Krótko, niezła obsada, ciekawy pomysł, przyzwoite wykonanie (od strony technicznej naturalnie), jednakże w środku Atlas Chmur jest przerażająco płytkim filmem. Fabuła to nic innego jak 6 prostych, luźno połączonych historii, które wpierw pocięto na krótkie części, a potem wymieszano i posklejano w montażu. Nie można odmówić twórcom ambicji w podjęciu się tematu, jednakże realizacja pozostawia bardzo wiele do życzenia. Zdecydowanie największą wadą jest usilna chęć mieszania widzowi w głowie ciągłymi przeskokami od jednego wątku do drugiego, bez żadnej konkretnej przyczyny, za to przy często zbliżonej obsadzie (stąd zapewne nadinterpretacje odwołujące się do reinkarnacji), tym bardziej, że finał jest nieziemsko trywialny i podany z właściwym dla wysokobudżetowego kina patosem. Zresztą nie będę oszukiwał, dawno nie widziałem tak słabego zakończenia, w dodatku podanego w równie niesmaczny sposób. Końcówka filmu prowadzi widza za rękę tak mocno, że staje się to wręcz wulgarne i uwłaczające. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie wyśrubowane aspiracje i wręcz megalomania twórców (odsyłam do negujących krytykę wypowiedzi Wachowskich). Tymczasem autorzy zamiast uczty, jaką obiecywali, zaserwowali odgrzewane motywy, bezpłciowych bohaterów, nużącą i pozbawioną wartości emocjonalnych fabułę (nie mylić z wymuszaną nader często empatią), przyprawioną wnioskami żywcem wyrwanymi z filozofii buddyjskiej (prawdopodobnie prosto z książki "dla opornych"). Dodatkowo -1 do oceny za robienie z widza idioty, co jest po prostu nie do przyjęcia.