Może jestem tępa, głupia, nie pojmuję wybitnych dzieł, ale mam wrażenie, że ludzie starają się na siłę dodać temu filmowi oryginalności i polotu... Nie wiem. Dla mnie film jest chaotyczny, a mimo że kilka wątków mi się podobało, to tak naprawdę mam wrażenie, że zostały wzięte z dupy za przeproszeniem i że nie mają ze sobą nic wspólnego.. a nie, wróć. Część ma, tak jak np. wątek Sonmy- kelnerki, która jest potem czczona przez Hanka w dolinie, ale ogólnie.... Po obejrzeniu filmu chciałam wydrzeć się na głos : O co tu ku.r.w.a chodziło? Jest jakiś miły człowieczek, który pojmuje metsfizykę tego filmu, bo najwidoczniej to dla mnie za wiele...
Jego oryginalność polega na tym że zawiera 6 historii. Jest syntezą różnych gatunków.
Jego metafizyka (mocne słowo) jest o walce jednostki przeciw zniewoleniu przez system/obyczaje/władzę. To już nie jest oryginalne, ale jest to kwestia ponadczasowa - zresztą co film bezpośrednio pokazuje. :)
w moim odbiorze było to kilka historii pociętych i przetasowanych ze sobą na siłę, żeby chyba udawać głębię przekazu i zaciekawić widza hollywoodzkich produkcji, któremu wytrwanie w jednej scenie/wątku przez dłużej niż 3 minuty sprawia już problem. Część (choć czytałam gdzieś, że podobno wszystkie) historii łączyła się ze sobą, w sposób według mnie powierzchowny i nieciekawy.
Przyznaję że jestem fanką raczej (choć nie zawsze) filmów o skąpych środkach wyrazu, jednak poszłam nastawiona na czystą, niekoniecznie inteligentną, rozrywkę i zawiodłam się- film mnie zmęczył i zażenował dziecinnymi morałami z których próbowano zrobić zaawansowane stadium kondycji człowieka.
ani efekty ani kostiumy ani muzyka ani gra aktorska ani nic innego nie rekompensowało mi przesłodzonej pseudofilozofii.
Mam nadzieję, że książka jest lepsza, że to kwestia tak okrutnego pocięcia i kiepskiej realizacji.
Zaawansowane studium kondycji człowieka? To chyba nie ten film. :) Książka jest lepsza, ale też nie o ideę w niej chodzi a o formę. Na pewno da się znaleźć bardziej zakręcone, psychologicznie głębokie i dramatyczne książki. Niemniej Mitchell bardzo fajnie to napisał. Ja byłem zachwycony lekturą i poznawaniem przedstawionego świata.
czytając i słuchając wypowiedzi ludzi o tym filmie odniosłam właśnie takie wrażenie- że dla wielu było to jakieś niemalże objawienie o naturze ludzkiej, pełne głębokich myśli itp. (nawet twierdzenie że to był najważniejszy film obejrzany w życiu...) Sama oglądając miałam wrażenie, że autorzy na siłę starają się nadać historiom jakieś wielkie znaczenie. Wyszedł w mojej opinii banał, ale to już raczej wiadomo ;P
Po książkę pewnie nie sięgnę, ale pociesza mnie, że jest lepsza.
Bo dla części widowni to mogło być objawienie. Mogli nie widzieć innych filmów na ten temat. Mogli nie zastanawiać się nad aspektami wolności jednostki i zagrożeń na nią czyhających. A tym bardziej nad tym w jakim kierunku podąża nasza cywilizacja. Więc dla nich film jest przełomowy, cudowny i zrównują go z arcydziełem. Ja go wysoko oceniłem z innego powodu. Ale mniejsza z tym. Niech ten film będzie dla Ciebie swego rodzaju odnośnikiem, które będziesz mogła przytaczać konfrontując z nim lepsze filmy. Pozdrawiam. ;)
czy mogę jednak dopytać z czystej ciekawości - z jakiego innego powodu film ten uzyskał tak wysoką Twą ocenę?
oczywiście - bo ma piękne scenerie, bo aktorzy się spisali (może nie ma zbyt wiele suspensów i dylematów, ale nie miałem wrażenia sztuczności w którejkolwiek scenie), bo nigdy w filmie nie widziałem żeby taka grupa aktorów wcielała się w tyle różnych postaci, bo tak różne historie z pozoru ze sobą niepowiązane jednak miały wiele cech wspólnych, bo prawie każda historia pozwala na refleksję nad sensem życia i celem do jakiego się dąży, bo cała ta historia zatacza niesamowite ale prawdopodobne koło. Wiem że większość tych rzeczy można było już obejrzeć gdzie indziej. Ale mi się podoba to, w jak zgrabny sposób to połączono. Oczywiście jeśli się nie zna książki to wygląda to topornie, ale cóż. Musieliby nakręcić dużo więcej minut materiału żeby to jakoś sensowniej pokazać. Nie napiszę co mnie najbardziej w filmie urzekło, a są to dwie rzeczy. Jednak są na tyle osobiste i związane z moją rodziną, że nie będę tutaj tego przytaczał.
Wiesz co, a ja miałem właśnie wrażenie potwornej sztuczności przedstawionych sytuacji, również sztuczności psychologii postaci. Miałem wrażenie lekcji odrobionej na kolanie. Nie znam książki, ale często miewam tak, że adaptacja zachęca mnie do lektury oryginału - tu wręcz mnie odstręcza. Oczywiście, jeśli masz jakieś doświadczenia osobiste korespondujące z tą historią, to jakoś zmienia postać rzeczy i subiektywizuje jeszcze mocniej odbiór.
A nie odnosisz wrażenia,że stopień skomplikowania tych historii i jak to piszesz ich dar zmuszenia do refleksji nad życiem to poziom podstawowy?Tan film jest o wszystkim i o niczym.Ze względu na ilość "tematyki" każdy z aspektów o jakim traktuje ten film został poddany uproszczeniu i potraktowany powierzchownie.
Dla mnie to za mało...I to,ze w takiej formie podano łopatologicznie te wszystkie tematy,to obraza dla widza.
Kilka wątków to wręcz intelektualna masakra)))))))
Mareczku, to czy film zmusza do refleksji, i do jakich refleksji zmusza, jest często sprawą indywidualną. Zależy to w głównej mierze od tego co kto ma w głowie. W twoim przypadku sprawa jest prosta - mierny intelekt - podstawowy poziom refleksji.
Ty to masz refleksje))))Co za poziom...i jak zgrabnie ubrane w słowa.Widać,że wiesz o czym piszesz)))
Mareczku, to nie jest moja refleksja, sprawa jest w tym wypadku dość oczywista. Znowu nie trafiłeś z tą swoją "ironią".
Odnośnie ciebie - czyli osobnika z IQ imadła i wyobraźnią ameby, "Polowanie na mysz" oceniłeś chyba na 10? Pewnie ten głupi film doskonale się wpasował w twój poziom rozwoju intelektualnego.
Śmieszący bucu...constans,który osiągnąłeś to coś wybitnego))))
Napiszesz josowi coś o łysinie?Nie to, żebym cie nie namawiał do większego wysiłku.
Nikt nie ma złudzeń,co do poziomu na jaki cię stać)))))))))))))))))))))))))))))))))))
Mareczku, co ciebie obchodzi o czym ja z Josem dyskutuję? Ale widzę, że jesteś zorientowany w temacie, śledzisz na bieżąco?
Josa i ciebie dzieli przepaść intelektualna, może i dopadła go troszkę demencja starcza, ale ciągle różnica jest ogromna. Nie przyznaje się, ale żarty o łysinie lubi.
Ty za to jesteś jak piesek który lubi poszarpać za nogawkę, trzeba od czasu do czasu postraszyć, aby znał swoje miejsce.
Jakbyś chciał napisać, że się powtarzam z tym pieskiem, to masz rację.
Łapałeś za nogawki na forum Prometeusza, tutaj robisz to samo. Niech ludzi wiedzą. Przynajmniej mogę oszczędzić komuś dyskusji z osobnikiem pustym jak lej po bombie.
Constans...
Tekst o nogawkach to zapożyczyłeś.Nie pamiętasz ?))))Dobre))))))))))))))))))))))))
Może i od kogoś zapożyczyłem, na pewno nie od ciebie, o szarpaniu nogawek przez ciebie pisałem już dawno temu, później ty coś zacząłeś pisać o nogawkach, a teraz pewnie nastąpił "przebłysk intelektualny" i mianowałeś siebie autorem tekstu.
Mylę się mareczku?
Dobra, bo zaczynam dyskutować z tobą jak z człowiekiem. Jak dostaniesz raz kość, to będziesz chciał więcej.
Szkoda na ciebie czasu.Z pajaca z elementem śmieszności zaczyna się robić straszno)))
Mam prośbę.Nie pisz już.
Czas sie pożegnać.Nie zmieniaj też nicku,żeby "pogadać")
Oczywiście że to poziom podstawowy. To nie jest jakaś filozoficzna rozprawa z najtrudniejszymi tematami. Ale takie filmy jak Atlas Chmur mogą właśnie przypomnieć o kilku banalnych zasadach, którymi należy się kierować, a które mogą umknąć w codziennym natłoku informacji i wydarzeń. :) Takie są właśnie atlasy. Dają przegląd danego tematu pod różnymi kątami ale w jego powierzchownej postaci. Do głębszej analizy zagadnienia trzeba sięgnąć do bardziej szczegółowych opracowań. ;) Ja myślę że obrazą dla intelektu widza są filmy takie jak Rocky 5, Rambo 2, Transporter... 123 albo Piła 4, chociaż... ta ostatnia wymieniona seria przynajmniej budziła duże emocje. Atlasu masakrą intelektualną bym nie nazwał. I nie czuję się obrażony. Może bym się tak czuł jakby hasło na plakacie brzmiało: "Tylko dla ludzi z Mensy - Po wyjściu z kina Twoja świadomość będzie walczyć z podświadomością." Ale takich sloganów nie widziałem.
Przepraszam, że się wtrącę, ale Twoja metafora bardzo mi się podoba; z tym atlasem; zastanawiam się - taka była intencja autora książki? Tylko czy nie jest to metafora samobójcza (ewentualnie obosieczna?) - no bo atlasów jednak nie ocenia się jako dzieła sztuki. Albo słowników czy innych podręczników. Tu moje intencje są dość zgodne z tym co Marek pisze - oczywistość przedstawionych tu treści trochę poraża. Jak można ocenić atlas na 9, 10, 8? To jak wtedy ocenić Dostojewskiego (uznanego przez jednego ze zwolenników tego filmu za grafomana - tak, tak) - na 28, 50?
Wydaje mi się że mniej więcej o to autorowi chodziło. Tyle że książka jest bardziej złożona niż film. Świadczą o tym nominacje. Nadal jest to "atlas" jako metafora, ale za to piękny. Istne dzieło sztuki (nie zapominajmy że one też potrafią być kiczowate). ;) Oczywiście też nie każdemu musi się podobać, ale z tego co wiem to ludzie lubią tą książkę. I właśnie może to czytelnicy tak wychwalają film, bo niejako wizualizuje to co wcześniej sobie wyobrażali (chociaż ze sporymi zmianami fabularnymi). Z drugiej strony wątpię, żeby duża część widzów sięgnęła po pierwowzór. Ciężko mi tu postawić jakiś werdykt. A co do wspomnianego autora - nawet Dostojewskiego można ocenić nisko. Kwestia gustu i podejścia do danej formy.
ok, rozumiem Twoją argumentację. jedna prośba - nie relatywizujmy odbioru sztuki zbyt głęboko. Dostojewskiego zweryfikowały stulecia odbioru, wątpię, by Atlas tyle przetrwał (ale kto wie, kto wie)
To wyzwanie w ilości ról granych przez tych samych aktorów,jest niczym specjalnym.Nie to żebym chciał na siłę spłycić twoje poglądy,ale już Eddy Murphy...mimo niskich lotów produkcji w jakich sie to odbyło,zrobił ten zabieg bardzo przekonywująco)
Sellersa trochę specjalnie do tej dyskusji nie wrzuciłem...za bardzo lubię "...jak pokochałem bombę",aby zestawiać ten film z wyżej dyskutowanym)