(Niektórzy uważają, że po tym poznaje się dobre filmy...) Ja jednak pozwolę sobie zostać wyjątkiem od reguły i zapewne poirytuję tym obie strony, ale dla mnie film był po prostu dobry. Nic poza tym. Nawet nie chce mi się o nim pisać, bo dość już chyba napisano.
Znajomi ostrzegali mnie, że film ma prostą fabułę. Ale i tak rekomendowali mi ten tytuł ze względu na stronę wizualną. I fakt, film okazał się dokładnie taki, jak oczekiwałem. Przepraszam, ale z lenistwa wysłowię się jak uczniak:
Uwaga, spoilery.
Podobało mi się:
- scena obalenia drzewa (Hometree) - przyznam, że trochę mną ruszyło, sam nie wiem czemu, przecież była taka banalna. Ale bezsensowna przemoc zawsze działa na widza. Jak zresztą było widać, poruszyło to także niektórych "złych" w filmie;
- reżyseria - dobre prowadzenie historii, itp.;
- Pułkownik Quaritch - ach, uwielbiam czarne charaktery, zwłaszcza jak pracują na rzecz tego złego kapitalizmu - zawsze im kibicuje. Nie, żeby płk był jakiś genialny, ale zawsze wyróżnia się na tle kryształowych charakterów;
- fakt, iż protagonista na początku faktycznie zachowywał się jak na żołnierza przystało - iż tak szybko zgodził się na szpiegowanie i oszukiwanie Na'vi, że robił to świństwo bez zbędnej egzaltacji, tylko profesjonalnie.
- koncepcja umiejętności łączenia się w jedną sieć neuronową z całą przyrodą za pomocą warkocza... Tak, ładna idea, którą możnaby jeszcze lepiej wykorzystać.
Nie zrobiło na mnie wrażenia:
- wbrew wielu, nie uważam, iż koncepcja planety Pandory (po co ją tak nazwali - nie widzę związku z mityczną puszką Pandory?) była jakaś nadzwyczjanie oryginalna. To już w Gwiezdnych Wojnach można znaleźć oryginalniejsze koncepcje planet. Zwierzęta są już totalnie lame. Jak chcecie zobaczyć oryginalną koncepcję kosmicznej fauny i flory, to polecam paradokument Discovery Channel, bodajże "Planeta Darwina" czy jakoś tak. A z tych fikcyjnych planet jakie znam, nic nie przebije fantasmagorycznego Solarisa Stanisława Lema.
- Jak już ktoś napisał - scena z leczeniem pani doktor przez drzewo była IMHO totalnie niepotrzebna. Po cholerę ją płk postrzelił? Niepotrzebnie, drań jeden, film przedłużył. A i tak potem umarła (od postrzału - wow, co się odwlecze, to nie uciecze)
- stereotypowe postaci i mało zachwycające dialogi. Mało kreatywne wykorzystanie kanwy z historii o Pocahontas.
- postać Neytiri - co w niej jest takiego nadzwyczajnego? Przecie to właśnie Pocahontas, to już było!
Nie spodobało mi się:
- Iż scenariusz ma pewne mankamenty:
:: Działanie avatara rozumiem jako transmisję na żywo aktywności świadomości mózgu operatora do mózgu avatara. Wobec czego musi być używana jakaś antena na miejscu, a wewnątrz ciała avatara musi być odbiornik. Technologia protokołu oraz interfejsu na pewno musi być (to już ostatnie :D) zajedwabiście zaawansowana. Wobec czego na pewno nie jest problemem, by można było zlokalizować avatara oraz nadajnik przy pomocy radaru albo statycznego albo umieszczonego na zdalnej sondzie - dzięki czemu ludzie wykrywaliby bez problemu swoich wśród tubylców. Ale ci źli tym nie dysponowali. No cóż, może się czepiam...
:: Dużo gorsze jest to, że tubylcy tak szybko na nowo i goręcej pokochali Jakeskully'ego, gdy ten przybył na Turoku (?) - okej, popisał się, pokazał, że mu na nich zależy, ale i tak... trochę naciągane. Kurde, na jego miejscu nie ważyłbym się im pokazywać na oczy.
:: Coś, co zauważył ktoś inny: czemu w kokpitach pojazdów użyto szkła, a nie pleksiglasu, czy innego akrylu? Przecież wiedzieli, że Na'vi używają strzał.
- Iż statek kosmiczny na początku filmu tak bardzo przypominał ten z Odyseii Kosmicznej Kubricka...
-----
Nie mniej jednak, doceniam ogrom pracy włożonej w ten film i ludzi zaangażowanych w jego wykonanie. To fascynujące, że ten sam człowiek stworzył dwa najbardziej kasowe filmy w historii - i to pod rząd, jakby nie było! Z całą pewnością James Cameron wielkim filmowcem jest.