Jest to taki film, na który ku przestrodze, można prowadzać dzieci i konstatować z trafnym wywodem typu: a nie mówiłem? Film cieszy również tym, że jest doskonałym przykładem, dlaczego nie widzę żadnego sensu w czytaniu recenzji. Sorry, ale jak można takiemu wytworowi marketingowemu dać 8 gwiazdek? Za dominantę wodną i akcję składająca się z oświadczeń, co to zamierza bohater zrobić za chwilę oraz krzyków ewidentnie ściągniętych z animacji Samoloty: ju-hu, hej-ja, ohoho... . Pierwsza część mocno pogrążała widza w bajeczny, fluoroscencyjny świat i konwencjonalną fabułę o tym, co świat tak olewa na co dzień, a co to jest istotne duchowo. I fajnie. Tu zdaje się, że bohaterowi sami uciekają od ubogości fabuły. Co, zrobić, jak uciec nie potrafią. Nie wiem, kogo jeszcze może cieszyć to, że grafika jest fajna? Już nawet w darmowych reklamach jest fajna, więc co to za kryterium? Niestety, ale cały ten movie jest za to przepięknym, monumentalnym pomnikiem naszych czasów i skali marketingu - nie dziwię się, że kina są półpuste. Oglądając coś przez kabel, przynajmniej w każdej chwili możesz się z tego wyoglądać. Z kina jakoś szkoda. I zdaje się niepotrzebnie szkoda... .