Cinema City, Bonarka, 21:15. Właśnie wróciłem z seansu i czas na wyrażenie swoich opinii odnośnie obejrzanego chwilę wcześniej filmu.
O dziwo nie trzeba było odbierać biletów co najmniej dwa dni przed premierą. Chyba dystrybutorzy zbyt mocno wierzyli w Polaków (czego w sumie się spodziewałem po tak dużej frekwencji odnośnie "2012").
No dobra, ale do rzeczy...
Film przyjemny. Ogląda się do dobrze. Mamy do czynienia z prostą historią. Ostatnio panuje moda na postęp techniki w kierunku "Surogatów" i odwrócenie wszystkiego do góry nogami. To my - ludzie jesteśmy źli. Vide rewelacyjny "Dystrykt 9". Fabuła filmu jest przewidywalna, ale przyjemności z oglądania wydarzeń na ekranie to nie odbierało. Tym bardziej jeżeli "Avatara" miało się okazję oglądać w technice 3D. Efekty specjalne naprawdę robią wrażenie, a film wypchany jest nimi po brzegi. Bajecznie piękna fauna i flora planety Pandory może naprawdę wzbudzić w widzu zachwyt. I do tego w niektórych ujęciach na uwagę zasługiwały pięknie wykonane postacie Na'Vi (zbliżenia na twarze, w ujęciach z oddali zachwytu raczej nie uświadczymy).
Film to taka bardzo przyjemna i nawet strawna bajeczka. Przepełniona humorem kiedy trzeba, akcją kiedy na nią czas i wzruszającymi momentami również. Niestety kilku rzeczy nie jestem w stanie "kupić" w tym filmie.
Wszystko było w porządku gdy reżyser usiłował zachować względny realizm. Natomiast kiedy Jake Sully w ciele Avatara decyduje się na przypodobanie sobie "postrachu chmur", wielkiego latającego ptaka, którego tylko 5-ciu Na'Vi ujarzmiło za całe lata ich istnienia, już wiemy że film będzie odtąd tylko tracił. I nasze obawy stały się jak najbardziej słuszne. Ponieważ zwycięskiej batalii mieszkańców Pandory przeciwko uzbrojonym po zęby w nowoczesną broń ludziom, nie jestem w stanie przełknąć. Tym bardziej że sama walka została przedstawiona dość naiwnie (świetna patetyczna scena z "abordażem" jednego z Na'Vi na pokład atakujących! Ach! To mnie porwało, uwielbiam patos i jest to moja słaba strona). Matka Natura wysłuchała plemię Na'Vi i nagle zwierzęta się zjednoczyły i ruszyły do pomocy uciśnionym mieszkańcom. Mało tego. Po zwycięskiej batalii, (gdzie aż do tego momentu zastanawiam się jak oni to zrobili? Jakim cudem za pomocą łuków i latających stworzeń wygrali z ludźmi w helikopterach i "Mechwarriorach"?) Na'Vi nie tylko wypędzili ludzi z dala od swojego magicznego miejsca na Pandorze, ale z całej planety w ogóle! Nie jestem tego w stanie pojąć a wyprowadzanie ludzi z ich bazy wywołało u mnie śmiech. Dość nieumiejętnie bądź NAIWNIE przedstawił nam to reżyser.
Kolejną rzeczą, którą ciężko jest mi strawić jest mianowicie cały proces ucieleśniania "sztucznych" Na'Vi. Czy Na'Vi w ogóle zdawało sobie sprawę jak wygląda ta całą procedura i kim są znalezieni w lesie nowi bracia? Co do pierwszego - chyba tak (ostatnia scena z nałożeniem maski na Sully'ego. I see you!). Szkoda że absolutnie nic nie zostało poświęcone tej sprawie, z punktu widzenia rdzennych mieszkańców Pandory. Reżyser przedstawia nam sytuacje bez wyjaśnienia, ot tak jakoby to było powszechnie wiadome.
A co do "rewolucji na miarę wprowadzenia do kin dźwięku"... bez komentarza. Nie ma mowy o żadnej rewolucji. Efekty? - owszem, fajne. Momentami nawet bajecznie fajne ale aby mówić o rewolucji?
Jedyna rewolucja jaka mogła się dokonać, to ze strony technicznej za sprawą wynalezienia lżejszych i bardziej użyteczniejszych kamer do rejestracji pożądanego obrazu w 3D a nie ze strony estetycznej.
Jak wspomniałem, efekty 3D - super! Ale to raczej pozostanie "jarmarczną rozrywką" niż nowym kanonem w przyszłej kinomatografi (aczkolwiek wszystkich następnych tytułów filmów w 3D bym sobie nie odmówił).
To tyle, moje opinie "na świeżo" a tak bardzo nie lubię się wypowiadać.
Dziękuję.
Sceny walki miały pokazać że to matka natura rządzi naszym światem i żaden Mechwarrior i inny Metal Gear nie są w stanie jej pokonać, że ludzie w końcu się zatracą w swojej chciwości. zaczekaj jeszcze kilkadziesiąt lat i ziemia sama nas zgładzi jeżeli będziemy jej przeciwni...ten film ma o wiele więcej głębi niż się wielu wydaje. Ja mieszkam na wsi i kiedy jadę do miasta po kilkunastu godzinach boli mnie głowa bo jest tam nieustanny szum, hałas i beton i chcę już wrócić do natury to samo czuli Na'Vi... ja jestem z nimi... Dla mnie FILM GENIALNY. Pozdrawiam
" Ponieważ zwycięskiej batalii mieszkańców Pandory przeciwko uzbrojonym po zęby w nowoczesną broń ludziom, nie jestem w stanie przełknąć. Tym bardziej że sama walka została przedstawiona dość naiwnie (świetna patetyczna scena z "abordażem" jednego z Na'Vi na pokład atakujących! Ach! To mnie porwało, uwielbiam patos i jest to moja słaba strona). Matka Natura wysłuchała plemię Na'Vi i nagle zwierzęta się zjednoczyły i ruszyły do pomocy uciśnionym mieszkańcom. Mało tego. Po zwycięskiej batalii, (gdzie aż do tego momentu zastanawiam się jak oni to zrobili? Jakim cudem za pomocą łuków i latających stworzeń wygrali z ludźmi w helikopterach i "Mechwarriorach"?) Na'Vi nie tylko wypędzili ludzi z dala od swojego magicznego miejsca na Pandorze, ale z całej planety w ogóle! Nie jestem tego w stanie pojąć a wyprowadzanie ludzi z ich bazy wywołało u mnie śmiech. Dość nieumiejętnie bądź NAIWNIE przedstawił nam to reżyser. "
W kwestii finałowej bitwy i pomocy ze strony natury - o ile dobrze pamiętam,Na'Vi wierzą w to,że wszystkie organizmy są ze sobą połączone,jest to coś być może na miarę mocy z Gwiezdnych Wojen? - skoro potrafią się za pomocą drzew komunikować ze zmarłymi przodkami,odbierać ich wspomnienia,to dlaczego planeta przedstawiona być może jako jeden,żywy organizm,nie mogłaby pomóc swoim mieszkańcom? - tak,to jest trochę naiwne ale ja to kupuję,należy przyjąć taka koncepcję,jaką wymyślił sobie reżyser.
Ludzie przegrali bo mimo przewagi technicznej nie było ich aż tak wielu,były to tylko siły wojskowe wspierające jedną korporację,tubylców było ok.2000 tyś.ale gdy do walki włączyły się zwierzęta,to oni mięli przewagę - zresztą Jack mówił,że urządzenia wojskowe są zawodne,mylą się,błądzą,itp.
Na'Vi wypędzili ludzi bo - jak wyżej,było ich niewielu - kilkoro zostawili,może poprowadzą oni inaczej relacje na linii człowiek - Na'Vi?
A może byście tak łaskawie ostrzegali przed spojlerami do jasnej cholery?!?
Ja film widziałem, ale wielu ludzi nie i to może im popsuć zabawę :/
P.S.
Moja ocena to 12/10 :D, a autor tematu uprawia zwykłe czepialstwo stosowane. Pójdziecie do kina to zrozumiecie, jakiej miary jest to przełom w kinematografii i nie będziecie chcieli wyjść z kina.
Zaręczam własnym honorem :)
1. A "świeżo po seansie" Ci nie wystarczy? I do tego jeszcze dopisek "ale..." na końcu? Jeśli nie, to Twój problem że się nie domyśliłeś w co będzie obfitował tekst.
2. Odnośnie: "a autor tematu uprawia zwykłe czepialstwo stosowane. Pójdziecie do kina to zrozumiecie, jakiej miary jest to przełom w kinematografii i nie będziecie chcieli wyjść z kina.
Zaręczam własnym honorem"
^ - a ja o tym co napisałem zaręczam własną wiedzą i obyciem w świecie ambitnego kina. Wybór pozostawiam Wam.
1. Nie pisze się "[świeżo po seansie]" tylko "[UWAGA SPOJLER]"
2. Nie wiem jak chcesz Avatara przyrównać do tzw. "ambitnego kina"? Może przyrównaj go do Pi, albo The Fountain??? To jest inna KATEGORIA!
Przyrównywanie tego filmu do "ambitnego kina" to jak porównywanie samochodu miejskiego do limuzyny - tego się nie porównuje bo służy do innych celów.
Zaręczaj sobie czym chcesz - jeśli ten film nie wgniótł Cię w fotel to chyba wziąłeś valium i zasnąłeś na seansie.
Pozdrawiam :)
Fakkir 2 ja się bałem, że będę musiał płacić za zniszczenie mienia tak mnie wgniotło w fotel :) 10/10 to mało GENIUS...
nikt nie miał wrażenie że efekty 3D (nie mylić efekty specjalne) były lepsze w Oszukać Przeznaczenie 4 niż w Avatarze???
Ja natomiast zauważyłem że rodzinka siedząca obok mnie nawet nie pomyślała o wpieprzaniu ton popcornu, który przynieśli na seans, a ich córeczka płakała na jednej ze scen (tej z drzewem).
To właśnie świadczy o filmie - EMOCJE :)
Ja bym dał 12/10 (jak już mówiłem), ale kurna nie mogę :/
Fakkir_2, "luzuj lepiej wora", co? To, że ten naprawdę świetny skądinąd film kogoś nie wgniótł w fotel to wcale nie oznacza, że ten ktoś cokolwiek brał tylko, że zwyczajnie nie wgniótł tego kogoś w fotel.
Wszyscy mają być wg ciebie wgnieceni? Co to jest? Jakieś kółko różańcowe gdzie wszyscy równo klęczą i odmawiają zdrowaśki? Każdy ma prawo do własnych odczuć względem tego co obejrzał a komentarz Buncha z pewnością żadnej granicy względem odczuć związanych z filmem nie przekracza.
I przestańcie pieprzyć w kółko o tej rewolucji. Jaka rewolucja?
Pierwszym filmem dźwiękowym był "Śpiewak Jazzbandu" Ktoś z was zna nazwisko reżysera tego filmu? Albo imię i nazwisko aktora, który grał w nim główną rolę? Tylko bez sięgania do google!
Nawiasem mówiąc, tzn pisząc, dźwięk to również nie była żadna rewolucja ani też nie był żadną rewolucją wprowadzony kolor.
Rewolucje zawsze dotyczyły przedstawianej historii, sposobu ukazania filmowych bohaterów itd. W tym względzie prawdziwą rewolucją w kinie był najpierw "Włoski Neorealizm" a później "Francuska Nowa Fala".
Efekt był taki, że w następnych latach całe pokolenia filmowców wzorowało się na tamtych filmach przedstawiając mniejsze lub większe warianty tamtych historii. I to jest właśnie rewolucja.
A w przypadku "Avatara" to jak? Mam rozumieć, że teraz 90% filmów będzie opowiadało o eksploracji przez ziemian obcych światów i o walce tubylców z ziemskimi najeźdźcami? Bo termin "rewolucja" do tego właśnie skłania.
Wymyślono to na potrzebę dosyć prymitywnego, niestety, chwytu marketingowego, (To chyba jakiś chiński chwyt marketingowy! Ale działa!)
A część z was naturalnie powtarza to jak stado papug i się podnieca nie wiadomo czym.
Owszem, film od strony formalnej po prostu piękny, kino w stanie czystym, uczta dla oczu, wspaniale zagrany, zmontowany, udźwiękowiony, być może jest to arcydzieło Science Fiction, ale spokojnie.
Gollum z "Władcy Pierścieni" też był niesamowicie realny i "King Kong" również.
Moje wory są bardzo luźne :D
Każdy ma prawo do własnych odczuć to fakt, ale niezaprzeczalnym faktem jest, że ten film wyznacza pewien nowy etap w kinematografii.
Nie wiem z resztą czy jest to chwyt marketingowy, bo prawdę mówiąc niewiele wiedziałem o tym filmie idąc do kina (jedynie to, że jest Camerona i że to sci-fi).
Nie jest to tyle rewolucja w sferze fabuły, scenariusza, czy aktorstwa (chociaż wykorzystania na taką skalę motion capture na bank nigdzie wcześniej nie było), co w sferze KLIMATU w tym świecie, który choć sztuczny, jest tak cholernie rzeczywisty. Nie jestem papugą i wiem czym należy się podniecać. Klimat mnie powalił i myślę, że znaczną część widowni również.
Nie wiem jak Ty, ale ja na pewno przez 2,5 godziny byłem na Pandorze. Szukanie w tym takich "ogromnych" luk, jak dosiadanie jakiegoś ptaka to moim zdaniem zwykłe czepialstwo, jak przyczepianie się do pieprzyka tej-niezapomnianej-modelki :)
Pozdrawiam :)
Hej Nick_filmweb! Bardzo mądre słowa. Cieszę się też, że się ze mną zgadzasz w paru kwestiach.
A wracając do Pna Fakkira_2:
I cały problem rozchodzi się o to:
"niezaprzeczalnym faktem jest, że ten film wyznacza pewien nowy etap w kinematografii"
^ - A ja zaprzeczyłem, bo wg mnie film nie wyznacza żadnego nowego etapu w kinematografii (oszalałeś do reszty?). No chyba że od strony technicznej jak wspomniałem. Mówisz, że to rewolucja bo tak bardzo porwała Cię piękna planeta Pandora, jej przedstawienie? Mnie też się BARDZO podobała. Ale to zasługa efektów specjalnych i oglądania filmu w 3D. Zobacz proszę inne fragmenty na YouTubie czy gdziekolwiek indziej i zobacz różnicę. Jaki z tego wniosek? Porywające efekty specjalne. Czy rewolucyjne? A nie porywający film jako całokształt. Trudno jest nam osiągnąć jakieś porozumienie. Film jest wzruszający i pięknie zrealizowany. Solidne kino, które nie powinno nikomu odbić się czkawką.
Ale gadanie, że ten film to rewolucja w świecie kina i to nie tylko za sprawą FX to kompletna bzdura. Co też mądrze argumentował Nick_filmweb.
Bzdura Waszego myślenia polega na tym, że nie dostrzegacie, że tutaj technika została użyta do zbudowania całego świata, co uczyniło ten film przełomowym.
Takiego klimatu nie było jeszcze nigdy i nigdzie, choć oczywiście to moje subiektywne odczucie.
Nick dlaczego przywołujesz do porządku Fakkira 2, to nie szkoła podstawowa a ty nie jesteś nauczycielem jeżeli BUNCH poczuje się urażony wypowiedzią fakkira 2 to sam mu o tym napisze... A FILM FAKT FAKTEM GENIALNY...
Bo, jak sądzę, podziela moje zdanie. Może myśleć podobnie.
A jeżeli nie, to może zripostować wypowiedzi Fakkira_2 odnośnie innych rzeczy, na temat których się wypowiadał.
Ja tutaj wojny nie toczę więc się nie burzę
Pozdrawiam Panowie i pamiętajcie - są święta :)
Nawet ja (na marginesie: ateista) jestem w święta bardzo niekłótliwy i nieskory do sprzeczek, ale przez ten cholerny film zapomniałem, że dziś 25 grudnia (a właściwie 26 - ten czas leci stanowczo za szybko) :P
Kurde - no nie chce mi się wierzyć, że byłem jedynym, który wychodząc z sali kinowej chciał powiedzieć "I will be back! (i to szybko)". Wam chyba coś takiego przez myśl również przeleciało, czy nie? :P
Może go zmieszać z błotem albo wychwalać pod niebiosa co faktu nie zmienia, że fakkir 2 odpowiedział na twój post i Tobie więc ty odpowiedz fakkirowi co myślisz. Proste jeśli mnie ktoś urazi to nie czekam aż ktoś inny przyjdzie mi z pomocą tylko sam staram się wybronić. pozdrawiam
Ale przecież i ja to robię. Sam się bronię.
Zresztą nie bronię siebie samego a słusznych poglądów.
I to co napisał Fakkir_2 jest jak dla mnie nie do zaakceptowania.
Przy okacji Fakkirze - też jestem ateistą.
I o to właśnie mi chodzi BUNCH po prostu nie lubię jak ktoś inny się wtrąca na pole prywatne (czyli to valium fakkira do ciebie i wgniataniu w fotel ;p hehe) zamiast wypowiadać się o filmie i jego wadach i zaletach i tutaj może zarzucić fakkirowi co zechce a my potem razem możemy polemizować.
Myślę, że Fakir nie oszalał, po prostu jest pod bardzo silnym wrażeniem tego co zobaczył w kinie.
Piszesz, że nigdy wcześniej "sztuczny" świat nie był tak realny.
Ależ to jest czysto subiektywne odczucie!
Mógłbym ci napisać, że moim zdaniem to nieprawda! Że o wiele bardziej przemówiły do mnie Nowozelandzkie plenery z "Władcy Pierścieni" bądź też wyspa czaszek z najnowszego King Konga albo np miasta z ostatniej gwiezdnej trylogii Lucasa i w ogóle całe to gwiezdne uniwersum.
Owszem, plenery z "Władcy" istnieją naprawdę ale to nie szkodzi, liczy się i tak końcowy efekt. Tak czy inaczej, Jackson wykreował dla nas świat Tolkienowskiego Śródziemia.
W ogóle jeśli chodzi o "Avatara" to całym tym opiewanym przez was 3D ja zachwycałem się najmniej.
O wiele, wiele bardziej przemówiła do mnie postać Net'Ri, jej oczy, głos, jej emocje, plus, UWAGA SPOILER!!!, łezki wzruszenia pod sam koniec. I jestem autentycznie wdzięczny Cameronowi, że facet nie postawił wyłącznie na technikę tylko nadal potrafi kręcić świetne historie a to całe 3D? No, ok, ładne, fajne... z drugiej strony dostrzegam w tym pewien balast, który ciąży po trosze na tym filmie.
Ludzie wielce podniecają się całą tą trójwymiarową otoczką a sama pięknie i wzruszająco podana historia schodzi na drugi plan.
Póki co, nie mogę doczekać się wydania tego filmu na blu-ray.
Dodam jeszcze, że ja akurat wierzę w Chrystusa.
Sama postać Net'Ri była pięknie uduchowiona:)
To fakt. To był ten typ "kobiety", dla której można nawet i uwierzyć ;)
Wesołych świąt :)
Ależ ja też się na tym filmie wzruszyłem i to nie raz... W myślach panu pułkownikowi życzyłem przez pół filmu śmierci :P
Właśnie to wszystko "zebrane do jednego wora" (świat, fabuła, bohaterowie, plenery, technologia, 3D) sprawia, że ten film ma ten fenomenalny (moim zdaniem) klimat.
I też masz rację, że jestem pod silnym wrażeniem filmu Camerona, bo nie mogę sobie przypomnieć kiedy ostatnimi czasy wychodziłem z takim bananem na twarzy z sali kinowej...
No i teraz się zgadzam z nickiem, co do AVATARA warto dostrzec jego piękno poza efektami bo jest i to nie małe...film trząsł mną i płakałem też ;)
Mnie świat Pandory wchłoną!! żaden film nie wywarł na mnie takiego wrażenia jak ten. Na pewno skocze jeszcze raz do kina na ten miód płynący z ekranu.
Zauważyliście, że stałym elementem filmów Camerona jest właśnie... miłość?
Fakt, że temat miłości bardzo często przejawia się w niemal wszystkich filmach made in USA ale u Camerona ma chyba wymiar szczególny.
To naprawdę ciekawe, wydawałoby się, że facet w tym co robi stawia głównie na technologię, budowę obrazu, nowinki techniczne etc. a tu proszę. Siła ludzkich uczuć. Jak gdyby te dwa elementy: bezduszna technika i uczucia walczyły ze sobą o prymat nad całością filmu.
Żeby nie być gołosłownym, mała analiza:
Terminator - miłość Sary i Kyle'a.
Aliens - Rodzicielska miłość Ripley do Newt.
The Abyss - miłość pomiędzy Budem a Lindsey (uwielbiam ten film).
Terminator 2 - No, tu mam pewien problem, chyba, żeby miłość.
potraktować tu w wymiarze przyjaźni Johna i Terminatora.
Tru Lies - miłość pomiędzy Harrym i Helen.
Titanic - Raczej wszystkim wiadomo:)
Avatar - miłość Jake'a i Net'Ri.
A może ta cała "miłość" to jedynie cyniczna zagrywka samego Camerona po to aby jego filmy podobały się również kobietom?