Chociaż większość doszukuje się tutaj podobieństw do "Frantica", jest ich o wiele więcej. Gapiostwo głównego bohatera - "Chinatown", klaustrofobiczna atmosfera wyspy - "Matnia", lęk tytułowego bohatera przed utożsamianiem się ze swym poprzednikiem - "Lokator", wszechobecna atmosfera paranoi i gigantycznego spisku - jeszcze raz "Chinatown" i "Dziecko Rosemary".
Oraz dwa lejtmotywy twórczości Polańskiego: wszechobecność wody, jako symbolu niszczycielskiej siły, oraz próba zrozumienia tajemniczej i mrocznej siły kobiecości. W tym kontekście "banalny" (ale i doskonały w swej banalności) Pierce Brosnan jest doskonałym kontrapunktem dla roli Olivii Williams.
No i zakończenie: mało kto potrafi tak skonstruować zakończenie otwarte, by sprawiało wrażenie zamkniętego.
Brawa, brawa. Obawiam się tylko, że "Autor Widmo" oglądany w zaciszu domowym nie będzie wywierał tak mocnego wrażenia, jak w kinie. Poza tym - młodsi widzowie już raczej nie czują klimatu, tradycyjnej Hitchcockowskiej narracji filmowej. Ale - mogę się mylić.
Jak dam ocenę 8/10 - chyba filmu nie skrzywdzę.