No i stało się, poszedłem do kina z narzeczoną na Avatara. Letko wcześniej zniechęcony opiniami znajomych i komentarzami tu na portalu. A, że to Pocahontas a że oklepana fabuła i bajeczka, która fabularnie nie przedstawia nic nowego. Wszyscy negatywnie oceniający film z powyższych powodów mają rację.
Tak - prawda, film mi się kojarzy jednak z "Tańczącym z wilkami", bowiem łyknąłem tą przyjemną lekturę jakiś miesiąc przed Avatarem.
No na tyle jeżeli chodzi o obiektywną moją ocenę która bez dalszych opinii skończyła by się na 6/10.
A teraz subiektywnie. To jest kurde bajka. Ten film ma bawić widza, a nie powodować wewnętrzne pytania zaprzątające nam głowę po obejrzeniu widowiska. Jest przyjemny, widowiskowy i lekki do przełknięcia. Porządną robotą wykazali się panowie od grafiki trójwymiarowej jak i concept-masterzy, którzy zaprojektowali kosmiczne zwierzaczki i roślinki z taką inwencją twórczą i pomysłowością, że moje oczy obciążone okularami 3d wyły (no załóżmy że wtedy tak robiły) z zachwytu. Najbardziej przypadły mi do gustu kameleony, które uciekały na obrotowych skrzydłach a la Leonardo da Vinci.
Czy film jest za długi? Jak kogoś nie porwie ten bajkowy świat to zapewne tak. Ja tam byłem nim zachwycony i te 3h minęły mi szybciutko.
Minusy? Było parę naciągnięć fabularnych i zdjęciowych - jakby np. doktor Bruce - naga, owinięta jakimiś paprotkami - sala parsknęła śmiechem. Na szczęście takich zabiegów nie ma wiele i da się je jakoś przełknąć.
Avatarek tak mi się podobał, że po skończeniu seansu nie chciało mi się wyłazić na te szare śmierdzące ulice. Długo jeszcze mógłbym pisać o tej produkcji ale powiem tylko 9/10.