzy. Dalej mamy daleką przyszłość. Była to najgorsza reinterpretacja holokaustu jaką kiedykolwiek widziałem. Reżim tworzy armię zniewolonych klonów, by... podawały frytki rozkapryszonym klientom, naprawdę? Przecież to jest takie żałosne. Potem jedną z fabrykantek zainteresował się ruch oporu. Czemu nią? Według Hae-Joo Changa była wyjątkowa, ale ja nie widzę nic wyjątkowego w 451 klonie z danej serii i skłaniam się ku temu, że wybrali ją, bo dzięki Yoonie poznała świat poza fast-foodem. Dzięki rebeliantom Sonmi poznała prawdę o zbawieniu klonów, które tak naprawdę po roku służby były
zabijane i trafiały do rzeźni. Rety, ten kto stworzył tę wizję przyszłości chyba nie jest normalny. Następnie Bae przestawiła drogą radiową swoje świadectwo całemu światu. I tylko po to była im potrzebna? Nie mógł tego nadać Chang czy jakikolwiek inny rebeliant? Poza tym czy słowo mówione nie jest słabym świadectwem? Na moje skoro Chang mógł przemycić na zaplecze fast-foodu Sonmi to mógł też ze sobą zabrać kamerę. Nagrania już nikt nie podważyłby. W każdym bądź razie stało się tak jak stało. Osiemnaście minut po emisji przesłania Unia Rebeliantów upadła, a Sonmi została przechwycona. Jednak te osiemnaście minut wystarczyło, by odcisnąć swoje piętno na przyszłości. Rety,
to jedyne wydarzenie pasujące do zapewnień z zapowiedzi. Jakież to było piętno? No cóż... cywilizacja upadła, a wieść o bohaterskiej Sonmi dotarła aż na Hawaje gdzie zaczęto ją czcić. Konsekwencje niespodziewanie duże jak na nieco ponad kwadrans działalności niepodległościowej naszej kelnerki. Tutaj znowu zachodzi pytanie czemu akurat Sonmi zaczęto czcić? Jakim cudem jej przesłanie dotarło aż na Hawaje i poza tym... nie było ludzi bardziej zasłużonych dla Rebelii skoro tylko w jej przypadku dokonano apoteozy? Trochę to losowe, jak z resztą cały ten bajzel. Równie dobrze mogliby pokazać, że działać niepodległościowy z Białorusi zacząłby być czczony za sto lat na Islandii. To
jest tak samo logiczne jak przedstawiony tutaj kult Sonmi na Hawajach.
Skoro już poruszyliśmy temat losowości czy jak to zwolennicy nazwaliby "sieć powiązań" to może prześledźmy kilka przypadków. Henry Goose został skopany przez Autuę, który
będąc Lesterem Rey'em był ojcem Luisy Rey, która była żoną Ayrsa, który z kolei jako Cavendish spotkał pielęgniarkę Noakes, która w przyszłości jako mężczyzna ścigała zbiegłą Sonmi-451. Albo to. Hugh Grant jako Lloyd Hooks zatrudniał Isaaca Sachsa, który jako Zachariasz bał się starego George'a, który to z kolei jako Haskell Moore nie był zaskoczony postawą swojego zięcia, który to jako Hae-Joo-Chang puścił Sonmi film, w którym Tom Hanks gra Cavendisha. Jeden wielki bajzel. Każdy tutaj jest z każdym powiązany, ale w sposób niesamowicie poplątany i bardzo losowy.
Teraz dochodzimy do podsumowania. Patrząc z tej perspektywy to zapowiedzi nie były chwytem marketingowym. One były czymś więcej. Autorzy chyba bali się, że stworzyli nieziemski bajzel i ich przesłanie gdzieś zaginęło. Dlatego też podali interpretację na tacy, poprowadzili widza przez film za rączkę i wyjaśnili mu jego niuanse, bo inaczej nie zrozumiałby go. Ktoś zapewne powie, że świadczy to o tym, że ten film jest dla inteligentnych. Nie zgodzę się. Jest on dla inteligentnych tak samo jak sztuka współczesna. Jej autorzy też stoją nad płótnem i wyjaśniają którą kreską obalili konwenanse, a którą kropką odwołali się do tradycji. Tłumaczą nie dlatego, że ich dzieło przekroczyło zdolności poznawcze zwykłego człowieka, a dlatego, że stworzyli pokracznego potworka, które nikt oprócz twórcy nie zrozumie i tak też jest w przypadku Atlasu Chmur.

Leesha

I to jest właśnie przykre, że obecnie miarą jakości filmu są wyniki sprzedaży biletów. Na marginesie - saga "Zmierzch" znajduje się na 9 miejscu najbardziej dochodowych serii ($3,315,720,400 !). Producentom w większości już nie chodzi o to, czy scenariusz jest dobry. Ważne, czy film się dobrze sprzeda.

ocenił(a) film na 5
kaymal

Idealne podsumowanie, wykpiwające wszystkie "ochy" i "achy" nad tym filmem. Brawo za bystrość umysłu i poczucie humoru :)

ocenił(a) film na 10
Kwarc

wiem, ze lubisz rozbudowane wypowiedzi, ale niestety na ten bajzel jaki Ty prezentujesz w swoim komentarzu nie da się odpowiedzieć bo z przedszkolakami dyskutowałem,.........w przedszkolu. Obejrzyj film jeszcze raz to może zrozumiesz. To, że Ty filmu nie rozumiesz nie znaczy, że inni maja podobnie i nie rozumiem tego zarzutu, że ktoś nie chce Ci pokazać powiązań xD. Po poierwsze: film nie jest o reinkarnacji i kompletnie bezsensowny

ocenił(a) film na 4
Kwarc

Niestety, masz rację. Artystyczny bałagan, niespójności, banalne dialogi i "mądrości". Kompletny bajzel, choć ładnie sfilmowany

ocenił(a) film na 10
Kwarc

Coś urwało mi moją poprzednią wypowiedź, a więc jeszcze raz: wiem, ze lubisz rozbudowane wypowiedzi, ale niestety na ten bajzel jaki Ty prezentujesz w swoim komentarzu nie da się odpowiedzieć bo z przedszkolakami dyskutowałem,.........w przedszkolu. Obejrzyj film jeszcze raz to może zrozumiesz. To, że Ty filmu nie rozumiesz nie znaczy, że inni maja podobnie i nie rozumiem tego zarzutu, że ktoś nie chce Ci pokazać powiązań xD. Bo one są oczywiste, to tak jakby tłumaczyć Ci dlaczego 2 dodać 2 równa się 4. Po pierwsze: FILM NIE JEST O REINKARNACJI więc zarzut odnośnie tego, że owy aktor gra w danej historii taką, a nie inną postać jest bezsensowny. Nie chodzi tu o aktorów i postaci jakie grają, to nie ma ŻADNEGO związku i mieć nie miało. Wizja przeszłości i sama forma ukazania łamania praw człowieka świetna! Nie widze w tym niczego co skłoniłoby mnie do stwierdzenia "ten kto to wymyslił jest nienormalny". Nie widzę tutaj żadnego bajzlu bo wszystko jest poskładane naprawde dobrze i spójnie. Wcale nie musisz być mega inteligentny by pojąć istotę obrazu jaki zaserwowali Ci twórcy. O ironio...... Bajzel to Ty masz w głowie, a nie w tym filmie.

ocenił(a) film na 1
thomas_4

1. Nie zgadzasz się ze mną, ale nie umiesz znaleźć argumentów? Nazwij przedszkolakiem.
2. Nie ogarniasz mojego tekstu, a film niby rozumiesz? Ja nie mówiłem, że film jest o reinkarnacji, wręcz przeciwnie. Podawałem powody dlaczego o niej nie jest.
3. Jeśli macdonaldowy holokaust był dla Ciebie świetny to nie mamy o czym rozmawiać.
4. Wszystko poskładane i spójne? To jaki jest ten przekaz? Bo zwolennicy potrafią tylko o nim mówić. Może inaczej, ja domyślam się co twórcy chcieli przekazać, ale zrobili to tak nieudolnie, że te treści nie przemawiają z ich obrazu.

ocenił(a) film na 10
Kwarc

A więc nie tylko nie zrozumiałeś filmu, ale i nie rozumiesz również tego co sam piszesz. To smutne. Żadnych argumentów? Owe posiadam, ale skoro Ty filmu nie łapiesz to do czego mam Cie przekonywać? Nie mam ani chęci ani czasu na to. Zasada jest prosta, ja dostrzegłem w tym filmie coś czego Tobie nie udało się zauważyć. Dla Ciebie cos jest zrobione i zaserwowane nieudolnie, a dla mnie przeciwnie bo podane w formie wybitnej i żadnej nieudolności tu nie dostrzegam. Wyraziłem swoje zdanie na temat Twej krytyki oraz zobrazowałem swoją teorię co do tego dlaczego ów film ten w taki sposób postrzegasz. Mam Ci coś tłumaczyć i wyjaśniać na siłę tylko po to żebyśmy urządzili tutaj kolejna awanturę jakich wiele na tym forum? Nie, ja nie z tych.......

ocenił(a) film na 1
thomas_4

No skoro lepiej wiesz ode mnie co ja napisałem to nie mam się o co kłócić.

Kwarc

Lepiej bym tego nie ujęła :) Najlepsze recenzja Atlasu Chmur. Niestety, muszę zgodzić się z każdym słowem, a wielka szkoda, bo film 'miał obowiązek' być naprawdę extra. Pozdrawiam.

Kwarc

Zgadzam się. Braciom, o przepraszam rodzeństwu Wachowskim zabrakło jaj. Przerost formy nad treścią, Produkt dla snobów. "Orlando", poruszający podobny temat, nakręcony 20 lat temu niesie w sobie to coś; emocje, piękne obrazy, wreszcie magię, której brakuje w "Atlasie".

Kwarc

nie chce mi tego czytac bo za duzo ale zgadzam sie ze film to jeden wielki kogiel mogiel - jednakze watki religijne i swiatopogladowe - moze nie daja tyle do myslenia bo sa juz znane i oklepane - jesli ktos sie interesuje
jak dla mnie watki w tym filmie poruszone to:
- reinkarnacjia
- wizja porzadku swiata
- wizja przyszlosci
- darwinizm spoleczny
- poczatek ludzkosci adam i ewa
- propaganda homosexualizmu
- wizja kapitalizmu w przyszlosci ( faszyzm w wydaniu bezprecedenswowym - karmienie ludzi ludzmi )

Kwarc

Najbardziej mi się spodobało porównanie Frobishera do młodego Wertera. :) Niektórzy twierdzą, że znamię komety w tym filmie symbolizuje bohaterów wyjątkowych, dobrych, przeciwstawiających się niesprawiedliwości. Gdzie te cechy u Frobishera? Porzucił ukochanego mężczyznę, żeby wykorzystać starego kompozytora do zrobienia szybkiej kariery i utarcia nosa ojcu. Wdał się w romans z żoną swojego mentora, a następnie próbował uwieść jego samego. Odrzucony, upokorzony i zaszantażowany uknuł plan ucieczki, w trakcie której pod wpływem wyzwania strzelił do dziadka. Wszystko skrupulatnie opisał Sixsmithowi, z którym przed śmiercią umówił się na spotkanie. Oczywiście postanowił się nie pożegnać, bo tylko on ma prawo do spojrzenia na ukochaną osobę ostatni raz. Wreszcie popełnił samobójstwo. Niestety wątpię, aby wynikało to z wyrzutów sumienia. Raczej bał się więzienia i nie mógł znieść myśli, że za życia już nigdy nie będzie sławny i bogaty. Biedaczek. Chwileczkę, może dobrym uczynkiem było właśnie uwolnienie świata od siebie samego? ;)

ocenił(a) film na 3
Kwarc

Przy Twojej wypowiedzi pojawia sie ostrzezenie uwaga spojler, chociaz w tym przypadku to chyba niemozliwe - nie da sie zdradzic o co chodzi w tym filmie, bo sens umyka gdzies w zlepku przypadkowych scen. Zreszta dyskusja na tym forum zdaja sie to potwierdzac. Biblia, reinkarnacja, znaki.. czyli jeden wielki bajzel - zgadzam sie z Toba w 100%. Podobnie zawiedziony czulem sie po obejrzeniu "Drzewa zycia", oba te filmy to dla mnie pseudointelektualny belkot z ktorego niewiele zostaje w glowie. Oba te filmy znajduja wielu zwolennikow, ale mimo przeczytania wielu zarliwych tekstow broniacych tych tytulow, wcale nie mam wrazenia, ze obroncy zrozumieli je lepiej. Moze to poycje dla tych co od logiki i sensu chca odpoczac?

ocenił(a) film na 5
Kwarc

Zgadzam się w stu procentach. Właściwie jedyny ciekawy wątek to wydawca w domu starców, podejrzewam że to ze względu na moją słabość do brytyjskiego humoru. Cieszy fakt, że nie jestem sama w swoich odczuciach. Bałam się że powoli wszyscy widzowie zaczynają poczuwać się do roli "nie wiemy o co chodzi, więc chwalimy głębię i zawiłość". Z mojej strony panie Kwarc należą się gratulacje za przestudiowanie wszystkich kolokacji. Osobiście chyba nie dałabym rady się w to bawić, za słabe nerwy.:)

ocenił(a) film na 1
jennny07

Dokładnie, zaczynam zauważać, że co niektórzy kierują się taką logiką. "Za nic nie wiadomo o co w tym filmie chodzi, więc pewnie jest mądry, więc muszę udawać, że go zrozumiem, wtedy wyjdę na inteligenta". Inaczej nie mogę tego wytłumaczyć. Słowo przekaz w dziale Atlasu Chmur zostało odmienione przez wszystkie przypadki, ale jaki jest ten przekaz? Tego nie powie nikt. Oczywiście nauka płynąca w założeniach miała być czymś infantylnym w stylu "każdy ma wolność w podejmowaniu decyzji" czy "twoja przeszłość oddziałuje na przyszłość", ale nie udało się tego pokazać i musimy wierzyć twórcom na słowo. Zupełnie jak w przypadku współczesnej sztuki. Też musimy zdać się na autora, że jego obraz łamie konwenanse, bo dla nas to tylko czarny kwadracik na białym tle.

Kwarc

Jedyny przekaz jaki dostrzegam w tym filmie to baśniowy morał "Bądź dobry, gotowy do poświęceń i przeciwstawiaj się złu wbrew okolicznościom. Nawet jedna osoba może zmienić świat.". Jakie to odkrywcze... To już wolę dowolną bajkę Disneya, bo lepiej to obrazuje. ;)

ocenił(a) film na 10
Kwarc

Bełkot, bełkot i jeszcze raz bełkot. Nowym krytykom daje się prostą zasadę - nie rób długich wywodów na temat filmu, który ci się nie spodobał, bo wiadomo, że ta "recenzja" nigdy nie będzie obiektywna. Pogrążasz ten film z każdym kolejnym zdaniem, i przez to wiele osób może pomyśleć, że film jest faktycznie zły. Związki między wątkami był wielokrotnie tłumaczone, to że ty ich nie zrozumiałeś nie znaczy, że ich nie ma.

ocenił(a) film na 8
Kwarc

Jeeeeeeeeeeeezu pisz książki.

ocenił(a) film na 8
Kwarc

Nie mogę się zgodzić z Twoją wypowiedzią. Początkowo również spodziewałem się powiązań pomiędzy historiami na poziomie fabularnym. Dopiero w połowie filmu zacząłem odczuwać myśl przewodnią pięknie zawartą w zdaniu wypowiedzianym przez Sonmi-351: “Our lives are not our own, we are bound to others, past and present. And by each crime and every kindness, we birth our future.”

ocenił(a) film na 5
Kwarc

Stary, naprawdę z tobą kiepsko. Tyle czasu poświeciłeś na grafomański słowotok, a nie miałeś czasu zastanowić się nad filmem, dość prostym w swoim przesłaniu. Przerośnięte ego i dobre wykształcenie nie idące w parze z inteligencją... aż strach pomyśleć na co skazane jest twoje otoczenie.

ocenił(a) film na 1
robin2003

Spokojnie, skąd te nerwy? Mnie ten film po prostu się nie podobał, nie musisz do tego dorabiać teorii o megalomanii i deficycie inteligencji, nie podobał się i tyle.