Nosi wyraźne cechy automatycznego, bezrefleksyjnego powtarzania. Często z ust ludzi spuszczających się nad czarną Panterą czy Awengersami. Tak, jakby one miały jakieś przełamujące schematy scenariusze. Scenariusze zarówno pierwszej, jak i drugiej części Avatara są zrobione niezwykle precyzyjnie. Skrojone pod dokładnie takie widowisko. Zwłaszcza druga część działa jak w zegarku. Wręcz sprawdzałem czasy poszczególnych segmentów. Kurde, prawie półtorej godziny nieustannej akcji, a nie poczułem nawet cienia znużenia, które dopadło mnie po pół godzinie naparzanki z Avengersów. Gdy próbuję wyciągnąć z krytyków, co właściwie jest takie słabe w scenariuszu, słyszę głownie luźne skojarzenia z innymi filmami. Tia, bo przecież te najlepsze filmy nie wywołują żadnych... Co powinno być innego w tego typu widowisku? Romans na boku Sully'ego? A może depresja poporodowa Neytiri? Comming out córki? Brutalna rzeczywistość ulicznego handlu narkotykami? Więcej przemocy? Mniej przemocy? A może cameo Stana Lee? Żadnej konkretnej odpowiedzi, tylko kolejne powtórzenie. To nie jest film o moralnym upadku, nie jest film o rozkładzie rodziny czy toksycznym rodzicielstwie. To podróż krajoznawcza do najlepiej skonstruowanego i pokazanego świata od czasów Władcy Pierścieni. Mam dla wzbogacenia podróży bohaterów, których lubię. Stawkę, która mnie obchodzi i zmagania wywołujące obgryzanie palców. Najlepsze od lat CGI. Tak się składa, że przedwczoraj zmęczyłem za 3 podejście Jurassic World. Te kańciaste dinozaury rodem ze starego, brytyjskiego dokumentu „Wędrując z dinozaurami”. Dialogi tak drewniane, że zostawiły mi na dywanie wióry. Fabuła tak debilna i pretekstowa, że znajdowałem we łzach swoje szare komórki. Jeżu w chruśniaku, na Avatarze poczułem się, jakbym wypłynął na powierzchnię w połowie utraty przytomności z niedotlenienia! Jako miłośnik fantastyki, muszę śmiało stwierdzić, że przez ostatnie lata topiłem się w gównie z kawałkami pelerynek i rajstopek. Przeraża mnie, jak mało ostatnio prawdziwych blockbusterów, które nie byłyby wytworem AI Disneya. W końcu kino szczere, totalne, bogate. Poza Diuną, Blade Runner 2046 i Śródziemie Ultimate Edition, nie widzę żadnego innego kandydata do wybulenia kasy na BD. OK, mam nadzieję, że teraz ktoś mi wytknie przekonująco słabości scenariusza.