dziwne że wśród tak kolorowych i intrygujących historii najbardziej mi się podobała ta o cavendishu, świetny humor i słodko-gorzkie życie całkowicie mnie kupiły
Fakt, to dziwne ;)
No ale to kwestia gustu. Mnie kupiły wątki Sonmi, Zachariasza i Luisy Resy. Reszta, trochę (zaznaczam - trochę) mniej.
Mnie urzekła historia Frobishera i Sixmitha. I to jak prawie za każdym razem ich wątek w filmie otwierały słowa listu do Rufusa: ,,Dear Sixmith..." Naprawdę piękne. Przyznam, że początkowo bardziej interesował mnie sam charyzmatyczny Ben Whishaw, ale po obejrzeniu całego filmu stwierdzam, że jest to jedna z najpiękniejszych i najsmutniejszych historii. No i wspaniała muzyka...
A opowieść o Cavendishu- rozkłada mnie na łopatki. Angielski humor, niezmienny od lat ;) No i tutaj sam Jim Broadbent też dał niezły popis. :)
Faktycznie ta historia i mi się bardzo podobała, tragizm frobishera i piękno ich miłości wzruszyły mnie do łez, poza tym jestem fanką wishawa ;)
Zgadzam się z Toba, historia Cavendisha była dla mnie taka najnormalniejsza i najzabawniejsza zarazem. Jim Broadbent to jeden z moich ulubionych aktorów i tutaj dał prawdziwy popis, mimo, że jego postaci były najmniej widowiskowe - czytaj najmniej ucharakteryzowane, jego gra podobała mi się najbardziej no i historia Cavendisha z akcja wyrwania sie z domu starców heheh " i know i know:)