Wróciłem właśnie z seansu i by nie używać zbyt dużo epitetów, które nie dodadzą wartości wypowiedzi, powiem że film mi się nie podobał. Bardzo. Co też zresztą widać po moje ocenie (1 - jako Nieporozumienie).
Szedłem na kino, nie jak na historię która odmieni moje życie, a na zwykłe efekty oraz grafiki technologii i militariów, co zawsze mnie pasjonuje w filmach SF. Już po trailerze wiedziałem że całą fabułę można opowiedzieć w dwóch zdaniach, luzik, nie przeszkadzało mi to. Wybrałem nawet seans nocny, tak by za dużo ludzi nie było na sali, 3D z napisami oczywiście, miejsce poniżej połowy sali, by widzieć głównie ekran a nie ściany po bokach.
Film zaczyna się istną sielanką. Nasz protoplasta osiadł, założył rodzinę i chciał żyć długo i szczęśliwie. Jednak o dziwo, złe korpo-ludki wróciły (serio, oni byli naprawdę zdziwieni). I zaczyna się partyzantka w tej roli Na'vi. Zadają korpo-ludkom jakieś straty, ale i tak jest inpas. I tu się dowiadujemy że 1. Oni wiedzą gdzie jest baza Na'vi, wraz z Jake'm 2. Inwestują kupę szmalu w avatary dla Pułkownika Milesa Quaritcha i jego trepów, by Ci do nich przeniknęli i zlikwidowali Jake'a. Taaaaak, wygląda to rozsądnie.
A gdzie za przeproszeniem hasło z Aliena "Nuke entire site from orbit"? Skoro wiedzą DOKŁADNIE gdzie ich baza (circa 100km), to w czym problem wyżłobić atomowy lej w miejscu gdzie wiedzą że on się znajduje?
Kolejna rzecz, czemu, ale to czemuż musieli zrobić kolonizacje planety akurat tam gdzie Jake siedzi? Nie mogli w innej części planety?
Dalej, minęło około 10-30 lat od jedynki (była informacja w filmie, ale nię zapamiętałem dokładnie) i technologia militarna ludzi nie posunęła się w żaden sposób do przodu. Potrafią przesyłać świadomość do biologicznych sztucznych ciał, budować żagle słoneczne, hibernować, ale nadal używają broni palnej na bazie prochu? Wiedzą z kim walczą (bo dostali wciry w jedynce) a mimo to, nadal dają sobie dmuchać w kasze? Kogo wy tam posyłacie?
Ale dobra, zostawmy złe korpo-ludki, które szukają miejsca do życia dla ludzi z Ziemi, która umiera, a zajmijmy się biednymi Na'vi i rodzinnką Scullych, którzy są jeszcze biedniejsi. Bo o to ten trep (on sam tak o sobie mówi), wymyśla że spakują manatki i wyjadą, to wszyscy będą bezpieczni. Errr, no nie. To chyba nie działa jak na Ziemi. Panie Scully, Ziemianie nadal tu zostaną i będą nadal robić to co chcą. Ale whatever, uciekamy. Jeszcze przed tą decyzją i wielokrotnie po możemy zobaczyć że ojcem on nie nie jest dobrym. Ani nie potrafi upilnować dzieciaków, ani z nimi rozmawiać, wszystko to idzie po równi pochyłej i gdyby nie to że jest to kino familijne (w końcu dla kogoś jest ten dubbing i przygody dzieciaków w kolorowym świecie), to wielokrotnie sytuacje z ekranu powinny zakończyć się katastrofą... a MOPS powinien poważnie zainteresować się tą rodzinką. Przez cały film jest maglowany temat że "rodzina powinna trzymać się razem", ale jakoś zupełnie tego nie widać, bo każdy hasa gdzie chcę, a tatuś musi za nimi biegać i przepraszać wszystkich wokoło, a to za swoją żonę (która miała rację), a to za syna który stał się ofiarą, ale napastników trzeba przepraszać. Jak mówi przysłowie, im dalej w las, tym więcej drzew i niestety z tymi pato-zachowaniami jest jeszcze gorzej.
Podsumowując. To był najgorszy film tego roku. Wiem że jeszcze 354dni przede mną, ale wątpię bym zobaczył coś, wobec czego był tak duży hype i zapowiedzi, a tak mało z tego wyszło. No dobra, a co z efektami 3D, czy scenami akcji? W końcu na to szedłem, prawda? Określę to jednym słowem: były. I tyle. 3D jakie jest, każdy widzi, sceny akcji były, ale też nie siedziałem jak na szpilkach nie mogąc ogarnąć tego jak wspaniałe rzeczy się dzieją na ekranie. To nie była Incepcja, ani film akcji na takie rzeczy. Na dodatek niektóre sceny, czy nawet 1/3 całego filmu, była tylko po to by pokazać efekty, pochwalić się nimi, a do fabuły to nic nie wnosiło.
Fabuła niezbyt ambitna, postacie płaskie, bez wyrazu, jeśli były charakterystyczne, były przewidywalne i jedno biegunowe - czarne charaktery były czarne, białe charakteru turbo dobre, którym nic nie powinniśmy (bo jakże byśmy śmieli) zarzucić. Na dodatek ciągle miałem wrażenie że przez cały seans ktoś mi wciska ulotką Zielonych, o tym jacy to ludzie są źli i że powinniśmy przepraszać za to że żyjemy i niszczymy naszą piękną ziemie. Plus teksty z filmów, że powinniśmy patrzeć na całość (natury) a nie na siebie (jako jednostki). Po kilku takich odniesieniach, zacząłem się zastanawiać, "Cameron, kto i ile Ci zapłacił, byś niszczył mi przyjemność z kina, wrzucając do niego takie puste frazesy"?
Zapraszam do dyskusji, tych którzy chcąc mnie opluć za to że źle oglądałem film, że na pewno gdzieś zrobiłem błędy ortograficzne albo interpunkcyjne, albo tych co mnie chcą nazwać lewakiem lub ruską onucą :D albo tych co chcą po prostu pogadać o tym, że coś mogło jednak nie pyknąć w filmie.
Ale z czym tu dyskutować ? Od tego, że coś mogło nie pyknąć w filmie, a do tego żeby dać ocenę 1 jest naprawdę daleka droga... Wiesz co? wczoraj oglądałem "Smak życia" i też coś nie pykło (i to zdecydowanie), ale jednak w filmie potrafię docenić różne rzeczy, więc ocena 5 wydała się adekwatna...O czym wiec dyskutować z kimś kto dał ocenę 1 filmowi, który choćby od strony realizacyjnej jest majstersztykiem ?
Może się mylę, może to co wypłynęło na wierzch przesłoniło mi inne walory filmu, więc co wg Ciebie było tym majstersztykiem? Fabuła? Ciekawe postacie? Plot twisty? Efekty, ups pardon, miałem na myśli portfolio grafików? Czy może rozbudowane poruszające dialogi?
Przede wszystkim strona wizualna filmu, która jest tu tak naprawdę najważniejsza ;) Samo jej dopracowanie i wykonanie nigdy nie zasłuży na ocenę 1, choćby nie wiem jak głupia była fabuła.