dawno nie miałam do czynienia z taką żenującą produkcją (bo nazwać to filmem, to za duże słowo..). Wygląda jak parodia '28 dni później', pełno chaotycznych dialogów, dramatyzmu na siłę, masa (z założenia strasznych) ludzi z warstwą tapety na twarzy udającej krew i rozkład ciała.. Naparwdę nie wiem, skąd się wzięli 'aktorzy', którzy tu się udzielają... Owszem, wymienianie wśród nich D.Carradine'a przyciąga uwagę, ale on sam pojawia się tu na niecałe 10 minut w jakiejś śmiesznej epizodycznej roli pół godz przed końcem.
Ja rozumiem, że po jego niespodziewanej śmierci z biegiem czasu każdy film z jego udziałem będzie w miejszym lub większym stopniu 'przerabiany' przez opinię publiczną, ale ta produkcja, to naprawdę jakaś pomyłka... Carradine chyba nie wiedział, w co się pakuje, godząc się na rolę tutaj...
Naprawdę odradzam wszystkim!!! tu nic się kupy nie trzyma, a niektóre sceny "plenerowe" (kręcone w studio), wołają o pomstę do nieba... (swoją drogą jeszcze nigdy nie widziałam, by "krajobraz" za oknem samochodu marszczył się jak płótno :P)
"ludzi z warstwą tapety na twarzy udającej krew"
Tapety? Jak dla nie to oni chcieli oszczędzić na kosmetykach i farbach i wysmarowali się po prostu błotem. :/
Tak, sceny plenerowe to jedno wielkie nieporozumienie. Zresztą wszystko co napisałeś powyżej zgadza się w pełni z moimi odczuciami.
Poziom podobny do Cloverfield (czy jakoś tak). :/
Ten "film" zaliczam do kilku najbardziej beznadziejnych, jakie miałam okazję zobaczyć.
Ogólnie film można scharakteryzować w ten sposób:
Bezrozumny monolog --> "Straszna" (w dużym cudzysłowiu) akcja --> Bezrozumny monolog --> "Straszna" (w dużym cudzysłowiu) akcja --> itp. aż do końca. -_-