Tutaj spokojnie możemy porozmawiać o "Atramentowej Śmierci", a ten kto jeszcze nie przeczytał, niech lepiej tu nie wchodzi^^
Jak dla mnie książka jest cudowna, ale zakończenie trochę mnie rozczarowało... Zbyt to wszystko cukierkowe i słodkie. A jak wasze odczucia?
Trochę trudno mi odpowiedzieć... Zakończenie w stylu "żyli długo i szczęśliwie". Może być... Wątpliwości mam co do niektórych postaci...
Szczególnie do Meggie... Jak można zostawić FARIDA???
Może zbytnio za nim nie przepadałam, ale i tak się już do niego przyzwyczaiłam... Zresztą w ostatnim rozdziale autorka po prostu o nim zapomniała - nie wiemy nawet co się z nim stało, a nie wygląda to na szczęśliwe zakończenie.
Jak już wcześniej wspomniałam- kawał świetnej roboty. Pani Funke przez cały czas bawi się z nami- jakby grała w kółko i krzyzyk. Myślę- będzie tak i tak, a potem tak. A ona- myślisz że będzie tak i tak? To nie takie proste! A jak podobałoby ci się gdyby... i tak przez całe, klimatyczne kilkaset stron.
Smolipaluch (moja jakże ulubiona postać) powstał z martwych- a ja zamiast zniesmaczyć sie (powstawanie z martwych kojarzy mi się z tandetami pokroju mody na sukces) z zachwytem powitałam go w Atramentowym Świecie. A nie każdy, nie każdy pisarz może sobie tak ze mną poigrać ;) Fajnie rozdudowany wątek Brzydkiej Wiolanty, jej synek staje się dużo ciekawszą postacią, może Resa trochę zbladła- ale taki to już los ciężarnych kobiet w opowieściach.
Całość bardzo plastyczna- po prostu można zobaczyć białe Damy, Ludzkie Gniazda, tańczące płomienie Smolipalucha, szklane ludziki, te kolorowe wróżki, biednego Fenoglia, którego opuściły muzy.
I oczywiście Żmijogłowy- bo czym byłaby opowieść bez czarnego charakteru- wielki, wstrętny, śmierdzący, okrutny, kąpiący się we krwi wróżek!!!! (to działa na wyobraźnię) Jak zwykle dziarska Elinor, pasożyt Orfeusz (ciekawie zakończony wątek). A końcowa scena z czerwoną księgą- ja,ja, stara wyjadaczka przygryzłam rękaw ;) Coś niesamowitego.
Zakończenie bardzo ładne- wszystko niby dobrze, ale jednak wojna w przyszłości, jednak Orfeusz w górach.
Bardzo pozytywnie.
Zapomniałam napisać o Mo. Jego postać bardzo się rozwinęła. Trudno mi było czasem powiedzieć cz to w nim siedzą trzy osoby (Introligator, Czarodziejski Język, Sójka), czy on po prostu zależnie od okoliczności jest jedną z nich. Ciekawe...
No i ostatnie zdanie mówi wszystko- jak to ten odległy świat najbardziej kusi..
Szkoda tylko bezcennych książek Elinor zostawionych samopas w posiadłości, prawda?
A ja przytocze pewien komentarz z innego forum, bo w większości się z nim zgadzam.
"Maggie - była w tym ostatnim tomie taka nijaka. Tylko uczucia i uczucia, ciągłe siedzenie w jednym miejscu, bo ktoś tak jej przykazał. Jakoś tak szczerze mówiąc nie czuć jej w fabule. Jest w książce, ale jakby poza nią.
Resa - och i oj. Jaka to kochana z niej żonka! Najpierw przeciw mężowi, łaknąca powrotu do domu, a potem biegnąca za nim z wywieszonym językiem (bądź wystawionym dziobem). Żenada!
Elinor – no, no… Wreszcie z kogoś udało się coś wyciągnąć. Nawet była dość sympatyczna w ostatnim tomie. No i te jej kłótnie i wywody z Atramentowym Tkaczem. Cudo.
Fenoglio – Załamany pisarz, szukający natchnienia i szukający słów. Poruszał go widok niewonnych dzieci, ale dla Smolipalucha to nie raczył nic pisać, ba! Nawet się nie starał czegoś zrobić, poza przytachaniem do Atramentowego Świata Orfeusza. Żenada. Mnie osobiście chwyt z dziećmi wydaję się nico już nudny, albo po prostu wisi mi niedola jakiś małych dzieciaków…
Basta – cóż, jako cień się świetnie sprawdził. Ale gdzie nóż??? <wyje>
Czarny Książę- Cóż. Smakowity kąsek jak zawsze. Szkoda, że tak mało go było w tej książce.
Żmijogłowy – rozpadający się żywy trup? Widziałam to w jakimś horrorze. Przereklamowane.
Doria – Ojejuś! On był bosssssssssssski. Taki akurat dla mnie. Na miejscu Maggie też bym go brała. Farid to tylko jakiś pseudo arab, a zbójca to w końcu zbójca!
Wiolanta – przebiegła córka żmii o kilku twarzach? Nie lubię osób, które nie są sobą.
Smolipaluch – Sposób w jaki powrócił niezbyt mi się podobał. Był za cichy jak na kogoś takiego jak on. A poza tym to co on zaczął wyczyniać z ogniem jak już wrócił… Ach… ja też czasami czuję jak bym miała ogień tuż pod skorą. To takie delikatne mrowienia, takie subtelne muskanie. Uczucie jak przy pierwszym pocałunku ( w ustach sól, gorącej wody smak). Cieszę się, że rozegrał tą akcję z Zamku na Jeziorze z takim rozmachem. Poza tym jak pięknie musiał wyglądać taki zamek cały ogniu. Chciałabym w takim mieszkać Irytujące jest to, że wrócił do Roksany. Ja bym go zostawiła jako niezależnego i wolnego strzelca chadzającego po świecie. A co tam!"
- Może niektóre słowa się nieco za ostre, ale mimo to wydają mi się słuszne. Książka ogólnie była cudowna i rzeczywiście mocno działa na wyobraźnię, ale klimat był troche inny niż w AS i AK. Nie twierdzę, że to źle, ale coś... no coś mi nie pasuje:)
A jakie fragmenty najbardziej wam się podobały? Ja strasznie lubię te ze śmiercią, są takie mroczne i tajmnicze...
Mm... właśnie. Najlepsze fragmenty. Albo o rozkładającym się ciałem Żmijogłowego... Miodzio:). Jeszcze lubię przedostatni rozdział, ten w którym Meggie rozstaje się z Faridem.
A myślałam, że nie podoba ci się to rozstanie^^; sceny w zamku też były fajne: oszalały Mo, Basta, no i ogień Smolipalucha;)
;)
Scena, w której Smolipaluch i Sójka stoją za okienną ścianą, i opowiada się historia o trzech dziewczynach, które chciały poznać świat (Te ściany wymalowane dobrem, nierealnością, naiwnością są na swój sposób przerażające. brrrr)
Sipur... Czy ja Cię skądś nie znam, co? ;)
Mnie się najbardziej podobała chyba ta końcowa scena, kiedy Mo miał wpisać do Pustej Księgi te trzy słowa... Nie mogłam oderwać oczu od druku nawet kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje (czytam w każdej wolnej chwili - również w szkole ;))
Mi się podobała scena rozstania Maggie i Farida. I pomimo iż lubiłam ich jako parę, rozumiem ją. Bardzo się od siebie oddalili, tak naprawdę nie było go przy niej gdy go potrzebowała. Doria to o wiele lepsza lokata uczuć.
A ja Dorii nie polubiłam. Bo nic o nim nie wiem. Bez niego książka mogła się spokojnie obejść.
Ja też Dorii nie polubiłam, ale podobał mi się fragment jak Fegnolio mówi Meggie że on kiedyś coś o nim napisał.
Smolipaluch- jemu jestem w stanie wybaczyć nawet to podwójne zmartwychwstanie. Jemu mogę wybaczyć wszystko :D
Zakończenie świetne, tylko trochę mi nie gra że to jedna z białych dam napisała zakończenie i tak jakby pod wpływem tego (tak to rozumiem) Jacopo przyniósł Księgę Mo. Ale mogę zrozumieć, białe damy tak ich kochały, ze nie wiadomo jak to by się bez nich skończyło.
Ostatnie zdanie- mistrzostwo :)
On powiedział, że Doria pomimo swoich sztywnych palców został wspaniałym wynalazcą, któremu poddaje pomysły żona podchodząca z dalekich krajów. Też mi się to podobało:)
ja wczoraj przeczytałam i uważam, że to najlepsza książka jaką do tej pory przeczytałam... Chociaż inaczej sobie wyobrażałam koniec... Jak to czytałam to widziałam te sceny jak żywe :)
Dokładnie^^
Chciałabym tylko przeczytać jeszcze "Atramentowe Serce", ale autorstwa Fenoglia... Chociaż tam ginie Smolipaluch :(
Świetna książka. :DD
Och, ale jaki zawód mnie spotkał, gdy Meggie zostawiła Farida!!! :O Podła zdrajczyni. xD Zostawiła go dla Dorii...Jakby się nie pojawił byłoby dobrze. ^^ Farid słodszy. :D
Trochę mnie denerwowała Resa i Fenoglio. Ta jego obojętność i jej nadopiekuńczość. Cieszę się że Orfeusz zabił Mortolę, ale lżej by było na sercu jakby on też kopnął w kalendarz (z pomocą Sójki albo Smolipalucha), ale przynajmniej zniknął.
Jedna z lepszych książek, ale nie wiem czy przebije "Mroczne Materie". ;) Albo Harrego. :D
Książka łapiąca za serce, lecz ciut dziecinna: "Opowieści o Despero"... Rewelka. :D Piszcie jakie znacie fajne książki. :)
Moim zdaniem Maggie i tak zostawiłaby Farida. Ona ma dość łażenia po świecie, a on chce pokazywać sztuczki. Dla niego na pierwszym miejscu są sztuczki i Smolipaluch, dopiero potem Maggie. Dla Maggie Farid był taką pierwszą miłością, z Dorią pewnie będzie już poważnie.
A z książek polecam "opowieści rodu Otori" każda książka jest świetna. Jako, że teraz wyszedł prequel "Sieć niebios" można zacząć od niego,lub od pierwszej,właściwej części historii "Po słowiczej podłodze"
O, ja też:) Szczególnie, że już niedługo wychodzi film na jej podstawie. Co do polecania książek - wolę nie zaczynać, bo mogę wymieniać bez końca^^
Ja właśnie kończe "Intruza" Stephanie Mayer. Bardzo fajna książka autorki sagi zmierzchu... Polecam. Super jest także Córka krwawych i Trylogia Czarnego Maga...
O. Trylogia Czarnego Maga to jedna z moich wielu książkowych ulubieńców. Chyba wszyscy tutaj czytamy podobne rzeczy:)
Dobrze że chociaż tutaj ludzie czytają książki. W moim "realnym" życiu nie spotykam takich osób ;/ Przy okazji mogę jeszcze polecić Księgę rzeczy utraconych. ;)
Teraz Funke powinna napisać oryginalną Atramentową Śmierć... Chociaz ja na jej miejscu nie podjęłabym się składania tych wszystkich cytatów, jakie są rozsypane po całej trylogii, i umieszczenia ich gdzieś w dziele Fenoglia, ale to juz jej problem:P Ja chciałabym wiedzieć chociaż o czym była ta ksiązka(bo tego chyba nie ma w ani jednej z trzech czesci)
Zastanawiam się tylko jak oni sobie poradzą z nakręceniem tej ostatniej części, no bo prawdopodobnie będą chcieli ją nakręcić. Przecież filmowa Meggie na pewno strasznie szybko rośnie, w końcu to ten wiek. A na razie to maja takie tempo że jak będą chcieli nakręcić kolejną część to ta dziewczynka już będzie na studiach. Hurry up ludzie!!!!
Chętnie się dołączę do tej dyskusji. Ogólnie Atramentową Trylogię uwielbiam. Wszystkie trzy części czytałam szybko, z rosnącym napięciem. Funke to geniusz. A co do "Śmierci" to umierałam z niecierpliwości,kiedy się pojawi w związku ze śmiercią Smolipalucha (z którą nie mogłam się pogodzić.) To była sprytna zagrywka ze strony autorki - skończyć książkę zgonem jej najlepszego bohatera (w każdym razie jednego z najlepszych), a jednak zostawić czytelnikowi nadzieję, że jednak nie wszystko stracone. Ale ta sztuczka mocno nadszarpnęła moje nerwy :) zwłaszcza, że trochę na tą ostatnią część trzeba było dłuuugo, o wiele za długo czekać. Ale było warto. Przświetna.