Nie tak zły, jak można byłoby się spodziewać po remake'u i... po tutejszych recenzjach. Sean Bean co najmniej staje na wysokości zadania - to aktor o twarzy poczciwca, a mimo to zagranie psychopatycznego zabójcy wyszło nadspodziewanie dobrze. Ryder w jego wykonaniu ma w sobie jakieś tajemnicze, nieodgadnione zło, czego nie oddałby aktor, który próbowałby stroić marsowe miny albo w ogóle miał facjatę a la Danny Trejo. Dwójka młodych wyraźnie jest tu tłem dla Beana.