W porównaniu do pierwszej części Avatara dostajemy odgrzewanego kotleta. Tym gorzej, że grafika już tak nie zachwyca jak w pierwszej części więc tym bardziej fabuła powinna być ciekawsza. Najlepsza postać według mnie to Kiri, która od samego początku odstawała od reszty nie tylko ze względu na swoje tajemnicze poczęcie, zakładam że to Eyva która nie była w stanie ocalić Grace lecz w jakiś niewyjaśniony sposób przekazała cząstkę siebie i tak stworzyła nowe życie. Dla tego wątku pewnie pójdę na 3 część.
Ogólnie uważam że film mógłby być znacznie ciekawszy bez przedstawiania nam podwodnego świata. Wielkie statki wylądowały na ich planecie, zmietli połowę lasów z powierzchni ziemi a oni od tak sobie uciekają, bo na pewno przybyli w pokoju wykonywać kolejne badania. A co z resztą? Nie rozumiem jak taki wojownik jakiego zaprezentował nam w pierwszej części zdecydował się na ucieczkę, powinien tam zostać i razem z innymi omaticaya walczyć za swoje plemię, jednoczyć klany i pozać przyczynę powrotu ludzi. Bał się o dzieci? Było je odstawić w bezpieczne miejsce i wracać spowrotem bronić ludu. Zamiast tego czmycha wraz z rodzinką a my przez godzinkę poznajemy cudowny świat podwodnych stworzeń, żeby po tym czasie przekonać się że tu tylko chodzi o zemstę. I co Jake sobie myślał że będzie kolejne 10 lat żył w spokoju i Miles go nigdy nie znajdzie? Następnie przez kolejne pół godziny oglądamy polowanie na wieloryba jakby nie było mozna zrobić tego szybciej i też by przy tym ludzie na sali płakali, co niby miało na celu sprowokowanie Jacka do wyjścia z ukrycia a i tak znowu Miles znalazł go przez dzieci. O tyle dobrze że ten Tulkun potem bardzo pomógł i zaatakował wrogi statek, podczas gdy po pierwszej udanej akcji całe plemię metkayina gdzieś się ulotniło. Kto na to pozwolił? W każdym razie osobiście uważam że wiele scen można by wyciąć lub skrócić a dodać jakieś ciekawsze wątki, jak np. Tulkuny odśpiewują pieśń i witają spowrotem wygnanego wieloryba który ocalił plemię i obiecują już zawsze pomagać Na'vi i na odwrót.
Do tej pory nie rozumiem dlaczego opuścił swoich. Przecież ludziom chodziło, żeby go wyeliminować, bo znał ich taktykę walki i przez to był zagrożeniem. Więc bezkrwawo zrobił to o co im chodziło: zostawił swoje plemię na ich pastwę. To po co ten ruch oporu organizował? Ja bym to widział inaczej. Chcieli pokazać wodę, to niech ludzie lądują na terenach wodnych i plemię wody prosi to z lasu o pomoc, bo tamci mają większe doświadczenie w walce z ludźmi. Główny bohater zbiera armię swoich i przychodzi nad wodę z braterską pomocą. I wtedy mogą sobie pokazywać ładne widoki do woli. A nie robią z wojownika uciekiniera który wszystkich porzucił. Aż dziw, że pod jego nieobecność nie wyrżnęli mu plemienia.