Świeżo po seansie w kinie nadal mam problem z przetrawieniem tego wszystkiego. W pierwszej części mieliśmy świetne zderzenie kulturowe dwóch ras, a tu dostajemy hollywódzką papkę.
1) Dlaczego Jake opuścił swoją wioskę? Nie rozumiem tego. Bo rodzina jest najważniejsza? Przecież plemię było jego rodziną. Po prostu ich opuścił jak jakiś tchórz. A teraz co robią ci źli? Gonią go po całej planecie xD Po co? Przecież to dogodny moment na zaatakowanie wiosek Navi. Akurat ucieczka była miernym pomysłem na zmianę scenerii, mogli to lepiej wymyśleć.
2) Główny zły powraca bo wszczepili jego wspomnienia do klona? Serio? To już lepiej, jakby dali jakiegoś weterana szukającego swojego syna.
3) Tarzan biegający od jednych do drugich to fatalna i irytująca postać, która ani razu nie zachowała się w sposób logiczny.
4) W scenie, gdy Miles krzyczy: mam twoją córkę, chyba nie chcesz, aby zginęła jak twój syn. Może coś mi umknęło, ale skąd on do cholery wiedział, że syn Jake'a nie żyje?
5) Gdzie się podziali wszyscy ci wojownicy w ostatniej scenie na statku?
6) W jaki sposób uduszony Miles przeżył tyle czasu pod wodą?
7) Bohaterowie mieli okrąglutki rok na zebranie klanów i pokonanie najeżdźców, ale nie, bo po co.