Głównym i jedynym bohaterem Avatara stały się efekty specjalne i sceny. Przecież można się domyśleć, że zrobią z tego telenowelę - Jake Sully w kolejnej odsłownie znajdzie sobie inne plemie z unikatowym środowiskiem (podziemia, niebo?), a Pułkownik Miles po raz kolejny uniknął śmierci by pomścić swoje porażki. Za mało fabuły jak na 3 godzinny film.
A najśmieszniejsze jest to, jak ludzie mówią, że na siłę szukamy minusów :D wiadomo, że można wyłączyć rozum, by cieszyć się efektami i scenami. Byłem w Imax 3D i naprawdę było to dla mnie epickie przeżycie, ale po wyjściu z kina trzeba zmierzyć się z rzeczywistością i powiedzieć wprost - fabuła jest nielogiczna niczym Moda na Sukces. Na siłę niektóre wątki, na spokojnie dało się napisać logiczniej kontynuację, zamiast na siłę wciskać ulubione postacie i aktorów.