Ludzie różne hobby mają. Jedni zbierają znaczki, inni przy pełnej prędkości zjeżdżają na pobocza, by kasować niewinne duszyczki płci pięknej. Mężowi jednego z trofeów to hobby zdecydowanie nie przypadło do gustu, więc urządził hobbyście z tyłka istną jesień średniowiecza. Oczywiście poszedł za to siedzieć, ale co zrobił to jego. A kolekcjonera rzeczywiście urządził po mistrzowsku. Facet wyglądał jak pierwsze, nieudane próby prototypu Robocopa, albo robot Number 5 z 'Krótkiego Spięcia'. Choć najbardziej to chyba przypominał policyjnego robota do rozbrajania bomb.
Film z kateogrii tych niewybijających się ponad przeciętność. Akcja prowadzona poprawnie, kilka emocjonujących scen, taki zwykły filmowy standard. Ale film miał dwa walory, które mógł wykorzystać do czegoś więcej niż bycie przeciętniakiem - Jamesa Caviezela i Rhone Mitre. Oboje nieprzeciętnie atrakcyjni wizualnie i magnetyczni. O facecie wypowiadać mi się nie wypada, ale o Rhonie mogę jak najbardziej :) Dla mnie jedna z najbardziej intrygujących, niepokojących i przyciągających twarzy wśród aktorek. To raczej nie jest klasyczna piękność, jej uroda nie jest krystaliczna. Ma jednak w sobie coś porywającego, urzekającego, coś co nie pozwala oderwać od niej wzroku. Kobieta z charakterem wypisanym na twarzy, takie lubię :)
No ale reżyser jakoś specjalnie z nich nie skorzystał, jak i z Colma Feore - samochodowego kosiarza, który pojawia się na krótko i przez charakteryzację i przede wszystkim przez ten cały złom jaki ma na sobie, zatraca gdzieś swój niewątpliwy atut - wrażenie prawdziwego psychopaty. Ja go pamiętam z jednego z odcinków serialu 'Na Południe', a skoro go pamiętam, to chyba o czymś to świadczy. Szkoda, że nie było nam dane tego 'czegoś' zobaczyć w tym filmie.