Piękny film. O upadaniu i o wstawaniu. O chorym systemie i niesprawiedliwości. A niesamowity soundtrack to wisienka na torcie.
O jezuniu kochany jak się cieszę, że wśród tego filmowego chłamu, bylejakości i przekombinowanym schematom udało się przypadkowo trafić na taką perełkę. Piekna, prosta historia, świetnie zagrana i zrealizowana, montaz i muzyka top, urzeka absolutny ascetyzm. A koniec, a raczej początek nowej drogi dla naszego bohatera pełen nadzieii, w głowie dopowiadamy sobie, że pojechał do tego Denver i spotkał sie z nią. Nie ma innej opcji, musiał :)