Wczoraj bylam na seansie w Imax w kinie odeon w Londynie. No i tak naprawde nie wiem co mam o tym calym filmie sadzic. Z jednej strony pieknie opakowany, przez chwile faktycznie swiat Pandory wciagnal mnie bez reszty, bylam pod wrazeniem kazdej egzotycznej rosliny, czekalam kiedy to znowu zza krzaka wyloni sie jakis nastepny zjawiskowy stwor (sama kiedys probowalam wymyslic kilka pokemonow, latwo nie bylo, lol). Przyjemnie patrzylo sie na Na'vi, ktorzy zostali obdarzeni niesamowita mimika twarzy no i rzeczywiscie przypominali prawdziwych aktorow. Sama Pandora to po prostu majstersztyk w samej rzeczy. Latajace gory? Super pomysl! Ale w tym momencie moj zachwyt sie niestety konczy...
Ogladajac nie moglam sie wrecz oprzec wielu skojarzeniom. Po pierwsze Pocahontas, ale to zauwazyl juz chyba kazdy, czyli dobrze nam juz znany schemacik, corka wodza, ma wyjsc za kogos innego, nowa ziemia bogata w w tym przypadku w bardzo drogocenny mineral, milosc, rozdarcie pomiedzy dwoma swiatami, na koniec wielka bitwa, nawet pomysl babci wierzby(czyli drzewo, ktore slucha i czasami odpowiada)Cameron zapozyczyl! Troche sie zirytowalam jak zobaczylam to swiete drzewo.
Drugi disneyowski obraz to Tarzan, OLBRZYMIE podobienstwo! Pamietacie kiedy to Tarzan bardzo staral sie byc taki jak malpy?? Ujezdzal dzikie zwierzeta, skakal po drzewach, pozniej pokazywal Jane jak piekny jest jego swiat. Zakochal sie no i znowu rozdarcie. Ale to jeszcze nic, najbardziej zaklula mnie ostatnia scena kiedy to cala fauna Pandory ruszyla na ratunek, to samo w Tarzanie, dzungla i wszystkie zwierzeta pomogly w pozbyciu sie klusownikow.
Trzecia animacja (myslalam, ze do tego nie dojdzie) to Atlantyda. Mielismy tam doczynia juz z zaawansowana technika, identyczna wrecz postac zlego, zaslepionego pieniedzmi generala, corka krola, ktora byla nawet podobna do Neytiri. Malowidla na cialach mieszkancow Atlantydy, potem tajemnicze maszyny, ktore wznosily sie w powietrze poprzez polaczenie sie z jezdzcem. Wielkie bostwo, ktore utrzymywalo Atlantyde przy zyciu, w tym przypadku to takze byl bardzo drogocenny mineral, majacy uzdrawiajace wlasciwosci i zdolny obudzic cale miasto do walki.
No i ostatnia scena! Wszyscy mieszkancy ruszaja do bitwy na tych swoich maszynach, kilku ludzi przeszlo ze zlej strony na dobra, pomagaja tubylcom. No i punkt kulminacyjny pojedynek glownego bohatera ze zlym generalem!
Wybaczcie prosze, za duzo tego... Jestem lekko zawiedziona.
Gdy pierwszy raz obejrzalam Aliens, poczulam, ze chce jeszcze. Gdy zobaczylam Terminatora, a potem czesc druga zapalalam wielkim uczuciem do Camerona, gdy moje oczy ujrzaly The Abbys oddalam sie Cameronowi bez reszty. True Lies tylko utwierdzily mnie w tym przekonaniu, w koncu Titanic sprawil, ze Camerona pokochalam calym sercem. Pytana wiele razy o ulubionego rezysera, odpowiadalam przekonana, James Cameron! Teraz po Avatarze, James Cameron to jeden z kilku rezyserow, ktorych darze szacunkiem...
Ostatni akapit był wielce zmysłowy, "oddałam się bez reszty" ;)
Ale tak serio, wypisałaś sporo trafnych spostrzeżeń. Ja osobiście widzę trochę podobieństw do "The Dark Crystal" i takich starych komiksów francuskich sci-fi/fantasy "Yans". Wizualnie rzecz jasna. Myślę, że tak doszukiwac sie mozna bez końca, stąd ciągła krytyka o braku oryginalności filmu. Mi to osobiście nie przeszkadza, bo Cameron tak zręcznie wszystko powiązał ze sobą i zapakował, że wyszło mu czysto epickie widowisko. Po seansie czułem lekki smutek, ze opuszczam Pandorę - rzadko mi się coś takiego zdarza, a interpetuję to jako przysłowiową 'magię kina' :)
Odpowiedź jest prosta: Wszystkie filmy które wymieniłaś powstały (no może Pocahontas powstało w 1995) po napisaniu scenariusza (15 lat temu)! A Tarzan był na podstawie książki.
Ale historia Disneya jest wymyślona. W rzeczywistości historia pocahontas nie przypominała ani trochę tej disnejowskiej.
wybacz, ale Twoje posty do wielkich wniosków nie prowadzą :P
jedyny jaki wyciągam to to, że innych traktujesz jak półgłówków - mimo że potem próbowałeś się z tego wycofać, ale nieudolnie
nie podoba Ci się, że w filmie nie masz jakiejś nowatorskiej, przełomowej fabuły - przyjmuję to, miałeś wielkie oczekiwania.
Jednak to nie oznacza, że ta co jest nie ma prawa istnienia, nawiązanie do podstawowych stref naszego życia jak poczucie wolności, miłość itp zawsze będzie miało miejsce w twórczości człowieka... coś takiego pewnie znajdziesz nawet w filmach, które tylko Ty uważasz za przełomowe...
Wiesz, gdybyś była tak wielką fanką Camerona- jak zapewniasz wiedziałabyś, że scenariusz do Avatara powstał wcześniej niż sam Titanic, ale ze wzgledu na dość ubogie warunki techniczne jak na tamte czasy Cameron czekał z realizacją aż do teraz. Niemożliwe więc aby inspirował się dziełami które powstały kilka lat póżniej- Atlantyda-2001, albo Tarzan-1999.
o Awatarze wiedzialam juz pol roku temu, wiedzialam rowniez o scenaruszu napisanym 15 lat temu. Zaloze sie ze pierwotnie scenariusz wygladal inaczej, ten sam schemat, a jednak inny. Na potrzeby widza powstalo zapewne mnostwo innyh watkow, nie wiem kto kim sie inspirowal, Atlantyda powstala takze w polowie na podstawie zlepkow zupelnie innych utworów m. in.Roberta E. Howarda, Arthur Conan Doyle'a, Pierre Benoita, Aleksya Tołstoja, Andy McDermotta. Tarzan to takze opowiesc napisana dluuuuugi czas temu, bo w 1912 przez Edgara Rice'a Burroughsa. Natomiast Pocahontas byla prawdziwa osoba (zm. 1617) i jej historia przedstawiona w disneyu ulegla tylko nieznacznej zmianie. W prawdziwym zyciu Pocahontas nie zakochala sie w Johnie Smith, co prawda uratowala go przed egzekucja, dostarczala tez zywnosc kolonistom. Byl on jej drogim przyjacielem, ktorego uczyla tamtejszej kultury i obyczajow. Pozniej Pocahontas została ujęta przez kapitana Samuela Argalla z Jamestown. Anglicy chcieli wymienić ją na własnych ludzi przetrzymywanych przez wodza Powhatana, a jej ojca. Do wymiany nie doszlo, wkrotce potem po nauce angielskiego Pocahontas zostaje zona Johna Rolfa plantatora tytoniu i zmienia imie na Rebecca.
Tarzan nie jest wymysłem Disneya.
Atlantyda i Pocahontas powstały po scenariuszu Avatara.
Jedyne do czego można nawiązać ten to Tanczący z Wilkami gdzie widać duże podobieństwo.
przerazenie mnie ogarnia - z Waszych postów wynika że hisoria naszej cywilizacji to filmy
mit o Atlantydzie, Pocahontas i Indianie byli przed kinematografią
Nie twierdzę nic że te postacie, historie są wymysłem filmu. Otóż może cię zaskoczę ale jestem moim hobby jest kultura i historia wojskowości od starożytności do II wojny światowej. Postacie Indian lub starożytne mitologiczne już nieraz opisywałem i robiłem je w grafice 2d, 3d...
Chodzi mi o same pomysły filmowe. Mianowicie o to że historyjki z Pocahontas i Atlantydy to fikcja filmowa, powstała po scenariuszu Avatara. Prawdziwa historia Pocahontas ma niewiele wspólnego z filmem Disneya tak więc scenariusz Avatara nie powstał a na niej. A z kolei disnejowska Atlantyda to całkowita fikcja, oprócz domniemanej Atlantydy jako miejscu akcji.
Pogubiłem się bo posty pojawiają się raz na dole raz na górze. Co pisałeś konkretnie? :)
a ja własciwie, dopoki nie przeczytalam Waszych postów to w ogole nie widzialam podobieństwa z bajkami Disney'a :D
bo to nie podobieństwo do bajek Disneya tylko różne historie, mity, legendy a co najważniejsze - zwykłe ludzkie losy
Nie twierdzę nic że te postacie, historie są wymysłem filmu. Otóż może cię zaskoczę ale jestem moim hobby jest kultura i historia wojskowości od starożytności do II wojny światowej. Postacie Indian lub starożytne mitologiczne już nieraz opisywałem i robiłem je w grafice 2d, 3d...
Chodzi mi o same pomysły filmowe. Mianowicie o to że historyjki z Pocahontas i Atlantydy to fikcja filmowa, powstała po scenariuszu Avatara. Prawdziwa historia Pocahontas ma niewiele wspólnego z filmem Disneya tak więc scenariusz Avatara nie powstał a na niej. A z kolei disnejowska Atlantyda to całkowita fikcja, oprócz domniemanej Atlantydy jako miejscu akcji.
Mój post nie dotyczy wszystkich osób piszących krytycznie na temat tego filmu, lecz pewnej sporej ilości anty-fanów.
Zauważyłem że jest tutaj bardzo dużo osób, które uwzięły się na ten film już parę dni (tygodni) temu. Zazwyczaj ich argumenty są kiepskie i przerysowane. Rozumiem, że jak film się nie spodobał to można 1-3 razy wejść na jego forum, napisać krytykę, poczekać na kilka odpowiedzi i zająć się czymś innym. Ja osobiście potrafię tak długo pisać o czymś co mnie zainteresowało. Jednak nie jestem w stanie pojąć tego jak osoba, która obejrzała film weszła następnie na forum by go zjechać potrafi siedzieć i robić to w kółko cały tydzień. Takich osób wypatrzyłem tutaj kilkanaście. Zakładają tematy, piszą posty po to by na siłę przekonać do swojego zdania, udowodnić że reszta to półgłowki, dzieci, które się zachwycają ''bajeczką''.
Czy oni naprawdę nie mają co zrobić z czasem czy ich życie jest tak szare i pozbawione koloru, że muszą niszczyć forum tego bardzo dobrego filmu? Czy sprawia to przyjemność, czy pozwala im na dowartościowanie się?
Wiele osób, które to robią nie widziały nawet filmu. Kilka z tych osób się przyznało, że hejting filmu był bezsensowny póki nie zobaczyli go na własne oczy i magia Avatara na nich zadziałała swoim czarem.
Polecam znaleźć lepsze zajęcia na wykorzystanie wolnego czasu. Coś co sprawi przyjemność i pozwala się rozwijać, bo prowadzenie takich dyskusji o niczym na pewno tego nie zrobi. :)