7,4 823 tys. ocen
7,4 10 1 823400
6,8 70 krytyków
Avatar
powrót do forum filmu Avatar

Mit o planecie Pandorze, ludziach, harmonii i szczęściu.

Pandora była w mitologii greckiej pierwszą kobietą na Ziemi, którą Zeus zesłał jako karę dla ludzi za to, że Prometeusz wykradł bogom ogień z Olimpu. Według najbardziej znanej wersji mitu znanego powszechnie Pandora otworzyła puszkę od bogów, w której znajdowały się wszelkie nieszczęścia, które rozeszły się na cały świat. Na dnie puszki była jednak, zgodnie z wolą Zeusa, nadzieja. Inna mniej znana wersja mitu podaje, iż puszka zawierała wszelkiego rodzaju dobro. Kiedy Pandora otworzyła wieko, pozwoliła by zawartość uleciała i powróciła do siedziby bogów. Ludziom pozostała jedynie nadzieja.
Przez parę tysięcy lat stopniowo rozwijała się technologia na Ziemi. Mijały lata, dzięki coraz nowszym wynalazkom postęp techniczny był coraz szybszy. Wynaleziono koło, rydwan, dorożkę, dyliżans, pociąg, automobil, samochód, samolot, prom kosmiczny i w XXII wieku statek międzyplanetarny. Postępowi technicznemu towarzyszyły zawsze wojny i podboje, bo dzięki ekspansji i kolonializmowi były pieniądze. Zrobiło się zamknięte koło. Pieniądze z wojen przyczyniały się do powstawania wynalazków, które powstawały po to by lepiej się wojowało. Puszka (konserwowa) powstała w czasie wojen napoleońskich, by żołnierze byli najedzeni na frontach po to by dalej walczyć. Łódź podwodna powstała w czasie wojny secesyjnej, a gaz bojowy w czasie I wojny światowej. II wojna światowa pokazała, że kto ma bombę atomową rządzi światem. Nastał XXII wiek, kiedy podróże międzyplanetarne stały się możliwe. W tym samym wieku ludzie, dzięki zaawansowanej technologii udali się na inną planetę układu - Pandorę. Wiedzieli, że mogą sięgnąć gdzie chcą i po co chcą. Wiedzieli że nic ich nie powstrzyma, a kolejne podboje to jedynie kwestia czasu. Pandora miała być kolejnym Tenochitlan, długo poszukiwanym El Dorado. Chcieli z niego stworzyć kolejną wielką kopalnię. Liczył się dla nich surowiec, a za surowcem stał pieniądz. Pandora była dla nich pierwszą wersją mitu greckiego - nie otwierali jej bo bali się nieszczęść. Ludzie uważali, że ich rozwinięta technologicznie baza jest tam najbezpieczniejszym miejscem, gdzie poza nią czeka na nich jedynie niebezpieczeństwo i tubylcy chcący ich zabić. W rzeczywistości Pandora była rajem. Była dla nich kolejną szansą po zniszczonej Ziemi. Chciwość i umysły przepełnione techniczną wiedzą przysłoniły im oczy. Tubylcy próbowali im to ukazać, jednak ''ciężko jest napełnić naczynie, które jest już pełne''. Na'vi żyli w harmonii z naturą. Czuli z nią więź, która dawała im radość życia. Prostota w której żyli była niezrozumiała dla Ludzi Niebios, którzy chcieli dać im w zamian za bogactwo cząstkę siebie. Tą cząstką miał być postęp - drogi, mosty, telefony a co za tym wojny lub klasy społeczne. Na'vi wiedzieli że to zakłóci ich harmonię, bo Ludzie Niebios nie mieli nic co mogło im dać szczęście. Ludzie pamiętając własną historię postanowili potraktować ich jak kolejnych Azteków, Inków, Apaczów, Hindusów. Postanowili zaryzykować i otworzyć puszkę Pandory. Nie zrobili jednak tego jak należy. Otwierając ogień wypuścili nieszczęścia na tubylców. Zamknięta, poukładana puszka bogów olimpijskich została otworzona przez ludzi wieczkiem do góry. Wydawało im się, że zrobili to dobrze, ponieważ nikt nie otwiera puszek sosu wieczkiem do dołu, żeby zawartość sosu nie poleciała mu na spodnie co mogłoby je ubrudzić. Jednak w puszce Pandory znajdowało się dobro i harmonia, które mogły spaść na ludzi, gdyby puszkę otworzono dołem. Niestety, bali się że się pobrudzą, woleli utrzymać swoje materialne rzeczy w czystości, które się liczyły dla nich najbardziej. Całe dobro zawarte w puszce uleciało z powrotem do mitycznych bogów na Olimp. Ludzie przegrali z Na'vi chcąc naruszyć harmonię otaczającego świata. Mimo ich technologii wygrała natura, która udowodniła, że jakkolwiek człowiek by się starał to z nią nie wygra. Możemy wybić gatunki zwierząt, zanieczyścić wodę, podbić inną cywilizację, zniszczyć czyjąś kulturę, dla pieniędzy zrobić wszystko, ale nigdy to nic nam nie da. Szczęście, które osiągniemy niszcząc coś innego będzie krótkotrwałe. Człowiek od zawsze ma taką naturę, że czegoś mu brakuje. Mimo postępu technologicznego podstawowe potrzeby się nie zmieniły. Możemy mieć ładne ciuchy, komputery a ciągle być zamknięci w klatce nieszczęść. Ciągle chcemy więcej. Nie osiągniemy w ten sposób szczęścia. Możemy podbijać, wojować przez kolejne pokolenia aż w końcu wysadzić bombami atomowymi Ziemię to nic nam z tego nie przyjdzie. Szczęścia nie będzie, które uleci do góry, gatunek ludzki wyginie lub cofnie się w rozwoju skażony własną chciwością, a planeta która liczy już sobie miliardy lat i przeżyła istnienie tryliardów organizmów prędzej czy później się zregeneruje przeżywając nas, nasze wojny, zabawy w atomy i coca-colę. Czy musi tak być? Czy trzeba nam otwierania puszki Pandory oddalonej od nas lata świetlne, lecz bliższej niż kilkaset, kilka tysięcy lat temu? Nie. Wystarczy że znajdziemy szczęście w tym co mamy, przestaniemy myśleć o wspominanym pobrudzeniu spodni. Szczęście tkwi w prostocie, harmonii, tym co istniało kiedy żyliśmy w szałasach i zachód słońca lub stado lecących ptaków wywoływało na ludziach prawdziwy uśmiech, niewymuszony publiką, otoczeniem i towarzystwem, w którym dziś jesteśmy. Nasza Pandora jest tutaj na Ziemi, wśród ludzi. Nie musimy jej szukać. Możemy ją odnaleźć, bądź już ją znaleźliśmy ale musimy zdecydować czy liczy się dla nas szczęście w naturalnej, harmonijnej prostocie czy pieniądze i rzeczy materialne bez szczęście.

P.S. Przesłanie skierowane do nas w filmie można porównać do niego samego. Nie myślmy o tym, na której pozycji w rankingach się znajduje bo nic nam z tego nie przyjdzie. Nie poczujemy się lepiej że film podskoczył o jedną cyferkę wyżej. Nie myślmy o tym dlaczego ten film powstał, jakie przynosi dochody bo będziemy podążać drogą Ludzi Niebios. Zastanawianie się nad tym, wnikanie i analizy marketingu filmu odrywają nas od ważniejszych spraw codziennych. Nie myślmy że tylko dzięki efektom film został przyjęty w ten sposób, ponieważ takich reakcji na widowiskowy film, przepełniony efektami specjalnymi nie było parę ładnych lat. Avatar ma prostą fabułę, prostą do bólu niczym mit o Pandorze (możliwe że z tego powodu Cameron nazywał swój nowy, piękny, lepszy świat), a jednocześnie bogatą. Bogatą dlatego bo nas zachwyca sposób jej ukazania. Zachwyca bo pokazuje piękno. Piękno, które mimo rozwoju technologicznego się nie zmieniło od tysięcy lat. Jest nim docenianie tego co mamy, podziwianie świata natury, cieszenie się z prostych spraw niczym Na'vi żyjący w harmonii. Do filmu należy podejść z dystansem, nie oczekiwać psychologicznej analizy charakterów czy zawiłego, intrygującego i zaskakującego na każdym kroku scenariusza. Jeszcze się taki nie narodził, który by wszystkim dogodził. Gdyby przepełnić ten film intrygami, wątkami psychologicznymi byłby film o wszystkim a zarazem o niczym. Były już próby umieszczenia w filmach kilku gatunków, ale zazwyczaj kończyły się klapą. Avatar jest filmem określonego gatunku i tam powinien pozostać. Ten film jest nastawiony na rozrywkę, na wywołanie najprostszych emocji na widzu, zgodnie z jego przesłaniem. Ta prostoliniowa fabuła i historia sprawiła, że na niejednej twarzy bez względu na wiek pojawił się naturalny uśmiech i zachwyt. Na tym polega istota baśni. Baśni, które przekazywane przez harfistów greckich, pieśniarzy wikingów, niańki młodym markizom nie zmieniły się do dziś od czasów starych jak pierwsi ludzie. Zmieniała się jedynie forma ich przekazywania. Baśń w nowej technice 3d? Czemu by nie skoro jej wartość jest ponadczasowa.

Pozdrawiam,
KLA

Szacun, że chce ci się w kółko produkować to samo i pisać takie elaboraty na temat oczywistych oczywistości;)
Sorry, twoja analiza kondycji i rozwoju ludzkości to pokaz naiwności i wyciągania wniosków godny podstawówki:) Nie ma w tym nic złego per se (przecież możesz chodzić do podstawówki), ale już w przypadku pisania natchnionych tekstów efekt jest jakby odwrotny od zamierzonego:) Nie odbieraj tego jako złośliwość, ale zrób może trzy głębokie oddechy;)

użytkownik usunięty
StreetSamurai

Jeśli uważasz, że tekst jest na niskim poziomie i wszystko jest tak oczywiste (dla jednym może tak, dla innych to coś nowego) to radzę sięgnąć po tytuł naukowy od profesora zwyczajnego wzwyż. :) Ten tekst to nic innego jak skrócona wersja mojego eseju, za który wystawił mi profesor 5+ na moim roku studiów. Widocznie uczyłeś się w podstawówce o poziomie nauczania ze szkoły wyższej. Też nie odbieraj tego jako złośliwość, ale komentarz że tekst mogłoby napisać dziecko jest nietrafny.
Każdy skupia się na przesłaniu ekologicznym, antykapitalistycznym lub antywojennym. Ja spojrzałem na to od strony prostego mitu o Pandorze. Nie widziałem by ktoś rzeczywiście poruszył tutaj tą kwestię i nawiązywał to do puszki Pandory (czy z podstawówki czy wyżej). Przesłanie jest proste, tak proste że ludzie doszukują się nie wiadomo czego - polityki, antyglobalizacji, a tu chodzi wyłącznie o prostą harmonię życia i natury, która nie przemija i jest trwalsza od gatunku ludzkiego. Zazwyczaj nie widzimy zbyt prostych rozwiązań, nauczyliśmy się że wszystko na najwyższym poziomie musi być skomplikowane.

Luis naprawde jestes King ale skroc mi w trzech zdaniach o przeslaniu fimu, prosze :)

użytkownik usunięty
archipelag1

Harmonia świata, planety są stałe i nie da się ich zakłócić choć jakbyśmy nie wiadomo jak się starali, bo jest trwalsza od naszego istnienia na Ziemi. Szczęście możemy odnaleźć w prostocie natury, co nie zmieniło się od pokoleń.

W drugim zdaniu nie chodzi o prostotę w postaci biegania po lasach, z łukiem i zachwycaniu się ptakami, lecz podstawowych instynktach gustach, które mamy wpisane w nasze DNA.

użytkownik usunięty
archipelag1

Zresztą inne treści przesłania napisałem dwóm kolegom poniżej. :)

:D Wybacz, ale "5+ od profesora na studiach" nic mi nie mówi ani o niczym niestety nie świadczy :D Jak mówiłem, nie chcę się kłócić ani być złośliwym, to po prostu moja opinia. I tym bardziej ją podtrzymuję, jeśli przemyślenia typu

"Mimo ich technologii wygrała natura, która udowodniła, że jakkolwiek człowiek by się starał to z nią nie wygra. Możemy wybić gatunki zwierząt, zanieczyścić wodę, podbić inną cywilizację, zniszczyć czyjąś kulturę, dla pieniędzy zrobić wszystko, ale nigdy to nic nam nie da."

czy

"Szczęście tkwi w prostocie, harmonii, tym co istniało kiedy żyliśmy w szałasach i zachód słońca lub stado lecących ptaków wywoływało na ludziach prawdziwy uśmiech, niewymuszony publiką, otoczeniem i towarzystwem, w którym dziś jesteśmy."

to akademicki poziom rozważań (w tym także pod względem formy) o ludzkiej naturze... No sorry i pozdrów profesora:D Over and out.

użytkownik usunięty
StreetSamurai

Pozdrowię, bez obaw. Jeśli uważasz że to proste to powiedz to wielu pokoleniom myślicieli, którzy budowali nasze idee. Powiedz też to Władysławowi Tatarkiewiczowi, nieżyjącemu już autorytetowi w dziedzinie filozofii, historii myśli i estetyki.
Siła tkwi w prostocie, którą trzeba wykorzystać i na prostocie polega inteligentne myślenie. Zauważ że wykorzystywanie wiedzy na temat prostego myślenia pozwala dobrze funkcjonować prawu państwowemu, psychologii, filozofii i wielu innym dziedzinom poza kierunkami technicznymi.

ocenił(a) film na 7

Lubię Cię King (mimo że na moje pytanie na Twoim blogu nie odpowiedziałeś), ale nie zasłaniaj się tu Tatarkiewiczem, ani tekstem o prostocie myślenia. Bo Tatarkiewicz często staje się nieaktualny ze względu na swój prokantowski wydźwięk (szczególnie zaś jego historia filozofii, wznawiana wciąż i wciąż, jakby nikt nie poczynił lepszego dzieła), zaś brzytwę Okhama nie wszędzie da się włożyć. Samurai wyraził opinię nt. Twojego tekstu, Ty zaś swoją odpowiedzią próbujesz pokazać, że za Tobą murem stoi całe pokolenie myślicieli. Jakby oni wszyscy głosili prostotę w takim znaczeniu jakim Ty je nadajesz, to nie byliby wielkimi myślicielami. Ostatecznie wszystko jest proste, nawet Ja i Ty jesteśmy prości - wszak to tylko połączone ze sobą atomy - ale stopień skomplikowania prostoty to coś, o czym nie wspomniałeś, żeby wyszło na Twoje. A to już nieładne bardzo.

użytkownik usunięty
Narquelion

''mimo że na moje pytanie na Twoim blogu nie odpowiedziałeś''

Możliwe że je przeoczyłem. Staram się odpisywać na wiadomości kierowane do mnie. Co dokładnie to było? Odpowiem.

''Samurai wyraził opinię nt. Twojego tekstu, Ty zaś swoją odpowiedzią próbujesz pokazać, że za Tobą murem stoi całe pokolenie myślicieli.''

Nie próbuję stawać za myślicielami, bo nie ze wszystkimi z nich w tej materii 100% się zgadzam, lecz chciałem mu pokazać, że mój pogląd nie jest na poziomie dziecka z podstawówki.

''Ostatecznie wszystko jest proste, nawet Ja i Ty jesteśmy prości - wszak to tylko połączone ze sobą atomy - ale stopień skomplikowania prostoty to coś, o czym nie wspomniałeś, żeby wyszło na Twoje.''

Tak zgadzam się Tobą. Mój tekst dotyczył jednak tego co jest zawarte w tym filmie i jakie z niego wnioski można wyciągnąć po obejrzeniu. Analiza skomplikowanej rzeczywistości to temat na całe godziny dyskusji co będzie wykraczać poza przesłanie filmu, a będzie tylko tworzeniem i prezentacją innych gatunkowo poglądów. Skupmy się na tym co czujemy po rozważeniu przesłania Camerona.

ocenił(a) film na 7

Pozwolę sobie zatem jeszcze raz zadać pytanie (tak w ogóle to ono wyparowało z Twojego bloga, szukałem go tam, ale nie znalazłem): czego byś chciał dla Avatara? By uznać go filmem wszech czasów? Czy aby każdy zdrowo do niego podszedł, dał sobie czas i okazję do okazania uznania dla tego, co w nim zaprezentowane? Czy może aby był na ołtarzach, wychwalany jako film niezwykle głęboki? Próbuję Cię, szczerze mówiąc, rozgryźć od dłuższego czasu pod tym względem. Ale po co tworzyć założenia, jak można zapytać :)

Pozdrawiam!

użytkownik usunięty
Narquelion

Możliwe że wyparowało bo skasowałem parę moich tematów na blogu, a nie sprawdzałem kto i jak je skomentował uprzednio za co przepraszam. Jeśli ktoś odczytał to jako nieuprzejmość z mojej strony.
Pytasz czego bym chciał od Avatara by uznać go za film wszech czasów? Odpowiem tak: nic. Po prostu nic nie chcę, bo nie uważam żeby Avatar był filmem wszech czasów. Jest wg mnie filmem rewolucyjnym pod względem efektów specjalnych i tego w jaki sposób oczarował widzów w kinach. To dowód, że film nie był przereklamowany i rzeczywiście jest tym co Cameron zapowiadał, a wiele negatywnych opinii potwierdza regułę ''jeszcze się taki nie narodził, który by wszystkim dogodził''. Każdy człowiek jest inny pod względem charakteru i odczuć, więc czego innego oczekuje po filmie. Nawet gdyby Avatar był arcydziełem wszech czasów to zawsze znaleźliby się jego przeciwnicy - zarówno ci inteligentni i ''myślący inaczej''. Avatar jest wg mnie filmem rewelacyjnym, takim który wzbudza emocje, jest pięknym od strony wizualnej i prostej historii, ale mimo to znam większe dzieła, które wywarły na mnie większe wrażenie. Jest to jeden z lepszych wg mnie filmó, ale nie najlepszy - Avatar po prostu filmem, który najmocniej wgniótł mnie w fotel w ciągu ostatnich 2 lat. Podkreślam to wgniecenie, ponieważ chodzę do kina dość często, 2-3 razy w miesiącu, więc miło się ''rozczarowałem'' dziełem Camerona.

Prostota to nie naiwność i infantylność:) Ani wielcy myśliciele nie byli, ani prawo państwowe nie jest naiwne:) Możesz mnie oczywiście totalnie zignorować, ale serio - gdybym mógł ci coś poradzić, to wrzuć troszeczkę na luz i dopuść do siebie możliwość, że możesz nie mieć racji. A logiczne myślenie polega na umiejętności wyciągania właściwych wniosków.

użytkownik usunięty
StreetSamurai

Mylisz pojęcia, bo zrozumiałeś prostotę, o której piszę zbyt dosłownie, jako prostactwo a nie prostotę jako źródło szczęścia i harmonii. Ja wyciągam wnioski, logiczne bardzo tylko musisz się skupić co mam na myśli. Możliwe że sposób w jaki to przedstawiam nie trafia do Ciebie, możliwe że robię błędy nie konkretyzując dosłownie i nie podając przykładów.

Prostota myślenia i intelektu jest naiwnością jak napisałeś. Jest to po prostu prostactwo, które utrudnia ludziom osiąganie celów. Prostsze myślenie pod tym względem pozwoli jedynie być tym, który wylewa beton na most, a nie jego zaprojektowani lub nadzór budowy. Ja poruszam koncepcję prostoty jako zachwytu i materii która nas uszczęśliwia. Proste uczucia, emocje towarzyszyły nam od zarania dziejów. Mimo że mamy dzisiaj telefony komórkowe i laptopy to te same sceny zachodzącego słońca, waniliowego nieba są w stanie nas zachwycić tak samo jak naszych dziadków, którzy zazwyczaj nie nauczyli się (i nie chcą) posługiwać się tymi wynalazkami techniki. Kupienie nowego samochodu pozwala być szczęśliwym w mniejszym stopniu niż wywołaniu uśmiechu osoby, którą kochamy. Mój pradziadek żył bez Renault Megane i był szczęśliwym człowiekiem, któremu do szczęścia wystarczył dobytek w postaci pola przekazany z dziada pradziada i obecność prababci, która swoją obecnością dawała mu natchnienie do życia i tworzenia. Co by dało mu, że cofnąłbym się w czasie i ten mój samochód mu dał? Nic oprócz chwilowego zachwytu i wygody bo jego myśli nadal skupione byłby na tamtych wartościach. Tak samo jakby był kataklizm i straciłbym cały dobytek, poszedłbym mieszkać w jaskini to przez jakiś czas bym pomarudził na brak wygody w postaci samochodu, komputera, komórki, ale z czasem bym się przyzwyczaił bo nadal miałbym moje podstawowe proste uczucia i podświadomie przekazane przez przodków wartości. Taki sam uśmiech na twarzy wywołałby letni deszcz przy słonecznym niebie jak kiedyś jechanie samochodem po skarpie między klasztorami Meteora w Grecji. Ta sama prostota natury i harmonii może wywołać taki sam zachwyt na naszym podwórku jak podróż do egzotycznego kraju za nie małą sumę pieniędzy. Proste uczucia, emocje towarzyszyły nam od początku istnienia bo tak jak my są częścią tej harmonii, której nie zmienimy będąc jedynie bardziej myślącą częścią natury.

Prawo używa prostego języka by dotrzeć do ludzi, by każdy rozumiał co dobra a co złe. Gdyby jurysprudencja posługiwała się kantowskim językiem byle dresiarz nie zrozumiałby podstawowych nakazów prawa naturalnego, nie miałby sumienia a recydywa by wzrosła.

nie pisz głupot o wylewniu betonu na most, nadzorach budowlanych i inżynierach bo się na tym nie znasz. Tu nie chodzi o prostotę ale o porządek , precyzję i kontrolę .

użytkownik usunięty
Krzyrzak69

Nie rozumiesz mojej wypowiedzi do końca. Mój wujek i brat są budwlańcami, więc pojęcie jakieś mam. Zresztą wspólnie z bratem robiliśmy wspólnie parę projektów kiedy wujek miał masę rzeczy na głowie. Mniejsza z tym. Nie chodziło mi o aspekt formalny wykonania takiej roboty, lecz bardziej materialne czyli to że ktoś kto ma uproszczone myślenie nie jest w stanie sam zaprojektować mostu lub kierować jego wykonaniem. Do tego jest potrzebna fachowa wiedza i przed wszystkim doświadczenie, przy czym jak mówisz ma znaczenie precyzja, kontrola i porządek. To sam wiem, bo mój ojciec pracuje w potężnym światowym koncernie i sam w ramach nabycia doświadczenia miałem okazję tam pracować fizycznie i intelektualnie.

oni mają ale ty nie masz i swiądczy o tym ton Twojej wypowiedzi. Czuję się bardzo urażony że nie rozumiesz procesu budolanego i podważasz jego elementarne ogniwa

użytkownik usunięty
Krzyrzak69

Powiedz gdzie je podważam? Nie miałem na myśli urażanie nikogo. Jeśli się wczytasz to zobaczysz ze się mylisz. Miałem na myśli jedynie to, że obsadzanie stanowisk (nie tylko budowlanych, bo to był przykład, któy równie dobrze można zastąpić uczelnią wyższą, urzędem państwowym czy małym sklepikiem spożywczym) zależy tylko i wyłącznie od nabytego doświadczenia, kwalifikacji i przede wszystkim wiedzy na ten temat. Przecież to jest tak logiczne że nie wymaga głębszego tłumaczenia. Przyjmijmy przykład dalej w budownictwie: komu zleciłbyś pracę nad budową mostu - facetowi z doświadczeniem po szkole wyższej i pewnymi tego typu pracami na koncie już ukończonymi, czy normalnemu robotnikowi, który jeszcze nic nie projektował? Prościej Ci już nie napiszę.
Pozdrawiam.

Otóż nie, nie mylę pojęć:) To jest moja opinia i wierz mi, że potrafią ją precyzyjnie wyartykułować:) Uważam, że to naiwne spojrzenie i takież wnioski, tyle. Utwierdzają mnie w tym takie wypowiedzi:

"Tak samo jakby był kataklizm i straciłbym cały dobytek, poszedłbym mieszkać w jaskini to przez jakiś czas bym pomarudził na brak wygody w postaci samochodu, komputera, komórki, ale z czasem bym się przyzwyczaił bo nadal miałbym moje podstawowe proste uczucia i podświadomie przekazane przez przodków wartości."


Przyjmuję do wiadomości, że się ze mną nie zgadzasz:)
Te wnioski też do mnie nie trafiają. Piszesz, że szczęście to rzeczy proste i przeciwstawiasz je pogoni człowieka za "więcej", kiedy z twoich wywodów wynika, że w obu przypadkach będzie szczęśliwi tak samo, tyle że logika podpowiada, iż mając więcej, będzie szczęśliwsi.

"Ta sama prostota natury i harmonii może wywołać taki sam zachwyt na naszym podwórku jak podróż do egzotycznego kraju za nie małą sumę pieniędzy."

To w czym tkwi różnica i czemu to drugie jest gorsze? Przecież promykiem słońca na twarzy czy uśmiechem ukochanej osoby mogę tak samo zachwycać się i będąc biedakiem w jaskini, i z pokładu luksusowego jachtu.

Wybacz, ale frazesy typu:

"Kupienie nowego samochodu pozwala być szczęśliwym w mniejszym stopniu niż wywołaniu uśmiechu osoby, którą kochamy."

nie mają z rzeczywistością nic wspólnego.
I że twój pradziadek nie ucieszyłby się z samochodu, bo byłby żyłby w oparciu o własne, dawne wartości? A gdyby do ciebie cofnął się jakiś twój odległy potomek i dał ci samochód? Nie byłbyś (dzisiaj) z niego zadowolony, bo żyłbyś wartościami swojego pradziadka? To się niestety nijak kupy nie trzyma.

"Prawo używa prostego języka by dotrzeć do ludzi, by każdy rozumiał co dobra a co złe. Gdyby jurysprudencja posługiwała się kantowskim językiem byle dresiarz nie zrozumiałby podstawowych nakazów prawa naturalnego, nie miałby sumienia a recydywa by wzrosła."

;) Chyba prawo Dekalogu albo ewentualnie najprostsze paragrafy z KK. Poza tym co to za konstrukcja, że bez prawa wtórnego ludzie nie mieliby sumienia???

użytkownik usunięty
StreetSamurai

''Te wnioski też do mnie nie trafiają. Piszesz, że szczęście to rzeczy proste i przeciwstawiasz je pogoni człowieka za "więcej", kiedy z twoich wywodów wynika, że w obu przypadkach będzie szczęśliwi tak samo, tyle że logika podpowiada, iż mając więcej, będzie szczęśliwsi.''

Tak, na tym polega harmonia, że w pogoni za więcej nie osiągniemy więcej niż bez tego co wysączyliśmy z mlekiem matki. To co napisałeś jest potwierdzeniem tego co piszę. Mając więcej nie będziemy szczęśliwsi bo jednak ciągle będzie nam czegoś brakować - im będziemy mieć więcej to będziemy pragnąć więcej. Nie widzę aby mój dziadek, którego jedynymi urządzeniami elektrycznymi/mechanicznymi są: telewizor, odkurzacz, samochód i lodówka był mniej szczęśliwy ode mnie który mam gadżetów mnóstwo - jakieś odtwarzacze, ''lepszy'' samochód, 2 komputery itp. Nie czuję się bardziej szczęśliwy niż w liceum, kiedy miałem mniej, byłem mniej znany. Te materialne dodatki wpływają jedynie na wygodę a nie szczęście. To czym się zachwycałem w podróży kiedyś nadal mnie zachwyca i zachwyci nawet gdy będę miał znacznie więcej.

''To w czym tkwi różnica i czemu to drugie jest gorsze? Przecież promykiem słońca na twarzy czy uśmiechem ukochanej osoby mogę tak samo zachwycać się i będąc biedakiem w jaskini, i z pokładu luksusowego jachtu. ''

Nie napisałem że drugie jest gorsze. Teraz też potwierdzasz co piszę. Nie zależnie jak dużo masz i gdzie jesteś to podstawowe proste, harmonijne zdarzenia/zachowania tak samo cię zachwycą. Ja udowadniam że nie trzeba być na Karaibach by cieszyć się ukochaną osobą przy boku, bo gdy uczucia są takie same to jaskinia wystarczy. Nie piszę że Karaiby są gorsze od jaskini, lecz stawiam między nimi znak =. W pewnym senie mnie popierasz.

''nie mają z rzeczywistością nic wspólnego.
I że twój pradziadek nie ucieszyłby się z samochodu, bo byłby żyłby w oparciu o własne, dawne wartości? A gdyby do ciebie cofnął się jakiś twój odległy potomek i dał ci samochód? Nie byłbyś (dzisiaj) z niego zadowolony, bo żyłbyś wartościami swojego pradziadka? To się niestety nijak kupy nie trzyma.''

Ucieszyłby się z samochodu, ale nie tak jak z tego że prababcia jest przy nim. Samochód dałby mu wygodę. Gdyby mu go zabrano, to by ponarzekał, ale po pewnym czasie by się przyzwyczaił i dawał sobie radę bez niego tak samo zanim go miał. Przeczytaj dokładniej poprzedni post bo resztę wytłumaczyłem. Np. mój ojciec ma telefon komórkowy kilka lat nie wyobraża sobie życia bez niego, bo większość spraw nim załatwia. Jednak jest to człowiek po 50stce i większość życia dał sobie radę bez komórki, której wtedy nie wynaleziono. Gdyby ją mu zabrano to by żył tak samo jak przed jej nabyciem, a był wtedy tak samo inteligentnym, ukształtowanym człowiekiem, więc co by to zmieniło oprócz wygody?

'';) Chyba prawo Dekalogu albo ewentualnie najprostsze paragrafy z KK. Poza tym co to za konstrukcja, że bez prawa wtórnego ludzie nie mieliby sumienia???''

Prawo każdego państwa, prawo międzynarodowe jest konstruowane tak by przepisy były jasne i nie budziły wątpliwości dla prawie każdego człowieka, niezależnie jaki poziom edukacji prezentuje. Jeżyk prawny jest językiem logicznym lecz jednocześnie bardzo prostym.

"Nie czuję się bardziej szczęśliwy niż w liceum, kiedy miałem mniej, byłem mniej znany. Te materialne dodatki wpływają jedynie na wygodę a nie szczęście. To czym się zachwycałem w podróży kiedyś nadal mnie zachwyca i zachwyci nawet gdy będę miał znacznie więcej."

To jest sprowadzanie wszystkiego do abstrakcji, która naprawdę nie ma nic wspólnego z rzeczywistością:) Owszem, najesz się "tak samo" i czymś, czego nienawidzisz i czymś, co bardzo lubisz, ale stawianie między tym znaku równości zahacza już o sofistykę:) To co mówisz wszystko jest ładne i piękne, ale od rzeczywistości zupełnie oderwane. W takim układzie powinniśmy nadal siedzieć na drzewie i zachwycać bananem, nie byłoby żadnego postępu. Może twój pradziadek nie ucieszyłby się z samochodu, a gdybyś się cofnął w czasie z lekiem na chorobę, która mu dolegała? Czułby się tak samo zadowolony z życia w czasie choroby i po wyzdrowieniu? Szukasz jakiegoś szczęścia idealnego, które nie istnieje.

"Nie piszę że Karaiby są gorsze od jaskini, lecz stawiam między nimi znak =."

No właśnie:) Totalna abstrakcja.

"Ucieszyłby się z samochodu, ale nie tak jak z tego że prababcia jest przy nim. Samochód dałby mu wygodę. Gdyby mu go zabrano, to by ponarzekał, ale po pewnym czasie by się przyzwyczaił i dawał sobie radę bez niego tak samo zanim go miał."

Stary, ale co to są za argumenty?:) A gdyby babcia była daleko od niego i musiał do niej chodzić codziennie na piechotę i zostawałoby mu tylko kilka godzin dziennie, które mógł z nią spędzić, a dostałby samochód i mógł spędzać z nią całe dnie? Według twojej argumentacji byłby szczęśliwy tak samo i zaraz dojdziemy do momentu, że byłby szczęśliwy tak samo, choćby spędził z nią jedną sekundę w życiu, a wszystko powyżej tej sekundy to już nie szczęście, a wygoda:) Dlatego właśnie mówię, że to jakieś szczęście idealne to jest zupełna abstrakcja a te argumenty po prostu się nie bronią, bo są zbyt naiwne:) Poza tym może z samochodu po prostu cieszyłby się bardziej niż z babci?:) Przecież sam piszesz, że dążenie człowieka do "więcej" jest naturalne.

"Np. mój ojciec ma telefon komórkowy kilka lat nie wyobraża sobie życia bez niego, bo większość spraw nim załatwia. Jednak jest to człowiek po 50stce i większość życia dał sobie radę bez komórki, której wtedy nie wynaleziono. Gdyby ją mu zabrano to by żył tak samo jak przed jej nabyciem, a był wtedy tak samo inteligentnym, ukształtowanym człowiekiem, więc co by to zmieniło oprócz wygody?"

Gdyby mu ją teraz zabrano, to nie żyłby tak jak przedtem, bo wtedy nikt nie miał komórek. A teraz musiałby sobie radzić bez komórki w świecie, gdzie komórki są materiałem codziennego użytku. I na pewno nie byłby szczęśliwy.

"Prawo każdego państwa, prawo międzynarodowe jest konstruowane tak by przepisy były jasne i nie budziły wątpliwości dla prawie każdego człowieka, niezależnie jaki poziom edukacji prezentuje. Jeżyk prawny jest językiem logicznym lecz jednocześnie bardzo prostym."

O mój Boże, stary, nie masz pojęcia, o czym mówisz:) Prawo międzynarodowe to jest taki labirynt przepisów i interpretacji, że ja mimo studiów wolałbym nie mieć z nim zbyt wiele do czynienia:) Nic tam nie jest proste. Podobnie z innymi działami, w tym prawie "państwowym". Bez przerwy trwają doktrynalne spory odnośnie przepisów, a ty piszesz, że to bardzo proste i byle dresiarz by zrozumiał:)

użytkownik usunięty
StreetSamurai

Trochę za długie posty produkujecie żeby to wszystko przeczytać, ale chciałabym zabrać głos w pewnej kwestii, który została tu w straszliwy sposób zniekształcona:

"Prawo każdego państwa, prawo międzynarodowe jest konstruowane tak by przepisy były jasne i nie budziły wątpliwości dla prawie każdego człowieka, niezależnie jaki poziom edukacji prezentuje. Jeżyk prawny jest językiem logicznym lecz jednocześnie bardzo prostym."

Kurde człowieku no ręce opadają, chyba cię Bóg opuścił, że takie brednie piszesz; prawo międzynarodowe publiczne jest mega kijowe, niezrozumiałe, zawiłe a do tego jest tego wszystkiego kolosalnie dużo, bo nic ci to nie da, że znasz przepisy. Musisz znać kurde na pamięć wszystkie konwencje właściwie od Kongresu Wiedeńskiego, ich treść, kiedy zostały ratyfikowane, przez kogo, kiedy ktoś odstąpił i co z tego wynika, NA PAMIĘĆ całe multum artykułów (z numerami) i ich interpretacje, musisz znać wszystkie kazusy, na podstawie których to prawo bywa tworzone, 100 milinów różnych skrótów, a co najgorsze wiązać to ze sobą i odpowiadać na pytania przyczynowo - skutkowe pomiędzy danym artykułem konwencji o eksploatacji biologicznych zasobów morza w świetle prawa międzynarodowego a delimitacją przestrzeni kosmicznej. Prawo to nie jest zrozumiałe nawet dla osób, które spędziły długie godziny w towarzystwie duetu Bierzanek&Symonides, więc może na przyszłość jeśli chcesz poprzeć swoje argumenty jakąś mądrą tezą, pisz o czymś o czym wiesz.

użytkownik usunięty

Brednie piszę? Źle trafiłaś. Nie spodziewałaś się że możesz pisać z kimś kto się na tym zna. Nie pisz do mnie jakbym nie miał pojęcia o prawie. A jeśli Ci powiem że jestem na aplikacji adwokackiej a pracę mgr pisałem z prawa międzynarodowego. Nie będę zdradzał gdzie ale gdy zaczynałem tam studia o była to uczelnia na drugim miejscu w Polsce. Teraz trochę spadła pod względem prawa wydaje mi się. Nie trzeba znać na pamięć tego co piszesz. To jest jedna wielka bzdura. Zdarzy się czasem profesor wymagający orientacji w artykułach ale jest to bardzo rzadkie i dotyczy zazwyczaj kodeksów. To ty nie wprowadzaj ludzi w błąd takim pisaniem, że trzeba znać wszystkie konwencje, traktaty a szczególnie kazusy na pamięć, bo tego nie zna żaden znawca pr. międzynarodowego.
Jeśli ty masz problemy ze zrozumieniem prawa międzynarodowego to muszę Cię przeprosić bo ja nie mam. Dla mnie przepisy są jasne, a nieraz wystarczy po prostu przejrzeć inne akty z których traktat itp. wynika.
Kolejną bzdurą jest ta wzmianka o Kongresie Wiedeńskim. Nie jest to wymagane przez żadnego prawnika, zarówno w sądach i uczelniach. Dotyczył on podziału Europy po wojnach napoleońskich, kiedy rozwój gospodarczy, technologiczny, polityczny, militarny różnił się o 180 stopni od współczesnego. Tym się zajmuje odrębna dziedzina Historia powszechna prawa i ustroju a nie prawo międzynarodowe. :)

Na drugi raz nie zaczynaj wypowiedzi od ''kurde'', ''ręce opadają'' kiedy nie masz racji. To co ja piszę to nieindywidualna ocena lecz fakty powszechnie znane w jurysprudencji. Tym bardziej niemiło mi się czytało zarzuty Twoje w stylu ''pisz o czymś o czym wiesz.''

użytkownik usunięty

"Nie trzeba znać na pamięć tego co piszesz. To jest jedna wielka bzdura. Zdarzy się czasem profesor wymagający orientacji w artykułach ale jest to bardzo rzadkie i dotyczy zazwyczaj kodeksów.To ty nie wprowadzaj ludzi w błąd takim pisaniem, że trzeba znać wszystkie konwencje, traktaty a szczególnie kazusy na pamięć, bo tego nie zna żaden znawca pr. międzynarodowego."

????? Nie trzeba znać kazusów na pamięć? Rozumiem, że wymyśliłam to sobie? Wymyśliłam sobie cały ten egzamin, na które musiałam znać wszystkie te rzeczy? Teraz Ty próbujesz mi wmówić, że tylko ty znasz się na rzeczy, ale ja wiem co musiałam umieć i że wymagano ode mnie orientacji w artykułach. Być może tu się różnimy, bo Ty obłożysz się konwencjami i wszystko jest proste, ale my musieliśmy to znać. Dlaczego uważasz że wszędzie ten egzamin jest tak prosty jak u Ciebie? Wybacz, ale nie wymyśliłam sobie treści tego, co musieliśmy umieć. I nie pisz że nie wymaga tego żaden profesor, bo od nas tego właśnie wymagali.

"Kolejną bzdurą jest ta wzmianka o Kongresie Wiedeńskim."

OD. OD Kongresu Wiedeńskiego. A Ty od kiedy się uczyłeś prawa m?

"A jeśli Ci powiem że jestem na aplikacji adwokackiej a pracę mgr pisałem z prawa międzynarodowego. Nie będę zdradzał gdzie ale gdy zaczynałem tam studia o była to uczelnia na drugim miejscu w Polsce. Teraz trochę spadła pod względem prawa wydaje mi się."

To ci nie uwierzę albo grzecznie spytam gdzie jest ta uczelnia? Bo ciekawa jestem gdzie nie wymagają znajomości kazusów i dają 5+ za takie odkrywcze eseje.

użytkownik usunięty

''Nie trzeba znać kazusów na pamięć? Rozumiem, że wymyśliłam to sobie? Wymyśliłam sobie cały ten egzamin, na które musiałam znać wszystkie te rzeczy? Teraz Ty próbujesz mi wmówić, że tylko ty znasz się na rzeczy, ale ja wiem co musiałam umieć i że wymagano ode mnie orientacji w artykułach. Być może tu się różnimy, bo Ty obłożysz się konwencjami i wszystko jest proste, ale my musieliśmy to znać.''

Może trafiłaś na dziwnych wykładowców. Bez sensu jest zakuwanie czegoś czego nie trzeba pamiętać. Przed konkretną rozprawą/sprawą przygotowujesz się i zaglądasz do ustaw to się pamięć odświeża. Ja tam nigdy nie zakuwałem nic oprócz egzaminu na aplikację, bo potrzeby nie było. Wg mnie trzeba się orientować co gdzie jest żeby to odnaleźć kiedy będzie potrzebne, bo bez sensu jest kucie na pamięć jak wierszy w szkole.

''OD. OD Kongresu Wiedeńskiego. A Ty od kiedy się uczyłeś prawa m?''

3-4 lata temu. Na seminarium byłem z przedmiotu i najstarsze akty jakie miałem były co najwyżej z czasów II wojny światowej, no może parę wyjątków z dwudziestolecia. Nie uczyłem się nic z XIX wieku, bo tamte traktaty pod żadnym względem nie są aktualne. Można je analizować pod względem historyczno-prawnym i nic więcej.


''To ci nie uwierzę albo grzecznie spytam gdzie jest ta uczelnia? Bo ciekawa jestem gdzie nie wymagają znajomości kazusów i dają 5+ za takie odkrywcze eseje.''

A ja mogę nie uwierzyć że Ty ukończyłaś prawo, bo to co przez lata mi wpajano to zachowanie stoickiego spokoju przez prawnika, a Ty unosisz się czytając to co jakiś nieznany Tobie gość napisał na temat filmu rozrywkowego. :)
Nie będę Ci zdradzał szczegółów bo Cię nie znam i nie wiem jak to wykorzystasz. I tak już dużo powiedziałem czy w tym czy w innym temacie, więc na chcącego można dojść do 2-3 uczelni.
Znajomości kazusów wymagają, tego nie napisałem ani razu. Czytaj ze zrozumieniem. Wyraźnie napisałem że po prostu nikt nie wymaga znajomości na pamięć wszystkich kazusów, bo nikt ich nie zna. Kazus mogę Ci z miejsca jakiś wymyślić, którego nie znasz, bo kombinacji w ich tworzeniu jest tyle co prawdpodobieństw w grach liczbowych. Kazusy trzeba rozumieć i potrafić rozwiązać a nie znać na pamięć ich treść.
Przecież esej był z mojego innego, późniejszego kierunku a nie z prawa. Gdzie pisanie o wartościach, filozofia szczęścia mogłby znaleźć miejsce na studiach prawniczych?

użytkownik usunięty

"Bez sensu jest zakuwanie czegoś czego nie trzeba pamiętać."

A widzisz, ja jednak musiałam zakuwać, a Ty to podważasz i twierdzisz ze tak nie było.

"Przed konkretną rozprawą/sprawą przygotowujesz się i zaglądasz do ustaw to się pamięć odświeża. Ja tam nigdy nie zakuwałem nic oprócz egzaminu na aplikację, bo potrzeby nie było."

I fajnie, ale egzamin polega na sprawdzeniu wiedzy. Jeśli nigdy nie zakuwałeś na żaden egzamin, bo "nie było potrzeby", to nie dziwię się, że efekty są takie jakie tu prezentujesz. Naprawdę trudno mi uwierzyć, że mogłeś ukończyć prawo w Poznaniu, Krakowie czy Warszawie.

'OD. OD Kongresu Wiedeńskiego. A Ty od kiedy się uczyłeś prawa m?''

3-4 lata temu. Na seminarium byłem z przedmiotu i najstarsze akty jakie miałem były co najwyżej z czasów II wojny światowej, no może parę wyjątków z dwudziestolecia. Nie uczyłem się nic z XIX wieku, bo tamte traktaty pod żadnym względem nie są aktualne. Można je analizować pod względem historyczno-prawnym i nic więcej. "

W dalszej części swojego wywodu mówisz mi, że mam czytać ze zrozumieniem. Sugeruję, abyś sam zastosował się do swojej zbawiennej rady. Pytanie: od kiedy uczyłeś się prawa m, nie oznacza: jak dawno/ile lat temu, tylko mówiąc najprościej: od którego momentu w historii. Osobiście uważam, że uczenie się tego przedmiotu bez znajomości historii jest bez sensu. Tamte traktaty nie są już aktualne? No nie gadaj. Tylko tak się ciekawie składa, że obecne prawo m. jest w dużej mierze tworzone chociażby na podstawie zwyczaju. Rozumiem, że prawa wojny uczyłeś się na podstawie traktów, z czego najstarsze były z okresu II wojny światowej? My musieliśmy zakuwać całą historię prawa m. i to od starożytności, a pierwszym traktatem którego musiałam się nauczyć był ten zawarty między królem Hetytów Hattuszilem IV a Ramzesem II w 1300 p.n.e - pewnie uznasz, że to bez sensu bo ten traktat już od dawna nie jest aktualny (podaję to jako przykład).

"A ja mogę nie uwierzyć że Ty ukończyłaś prawo, bo to co przez lata mi wpajano to zachowanie stoickiego spokoju przez prawnika, a Ty unosisz się czytając to co jakiś nieznany Tobie gość napisał na temat filmu rozrywkowego. :) "

A gdzie napisałam, że je ukończyłam? "Czytaj ze zrozumieniem". Weź pod uwagę, że mogę jeszcze je studiować. Żeby było śmieszniej prawo jest moim drugim kierunkiem, a egzamin z prawa m. zdawałam na swoim pierwszym kierunku, który jest zbliżony do prawa i gdzie ten egzamin był o niebo trudniejszy i bardziej rozbudowany(na prawie przepisali mi ocenę).

"Kazus mogę Ci z miejsca jakiś wymyślić, którego nie znasz, bo kombinacji w ich tworzeniu jest tyle co prawdpodobieństw w grach liczbowych"

Wymyślić kazus? Z głowy? Nie, nie znam wszystkich kazusów. Musiałam ich jednak znać bardzo dużo (kiedy, gdzie, kim były strony, o co chodziło i orzecznictwo). Mam na myśli konkretne kazusy, konkretne przypadki, których rozwiązanie miało wpływ ma prawo m. Więc jak chcesz mi teraz "wymyślić kazus"? Ja Ci też mogę wymyślić kazus z kosmosu, ale to raczej nie o to chodzi. Czy tez może nie czytam ze zrozumieniem?

"Przecież esej był z mojego innego, późniejszego kierunku a nie z prawa."

Ja tam nie wiem. Po tym co napisałeś o prawie m. to by mnie nawet nie zdziwiło. Nie obraź się (ale jeśli wrzucasz coś na forum to chyba liczysz się z tym, że różni ludzie będą go oceniać), ale ten esej nie powinien przejść nawet w liceum. W gimnazjum może, tam wszystko przejdzie. U mnie na studiach, gdybym miała to oddać do oceny, to chyba prędzej dokonałabym samozapłonu i spaliła się ze wstydu.

Nie bierz tego do siebie, ale czytając twoje posty człowiek ma wrażenie, że studiowałeś już wszystko. Wrażenie jest tym dziwniejsze, że często jakby nie ma to odbicia w samych wypowiedziach. W przypadku tego prawa produkujesz bzdury i ewidentnie nie wiesz, o czym piszesz. Szczerze proszę, nie brnij w to dalej, bo tylko pogarszasz sprawę. Koleżanka Scarlett ma (niestety;) rację i radziłbym po męsku wziąć to na klatę, inaczej takie pytanie, jakie zadała na końcu swojej wypowiedzi nabierze mocy prawnej ze skutkiem ex tunc:)

użytkownik usunięty
StreetSamurai

Jedynie dwa kierunki. Prawo co już wyszło i drugi. Indeks mam skanować żeby udowadniać? Uważam że nie ma potrzeby. :)
Czy studiowałeś prawo jeśli uważasz ze ma rację? Jeśli tak to jedynie na Jej uczelni bo śmieszy mnie fakt że trzeba ''znać na pamięć wszystkie kazusy''. Pokazałem to kumplowi, który skończył aplikację i radzi już sobie jako młody adwokacina to padł ze śmiechu. Tak więc - koleżanka Scarlett nie ma racji, albo pisze coś innego niż ma na myśli.
Niby jak pogrążam sprawę? To że ona pisze jakieś oderwane od rzeczywistości teksty o tym że trzeba się uczyć wszystkiego na pamięć przy czym bardzo nerwowo, a ja jej odpowiadam logicznymi, potwierdzonymi wypowiedziami to raczej się nie pogrążam a odwrotnie. Jak znasz jakiegoś prawnika/aplikanta pokaż mu ten dialog między mną a Nią i zobaczysz czy nie mam racji. Akty prawne się zmieniając co chwilę. To czego się nauczyłbyś na pamieć dziś może być nieaktualne za miesiąc.

OK, to w skrócie i po męsku: nie ma potrzeby, tym bardziej, że, jak mówiłem, studiowanie czegokolwiek o niczym nie świadczy. Nie masz racji i jednak dalej w to brniesz, zasłaniając się coraz to kolejnymi "autorytetami", od myślicieli zaczynając, na kolegach po aplikacji kończąc. Nie dostrzegasz niestety (co, zdaje się, ktoś ci już tu pisał), że taka strategia to strzał we własną stopę tylko podkreślający rozdźwięk między tym "studiowaniem" a jego efektami, zwłaszcza w połączeniu z tym ciągłym pretensjonalnym podkreślaniem, jak to i gdzie jesteś "znany", chociaż w ogólnym rozrachunku pies z kulawą nogą o tobie nie słyszał. Przeskakujesz desperacko z argumentu na argument, byle tylko za wszelką cenę udowodnić swoje zdanie - przypominam, że to ty napisałeś, iż byle dresiarz bez trudu ogarnie prawo. Teraz można by tę tezę przeanalizować pod innym kątem.

użytkownik usunięty
StreetSamurai

Poproszę udowodnienie mi ze: ''Nie masz racji i jednak dalej w to brniesz''.
To co piszę jest nie wzięte z d.. lecz jest to opisane w takiej nauce jak Prawoznawstwo która opiera na tym swoje założenia.
Radzę czytać ze zrozumieniem i bez nadinterpretacji moich słów np. ''byle dresiarz bez trudu ogarnie prawo''. Twierdziłem coś innego, zupełnie innego. liczę na twój intelekt i cofnij się parę postów wyżej by przeanalizować słowo po słowie co napisałem. jeśli Ci się nie uda, to trudno stracę kolejne parę minut by pisać na jakimś forum, co nie przynosi pożytku.
P.S. Jak chcesz to mozemy podyskutować na GG na bieżąco bo taka wymiana argumentów jest męcząca i bezcelowa skoro moje słowa są nadinterpretowane i zmeiniany jest ich sens.

użytkownik usunięty

"Czy studiowałeś prawo jeśli uważasz ze ma rację? Jeśli tak to jedynie na Jej uczelni bo śmieszy mnie fakt że trzeba ''znać na pamięć wszystkie kazusy''. Pokazałem to kumplowi, który skończył aplikację i radzi już sobie jako młody adwokacina to padł ze śmiechu. Tak więc - koleżanka Scarlett nie ma racji, albo pisze coś innego niż ma na myśli."

Dlaczego piszesz, że nie mam racji, jeśli ja rzeczywiście musiałam znać te głupie kazusy i tak, NA PAMIĘĆ? To, że Ciebie to śmieszy jest grubym nietaktem, bo nam nie było do śmiechu kiedy musieliśmy się tego uczyć. Nazywasz moje teksty oderwanymi od rzeczywistości, kiedy ja piszę jak wyglądał mój egzamin, a na koniec twierdzisz, że się pogrążam. Twój przyjaciel adwokat nie robi na mnie wrażenia, bo ja mogę pokazać ten dialog panu profesorowi M., który jest większym autorytetem niż wszyscy Twoi koledzy razem wzięci, a on, po przeczytaniu tego czego nie musiałeś umieć z prawa m. i jak w związku z tym wygląda wiedza kogoś kto skończył prawo, dostanie apopleksji i umrze, a to byłaby wielka szkoda, bo w gruncie rzeczy to jest porządny człowiek.
Zrobił się duży offtop, ale podsumowując - bądź tak miły i nie nazywaj moich ciężkich przeżyć z prawem m. czymś oderwanym od rzeczywistości, bo może niektórzy nie mają na studiach tak żenująco prosto jak Ty i muszą wysilić się odrobinę bardziej żeby dostać 5+.

użytkownik usunięty

Napisałem coś innego niż piszesz. Potwierdziłem że mogłaś się tego uczyć, ze twoja uczelnia mogła tego wymagać. Moja uczyła pod innym kątem - więcej wymagano logicznego myślenia niż zakuwania na pamięć co jest praktyką bezużyteczną, na zachodzie się dawno od tego w prawie odstępuje, lecz u nas jest na uczelniach PRLowska mentalność. Też naucz się czytać ze zrozumieniem jak kolega Street. :) Nie twierdziłem że nie masz racji z tym że Ci tak kazano i uczone, bo nie wykluczam że taki miałaś system na uczelni, lecz twierdzę ze nie masz racji co do samego prawa, mianowicie, ze taki sposób jest dobry i odpowiedni do nauczania. taki konserwatyzm powinno się wyeliminować ze studiów prawniczych. Sędziwie, adwokaci, prokuratorzy są jemu przeciwni, a to są ludzie mający z prawem kontakt od strony praktycznej w przeciwieństwie do wielu doktorantów wychowanych na książkach komunistycznych.
trochę się zagalopowałaś. Piszesz o moim nietakcie, lecz ja z początku byłem miły dla Ciebie, a to Ty zachowałaś się nietaktownie zaczynając wypowiedzi od ''kurde'', ''bredzisz''.
Wiesz dla mnie robi większe wrażenie zdanie adwokata i sędziego, którzy mają z prawem styczność codziennie od strony formalnej i materialnej niż profesora, który spędził całe życie nad stroną formalną. Nie każdy profesor jest taki. jest wielu liberałów, ale ci starzy wychowani na prlowskiej tradycji nie rozwijają nauczania prawa, wręcz przeciwnie. Nie twierdzę że miałem wszystkich idealnych na uczelni. Na początku studiów nie widziałem błędów systemu nauczania. Gdy poszedłem na praktyki do sądu, to moje stanowisko bardzo się odmieniło. Okazało się że miałem w głowie wiele niepotrzebnych pierdół, które na nic się nie przydały i nauczyłem się wielu praktyk nieznanych na uczelni w podręcznikach.
Może Twój profesor jest autorytetem, nie przeczę bo go nie znam. Jednak Twoje teorie są bardzo krótkowzroczne i powiedziałbym masz podejćie do prawa jako samych numerów paragrafów, które trzeba wkuć. takie coś przydaje się wyłącznie przy zaliczaniu przedmiotów na dobre oceny, ale w sądzie nie wystarczy. Potrzeba wiecej myślania, analizowania, niż wkuwania na blachę. przepis, który wkujesz za miesiac się zmieni i co CI z tego przyjdzie? Zresztą skad wiesz czy Twój profesor ma wiecej do powiedzenia od moich? Ja o nim nie mogą powiedzieć tak jak Ty o moich. Nie znasz tych ludzi, nie masz pojecia o ich wiedzy, więc jak możesz porównywać? Sory, ale to było akurat bardzo niedojrzałe. To tak jak Ci wszyscy fani po powrocie z tego filmu, którzy piszą ''to najlepszy film wszechczasów, lepszy od innych filmów science-fiction (należy dodać: których nie oglądałem)''.
P.S. Mam nadzieję ze rozumiesz że ''oderwanymi od rzeczywistości'' nazwałe sposoby nauczania polegajace na wkuwaniu, a nie to ze się tego uczyła, bo tego nie neguję. To wina uczelni a nie Twoja.

ocenił(a) film na 5

Co to za uczelnia? Wyższa Szkoła Składania Długopisów?

użytkownik usunięty
Sajetan

Nie, Szkoła Grająca Na Nerwach Zgryźliwym Fanom Twórczości Witkacego.

Jakie pytanie, taka odpowiedź :)
życzę miłej nocy.

użytkownik usunięty
StreetSamurai

Może tytuł Cię nakierował na Twoje porównanie. Może użyłem go niezbyt trafnie. Napisałem ''Eureka!'' nie jako kolejny, podjarany nastolatek, który odkrył Amerykę na sali kinowej, lecz jako ironię. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to pierwsza opcja.

ocenił(a) film na 9

Po przeczytaniu tego wszystkiego to zastanawiam się np. Po co uczę się o atomach ?
Ale trzeba przyznać ze wszystko schdzi się do jedynej "ważnej" rzaczy na swiecie.
PIENIĄDZ. - a noże będZie II era hipisowska? xP

użytkownik usunięty
Intel

Era taka na pewno będzie ale nie w najbliższym czasie, bo na razie wskaźnik odwrotny. Jednak w następnym pokoleniu można się tego spodziewać.

ocenił(a) film na 6

Eureka! PRZESŁANIE całego filmu :)

to jakie jest przesłanie? tak w kilku zdaniach bez pisanie wszystkiego co przyjdzie do głowy tak jak wyżej.
z tego co napisałeś "P.S. Przesłanie skierowane do nas w filmie można porównać do niego samego"

i niżej to wychodzi przesłanie, że nie należy patrzeć na oceny filmu, ani ile on zarobi.

ocenił(a) film na 10
Fanek_2

ludzkosc jest zjebana.... tylko kasa dupy i ogólnie jebanie