Nie rozumiem skąd tyle krytyki? Moim zdaniem Cameron stworzył coś pięknego a wy umiecie tylko negatywnie oceniać! Trzeba mieć dobry pomysł i chęć na zrobienie czegoś takiego więc miejcie szacunek i uszanujcie jego pracę! :) Film wspaniały i nie mogę się doczekać kolejnych części :)
Nie jest obelgą mówienie prawdy. Jeżeli ktoś nie potrafi czytać ani pisać, nie obrażam go stwierdzając, iż jest analfabetą. Jeżeli ktoś rzuca "urwami" na lewo i prawo tudzież ogólnie używa prostackiego języka i zachowuje się prostacko, nie obrażam go, stwierdzając, iż jest chamem. A jeśli ty stosujesz słowo nie dość, że takie, iż twoja wypowiedź może zostać uznana za obraźliwą, to jeszcze kompletnie nieadekwatne i mające się nijak do sytuacji, nie pluję żadną "obelgą", stwierdzając, iż najwyraźniej masz w tym zakresie ubogie słownictwo. I twoje fochy w żaden sposób tego nie zmienią.
"Tak, ale chodzi o to, że nie pluję obelgami pod adresem innych użytkowników"
Rozumiem, że - zgodnie z twoją logiką - jestem bardziej kulturalny, kiedy wołam wszem i wobec, iż jakiś film jest "dla debili", niż kiedy wprost nazwę "debilem" kogoś, komu się spodobał?
Jeśli byłbyś tak łaskaw, wytłumacz mi proszę, dlaczego "trafianie" do dużego grona odbiorców oraz ich ewentualne utożsamianie się z głównym bohaterem jest według ciebie... złe? i nieetyczne? Różne zarzuty wobec Avatara widziałam, lecz przyznać się muszę, że przytoczone przez ciebie po raz pierwszy na oczy widzę. Poza tym jeśli mowa o wartościach... od lat znane są ciągle te same i tak naprawdę nikt nie jest w stanie wymyślić nowych, więc nie wiem jak Cameron miałby być w tej kwestii oryginalny i niebanalny. Każda wartość przecież jest w pewnym sensie banalnym truizmem, lecz cóż z tego, skoro ludzie wciąż zapominają, co jest ważne? Zdawało mi się, iż dobrze się dzieje, że choć parę filmów na dziesięć lat łaskawie postanowi o tych wartościach przypomnieć, zamiast pokazywać nam sieczkę o bogaceniu się i mordowaniu bez powodu. Z całym szacunkiem, ale dla mnie zła i nieetyczna jest "Mechaniczna Pomarańcza" czy "Blaszany Bębenek", bo choć po zgłębieniu się w nie wnoszą jakąś (swoją drogą również banalną) wartość, jako obraz są raczej szkodliwe dla oka zdrowych moralnie ludzi. Od Avatara różni je tylko stos metafor i symboliki, przez którą nie jestem w stanie ocenić tych dzieł pozytywnie.
A osobiście z chęcią ponownie wydałabym pieniądze na bilety na Avatara, by wyjść z kina i znowu poczuć to niezwykłe uczucie, gdy mamy ochotę uściskać cały świat... no chyba, że według ciebie to złe i nieetyczne uczucie, w takim wypadku nie widziałabym sensu w rozmowie.
Napisałem, że nie widzę w tym niczego złego, a co więcej zaznaczyłem, że rozumiem rolę tego typu fantazji w kinie. Nie wymagam od Avatara, aby był filmem filmem oryginalnym i nie banalnym.
Mechaniczna Pomarańcza - co by nie było - pokazuje tą stronę ludzkiej natury, o której czasem wolelibyśmy może nie pamiętać, jest w tym jakaś metoda - więc tutaj bym jej bronił. Film jest... bezpośredni, ale dzięki temu też dosadny. Stara się wyjaśnić jak gdyby te mechanizmy, które sprawiają, że ludzie są zdolni do okrucieństwa, a co więcej, przekonuje, że te mechanizmy są obecne w każdym z nas i są jakby naszą częścią, a nawet są nam potrzebne do normalnego funkcjonowania. Daje do myślenia.
Zdaję sobie sprawę, natomiast, że nie jest to ta sama jakby klasa filmu i nie wymagam, aby Avatar stosował podobne środki wyrazu. Z drugiej strony, w jaki sposób Avatar porusza te wartości?
Jakie tam są tam tak właściwie stawki? Czy jak Jake zdradzi ten obóz ludzi, to jego rodzina nie będzie mogła co do gara włożyć? Czy jak to, co mają wydobyć nie zostanie wydobyte, to jakiś jajogłowy na Ziemi nie wymyśli lekarstwa na raka? Jakie właściwie są konsekwencje?
W Gwiezdnych Wojnach - dajmy na to - Darth Vader podejmuje wybór między miłością do syna a lojalnością wobec Imperatora i ponosi konsekwencje tego wyboru. Dzięki temu, to zwycięstwo jakby nie przyszło za darmo.
To jest może kwestia osobista, ale wydaje mi się, że bardziej wiarygodny jest wybór moralny, który jest podejmowany wbrew naszemu interesu w imię jakby tych wartości właśnie.
W Avatarze ten wybór, który Jake podejmuje na końcu właściwie tylko wieńczy ten motyw zaspokajania potrzeb, bo nie miał by tej siły przebicia, gdyby np. to plemie go odtrąciło... więc właściwie wiadomość, którą przekazuje Avatar to moralność = twoje potrzeby. To mi nie pasuje bardzo.
Zdaje się, że jest to kwestia odbioru. Osobiście nie uważam by celem życia było zapominanie o własnych potrzebach i dbanie wyłącznie o dobro innych. Poza tym czy Jake naprawdę myślał tylko o własnych potrzebach? Przecież za pomoc obozowi ziemskich ludzi miał mieć zafundowaną operację kręgosłupa, dzięki której mógłby znowu chodzić. Zwróć uwagę, że gdy zaczął pomagać Na' vi nie wiedział jeszcze, że możliwym jest przenieść się na stałe w ciało tubylca, moim zdaniem ryzykował bardzo wiele, zwłaszcza po odtrąceniu go przez zarówno Na' vi jak i ziemskich ludzi. W tym właśnie momencie podjął ryzyko i postawił na sprawę z założenia przegraną, ponieważ z początku wydawało się oczywiste, że Na' vi nie mają szans z ludźmi.
A stawka? Jasno jest powiedziane, że odkrywcy Pandory mieli zamiar tylko i wyłącznie wzbogacić się na tym kruszcu. Kto miał go kupić? Sądząc po jego wyglądzie ja stawiałabym na jubilerów, bo wątpię, by w tak rozwiniętej cywilizacji ludzie nie potrafili już wcześniej uleczyć raka (w końcu robili skomplikowane operacje kręgosłupa). Niestety w filmie nie da się poruszyć każdej kwestii jak chociażby przeszłość bohatera. Dla fabuły była ona nieistotna i zabrałaby tylko czas, który (jak wiadomo) reżyserowie mają ograniczony. Długość Avatara i tak mówi sama za siebie. Może i rzeczywiście stracił trochę przez to na wiarygodności, lecz dla mnie był to przede wszystkim film podbudowujący ludzi, który miał na celu pokazanie piękna otaczającego nas świata i tego jak go niszczymy. A z osobistego punktu widzenia wyniosłam z niego wartość, że człowiekowi niewiele potrzeba, by wieść szczęśliwe i piękne życie. To tylko takie moje przemyślenia, ponieważ naprawdę uwielbiam ten film.
Racja, rzeczywiście on tam podejmuje duże ryzyko, ale wydaje mi się, że jest to bardziej budowa samego napięcia, bo rzeczywiście jak gdyby w rezultacie tak czy siak wygrywał, bo jako Avatar miał ten kręgosłup miał całkiem w porządku.
Nawet w tym marketingu, który poruszyłem, rzadko się tak naprawdę wspomina się o pieniądzach. Liczy się poczucie bezpieczeństwa, styl życia, rzeczy, które pieniądze mogą pomóc zapewnić. Nie da się identyfikować z abstrakcyjnym zyskiem jakieś tam firmy, o której - co więcej - wiemy tylko tyle, że stosuje okrutny wyzysk. Jakby przez to wcale nie jest to wiarygodny przeciwnik.
Nie wiem, był taki film jak Potwory i Spółka, tam też była duża firma, która stosowała powiedzmy okrutne metody, ale była tam tez postać tego pana prezesa, który stał jakby w obliczu bankructwa i był zmuszony przez okoliczności do aktów desperacji. Rzeczywiście miał na uwadze jakby dobro firmy i jest to wprost zasugerowane. W żaden sposób go tam to nie usprawiedliwia, ale jestem w stanie zrozumieć jego motywację, dzięki czemu wydaje mi się, że taki konflikt jest bardziej wiarygodny i ciekawszy. I chociaż też jest rozwiązany on takim trochę naiwnym kompromisem, było to tam w jakiś sposób wbudowane w kompozycje, ta sympatia, która tam się rodziła między tymi bohaterami i tą dziewczynką, i w ogóle - rzeczywiście film stara się nam przedstawić jakby siłę tej tam radości - to też jakby jest tam zaskoczenie, że da się to tam wykorzystać, ale to też powoduje, ze motywacje prezesa są bardziej wiarygodne, bo to nie jest jakby takie oczywiste.
W Avatarze, dowiadujemy się, że istnieje opcja jakby tej zamiany ciał dopiero gdzieś tam pod koniec - gdyby Jake zdawał sobie z tego sprawę wcześniej, nie byłoby tam tego napięcia wcale. Nie wydaje mi się, aby to było tam jakoś zasugerowane i trochę przychodzi znikąd właśnie tylko po to, aby to napięcie tam było, ale w żaden sposób to nie tłumaczy niczyich motywacji.
Na pewno nie wydaje mi się, aby nie można było poświęcić temu czasu, uważam, że budowa takich relacji jest częścią warsztatu twórców fikcji. To są takie szalenie, powiedzmy, umowne rzeczy, natomiast tak to właśnie odbieram. Uważam wręcz, że doskonale zdawano sobie z tego sprawę, bo przecież za Avatara nie są odpowiedzialni ludzie, którzy tworzą filmy od wczoraj, co jakby wydaje mi się rzeczywiście trochę przykre.
A propos pana prezesa z Potworów i Spółki... myślę, że podobną, choć nieco gorszą taką postacią jest Parker, który wielokrotnie okazuje przejawy posiadania serca, że się tak wyrażę ;) Od początku przeciwny był stosowaniu przemocy, lecz wyprawa na Pandorę z pewnością była kosztowna, a głównym celem było zdobycie kruszcu, więc odepchnął moralność na bok i pozwolił działać okrutnemu brutalowi.
A z tym kręgosłupem... cóż, ja myślę, że liczyła się intencja. Jake nie wiedział czy dzięki sprzymierzeniu się z Na' vi zostanie "uzdrowiony", więc podjął to ryzyko, a że Amerykanie mają zwyczaj uszczęśliwiania ludzi i stosowania tzw. Happy Endu jego odwaga została wynagrodzona. To mój punkt widzenia, oczywiście możesz zostać przy swoim, nie będę tego na siłę zmieniać, ponieważ każdy widzi w filmach to, na co ma ochotę, ja również. A w tym właśnie przypadku przyjemność sprawia mi wierzenie, że przynajmniej od czasu do czasu odwaga i poświęcenie zostają uhonorowane nagrodą.
Twórcy filmu pobieżnie tłumaczą historię Jake'a. Wprawdzie niezbyt dokładnie, ale można wywnioskować, że jego życie nigdy nie było zbyt udane. Na pewno Avatar zyskałby na wartości psychologicznej, gdyby bardziej się zgłębić w postacie, nie kwestionuję tego, lecz tak jak mówiłam wcześniej, głównym celem było ukazanie piękna świata, nie zaś smutnej i szarej rzeczywistości. Na rynku możemy spotkać wiele aż nazbyt realistycznych filmów, moim zdaniem jeden kolorowy (w dosłownym znaczeniu tego słowa) nie jest szkodliwy dla sztuki, wręcz ukazuje nowe możliwości, bo co by nie mówić to właśnie Avatar wykonał skok technologiczny. Zapewne właśnie ze względu na jego wizualne piękno zyskał taki rozgłos i to także jest fakt, lecz ja osobiście piękno uwielbiam jak i również jasno rozrysowaną fabułę, gdzie białe jest białe, a czarne jest czarne. Mam dość współczesnej motaniny polityczno-psychologicznej, gdzie "wykształceni" rzekomo ludzie próbują kwestionować i zmieniać znaczenie od dawna znanych wartości.
No i przyznaje, że być może był by to bardziej wiarygodny czarny charakter, natomiast nie jest w żadnym stopniu odpowiedzialny za stosowane tam metody. Uważam, że byłoby to ciekawsze, jeżeli na miejscu Porucznika Milesa był koleś z sercem na miejscu, któremu przynajmniej akty przemocy nie przynoszą przyjemności i być może miałby konflikt między lojalnością wobec firmy a swoim sumieniem - być może rzeczywiście utrzymuje rodzinę na ziemi i nie mógłby sobie pozwolić na kierowanie się swoim sumieniem. Wtedy jego śmierć miałaby jakieś znaczenie, byłby to jakiś gorzki kompromis. Spekuluję, bo w filmie niczego takiego nie ma i to mi też nie gra.
Nawet zostawiając tego Porucznika na miejscu, przecież też mógłby mieć podobny konflikt. Jest wspomniane, że ma jakiś uraz i boi się tej planety, jest to człowiek, który broni się przed czymś takim przemocą, natomiast jest to praktycznie porzucone i nie gra dużej roli w jego postaci tak naprawdę.
Może nie trzymałem ręki na pulsie jakoś szczególnie, natomiast jeżeli mówimy o powiedzmy tym rozgłosie, to nie wiem za co on jest ceniony. Natomiast spotkałem się z wieloma opiniami, które chwaliły film za, powiedzmy, podjęty temat i fabułę. Znaczy potrafię docenić efekty specjalne, ale jakby osobiście nie jest to dla mnie najważniejsze i raczej się nad tym nie skupiam. Chyba, że rzeczywiście wykorzystuje się je do budowy jakby konsekwentnej estetyki i mają znaczenie dla historii - ale to jakby sprowadzamy do historii.
Niepokoi mnie też to, że rzeczywiście zaadresowany jest ten motyw, powiedzmy, ludzkiego okrucieństwa. Natomiast jest zrealizowany w taki sposób młodzieżowy. Może rzeczywiście przesadzam, mówiąc o etyce, natomiast, rzeczywiście mi bardzo poważnie tam coś nie gra. Szczególnie, że odnoszę wrażenie, że ci ludzie nie są jak szturmowcy w gwiezdnych wojnach czy naziści w Indiana Jonesie, bo ton w jaki sposób jest to poruszane jest jak gdyby inny. Poza tym jest jeszcze taki podtekst, że ci kolesie giną rzeczywiście dlatego, aby jedna osoba mogła spełnić swoje potrzeby - a my mu kibicujemy :/.
Nie mówię wiesz, że "dobry Boże, bo dzieci widziały przemoc w telewizji", czy coś. I też nie mówię, że jakby wszystko musi takie szlachetne i piękne, natomiast rzeczywiście wzbudziło to we mnie jakiś taki większy niepokój i sam się zastanawiam dlaczego. Wydaje mi się, że być może przez to, że jest tam jakiś podtekst, który niekoniecznie jest wykorzystany do budowy rzeczywiście historii. Takie filmy realizowane są zazwyczaj w taki przejrzysty albo bardzo naiwny. Natomiast tutaj zaangażowana jest między innymi ta cała akcja z ludzkim okrucieństwem, wyzyskiem itd.. Przykre mi się wydaje to, że jest to tylko takim tłem dla młodzieżowej historii o naszych potrzebach.
Ty chyba po prostu zbyt wiele oczekujesz. Nie nakręcono jeszcze takiego filmu, w którym każda dziedzina byłaby doskonała poczynając od grafiki, muzyki i scenografii, kończąc na realizmie i grze aktorskiej. Fakt, że patrzysz głównie na fabułę jest godny pochwały, lecz czasami trzeba po prostu usiąść przed ekranem dla czystej rozrywki. Nie twierdzę oczywiście, że Avatar fabuły nie ma, lecz jej prosta i nieskomplikowana wersja nie razi mnie, wręcz mi się podoba. To jednak jest już kwestia gustu, ponieważ generalnie jestem osobą lubiącą filmy o walce dobra ze złem, które dla fanów tzw. bardzo ambitnego kina są niezwykle banalne.
Mówisz, że nie rozumiesz, dlaczego Avatar jest ceniony i zyskał rozgłos, dlatego staram ci się wytłumaczyć, co akurat mnie w nim ujęło. Ludzie kochają piękne zdjęcia i muzykę, przez te 3 godziny w kinie mogli oderwać się od smutnego świata, gdzie każdy ma swoje problemy i w gruncie rzeczy mijają się na ulicach bez zainteresowania i wzajemnego współczucia. W codziennym życiu zapominamy nawet, po co w ogóle żyjemy. W Avatarze Na' vi doskonale rozumieją sens swojego życia i jego cel, w dodatku potrafią to wykorzystać, więc widzowie na chwilę mogli poczuć się spełnieni i wychodzili z kin podbudowani i rozemocjonowani. Na tym chyba właśnie polega fenomen tego filmu, bo każdy szuka w życiu mocnych wrażeń i tego niezwykłego uczucia, o którym mówiłam wcześniej - kiedy mamy ochotę uściskać cały świat.
fajnie wszystko napisałaś, uważam podobnie. Nie wiem, co złego ludzie widzą w prostej fabule i jakie wartości oczekują ujrzeć w filmie. Podstawowe wartości, jak napisałaś, od lat są niezmienne, proste i nieskomplikowane, to fundament na którym buduje się życie. Avatar ma jasny i nieskomplikowany przekaz a jego fabuła jest prosta niczym konstrukcja widelca i to wg mnie jego zaleta a nie wada. Rozumiem, że film może się podobać lub nie, ale rozbieranie z zapałem godnym lepszej sprawy, na czynniki pierwsze i analiza konstrukcji widelca? Po co? Żeby udowodnić, iż nieskomplikowane jest nieskomplikowane? ;-) Niektórzy chyba zwyczajnie się nudzą :-)
Miło mi, że chociaż parę osób "za" co jakiś czas wypowiada się na temat Avatara. Bo choć podobno jest to film podobający się masie, na filmwebie w ogóle tej masy nie widać, wszędzie tylko pretensje i niezadowolenie wielkich krytyków, zamiast radości, że ktoś pobił wreszcie rekordy piękna wizualnego jak i stworzył całkowicie moralny film, w którym urzeczywistnia się znane powiedzenie "dobro zawsze wygra ze złem". Pozdrawiam :)
mam wrażenie, że owa krytyka i pretensje wynikają z potrzeby odcięcia się od owej masy, bo takaż kojarzy się bardziej z plebsem, a należeć do plebsu to nic fajnego. Na temat avatara czytałam już w necie całe elaboraty niezadowolonych krytyków starających się dowieść jakaż to miałka i nijaka bajeczka, takie smerfy dla dorosłych, co w założeniu ma być obciachem. A wg mnie to komplement, bo smerfy to świetna bajka! :-)
Nie wiem czego ludzie spodziewali się po Avatarze. Kina moralnego niepokoju? ;-) Niech im będzie, że Avatar to bajka dla doroslych, z oklepanym moralem. Ale dla mnie to bardzo ładna bajka a motyw zawsze aktualny! Ta bajka mnie wciągnęła, zauroczyła i nie żaluję ani grosza wydanego na seans, na który poleciałam już w dniu premiery, bo nie mogłam się doczekać. Dalam się uwieść tej historii, zauroczyć jak dziecko, które nie analizuje, nie rozbiera na czynniki pierwsze, nie doszukuje się dziur w fabule, manipulacji widzem, generalnie nie wydziwia, tylko odaje sie magii kina. Bo przecież o to w nim chodzi! Kino to manipulacja, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nic w tym odkrywczego, ale dla niektórych to chyba niedopuszczalna wada :-) A przecież każdy reżyser opowiadając jakąś historię, manipuluje naszymi emocjami. Chce nas wzruszyć, rozsmieszyć, zasmucić, przestraszyć itd....:-)
Pozdrawiam również :-)
A dla mnie siłą tego filmu jest to, że identyfikuje rasistów w moim otoczeniu :P
A działa to tak: przekaz jest nieskomplikowany do bólu, jednak pewien typ człowieka zaczyna z miejsca usprawiedliwiać działania RDA. I już wszystko staje się jasne - wiadomo, kto dzieli świat na "naszych" i "innych" i dla kogo wszelkie zbrodnie "naszych" są usprawiedliwione, jeżeli dają ekonomiczne korzyści "naszym".
A czasem zdarza się, że ktoś powie wprost: "Jake zdrardził własną rasę!".
To bardzo użyteczna funkcja "Avatara" :P
W tym jest sens... a przynajmniej byłby, gdyby rzeczywiście to RDA było jakieś bardziej wiarygodne. Tam nie wchodzi się w dyskusje, dlaczego ci ludzie są "źli", po prostu są i rzeczywiście jedynym wyjściem jest jak gdyby ta zdrada... I to jest przykre z tego powodu, że film tam rzeczywiście porusza takie rzeczy, jak ludzkie okrucieństwo i wyzyskiwanie, które jest tam tłem dla fabuły zrealizowanym w takim młodzieżowym tonie...
Ależ dzięki temu właśnie wiemy, kto jest totalnym rasistą :D
Bo jeśli filmowa moralność była bardziej szara, to można by argumentować o konieczności postępowania RDA. A tak jeżeli ktoś zaczyna apologetykę, to wiadomo już, że tak naprawdę myśli: "Nie podoba mi się, że jakieś <rasowe epitety> pokonały supertwardzielskich ludzkich Marines"
Okej, nie spotkałem się z tym :) przynajmniej nie w ten sposób. Jeżeli ktoś bronił obozu "ludziów" w Avatarze, to raczej w formie podobnej krytyki :).
Bajdurzenie ocierające się o sedno sprawy. Tak naprawdę avatar skierowany był od początku do MASY. Zresztą tak jak 3/4 innych pozycji.. Nic twórczego :)
Zgadzam się z kassis, dzisiaj ludzie odczuwają potrzebę odmienności. Tworzą osobne grupy, albo w pojedynkę "walczą z szarymi szeregami". Używanie niecodziennych wyrazów, konstrukcji czy faktów lub ciekawostek zasłyszanych gdzieś tam kiedyś na lekcji, świadczy o tym procesie. Potocznie w środowisku HIP-HOP, to zjawisko nosi nazwę "walki z systemem", choć tylko w pewnych stopniu.
Avatar jest prostym filmem skierowanym do prostych ludzi. Prostych = normalnych. Manipulacja była, jest i będzie, ale to tez jest naturalne. Ludzie nie potrafią pogodzić się faktem, że życie jest proste jak drut, że to my tworzymy schematy, które potem używają następne pokolenia. Każdy z nas odczuwa potrzebę stworzenia czegoś nowego, ale wygłaszając na forach swoje pretensje, tego nie czynimy i nie uczynimy. Basta
Ja z kolei nie rozumiem dlaczego ludzie broniący filmu, który jak twierdzą popularyzuje dobro i szlachetne zachowania, którzy bronią go właśnie, jak często twierdzą, w dużym stopniu z tego powodu, dlaczego ci ludzie podchodzą do innych z taką nienawiścią? Jeśli do tych ludzi trafia film właśnie dzięki temu, że pokazuje szlachetne wzorce i ci ludzie dzięki temu tak potrafią się w niego wczuć, identyfikować się z jego bohaterami, to dlaczego sami w stosunku do swoich bliźnich prezentują takie agresywne zachowanie? Zero tolerancji, zero kultury i poszanowania drugiej osoby, posty pełne wyzwisk i chęci możliwie jak najdalej idącego poniżenia i ośmieszenia rozmówcy.
Ja się nawet zgadzam, że ten film propaguje dobre wzorce lub przynajmniej je zawiera. Mi bardzo się nie podoba, dlatego że robi to w sposób bardzo cukierkowy i naiwny. Gdybym miała kilkanaście lat prawdopodobnie podobałby mi się. Będąc starszą nie wytrzymuję tego rodzaju przesłodzenia i infantylizacji, ale to jest jednak rzecz gustu, bo wiem, że i dorosłym ten film potrafi się podobać, a jego przesłodzenie potrafi ich nie razić, bo po prostu każdy ma inną wytrzymałość na ilość słodyczy, więc wcale nie twierdzę, że jego fani to koniecznie gimnazjaliści, jak i też nie mam zamiaru obrażać jego fanów. To kino faktycznie policzone na zysk jak i na maksymalne wykorzystanie możliwości technicznych - kino typowo rekreacyjne. Jako takie nie może być też zbyt skomplikowane no i nie jest. I jak najbardziej jest to kino dla mas, co wcale nie jest obrazą osób, którym się ono podoba, bo i tego rodzaju kino jest ludziom potrzebne. Nie trzeba od razu w ramach pseudo obrony tego filmu wyszydzać ludzi lubiących kino ambitne. To bardzo prymitywne i chamskie zachowanie. No i w tym momencie wracam do tego od czego zaczęłam - dlaczego ludzie, którzy niby chwalą pozytywne wartości zawarte w tym filmie nie potrafią dać wyrazu poszanowaniu owych wartości w rozmowie z innymi widzami? Biorąc pod uwagę zachowanie wielu fanów "Avatara" myślę, że jednak w wielu przypadkach nie chodzi o żadne pozytywne wartości promowane przez ten film, bo gdyby były promowane skutecznie - bez spłycania - nie wyłącznie dla pozorów, dla zdobycia dobrej prasy/opinii, to raczej trafiłyby do większej ilości widzów, którym ten film się spodobał pozytywnie wpływając na ich zachowania. A można też spojrzeć na to nieco inaczej, ale dochodząc do tego samego wniosku - gdyby film szczerze (nie powierzchownie) promował pewne wartości nie trafiłby do widzów prezentujących niskie zachowania. Tak więc raczej chodzi głównie, a w wielu przypadkach wyłącznie, o efekty, czystą rozrywkę. I ok. Nie ma w tym nic złego, tylko po co potem rzucać się z kłami na ludzi, którzy właśnie tak uważają i wmawiać im, że są snobami, że nie szanują pozytywnych archetypów itd.?
Wiesz co? Nie zgadzam się, że film jest infantylny.
Historycznie rzecz biorąc rodowici mieszkańcy Ameryk (nie bądźmy naiwni, Na'Vi to oczywista analogia) nie byli święci, ale Europejczycy byli W KAŻDYM CALU TAK ŹLI JAK FILMOWE RDA.
To trzeba powiedzieć wprost: nie było ŻADNEJ szarości w tym, co Indianom (i nie tylko) robili Hiszpanie, Francuzi, Holendrzy, Portugalczycy, Brytyjczycy i inne imperialne potęgi. Nic nie może usprawiedliwiać niewolnictwa i mordu praktykowanego na szeroką skalę w imię zysków dla metropolii i szerzenia Jedynej Słusznej WIary.
Biali ludzie po prostu czują się niekomfortowo, kiedy muszą poradzić sobie z całą, nagą prawdą, więc instynktownie uciekają w apologetykę: że film jest cukierkowy, przesłodzony, że biało-czarny i naiwny, że tak na pewno nie było i cała sytuacja była bardziej skomplikowana.
Otóż nie była. To jeden z tych fragmentów historii kiedy zło było oczywiste i jasne.
Wiesz co, akurat z Indianami jestem bardzo mocno emocjonalnie związana i w żadnym wypadku nie jestem w stanie stanąć po stronie białych. Indianie zawsze byli mi bliżsi. Pod względem kultury, spojrzenia na świat, duchowości, porządków społecznych itd. itd. Można powiedzieć, że "wewnętrznie" jestem zdecydowanie czerwonoskóra, a nie biała. Nie pasuje do zachodniej kultury białego człowieka. Dużo bardziej do wschodniej, ale nie tak bardzo jak do kultury rdzennych Amerykanów.
Tak więc z tym nie trafiłeś kompletnie. To tak dla wyjaśnienia.
"Avatar" określam jako infantylny ze względu na strukturę jego dialogów jak i historii, a także samą stronę wizualną. Kolorystycznie jest dla mnie dość odpychający - przypomina Coca-colę - takie mam skojarzenie - dużo cukru i plastiku - całkowite przeciwieństwo naturalnego piękna. I jeszcze sam pomysł na wygląd tych tubylców - zupełnie dla mnie odpychający jak różowe kucyki i Barbie. Podczas gdy za wyglądem Indian (zarówno w sensie ich rysów jak i sposobu ozdabiania siebie i otoczenia), skoro już zostali tu wspomniani i sam film wyraźnie do nich nawiązuje - po prostu przepadam. I w sumie to by mogło być dla mnie wielkim zgrzytem - takie właśnie cukierkowe przedstawienie kultury, która jest dla mnie osobiście tak bardzo ważna, ale nie spojrzałam na to w taki ostry sposób. Stwierdziłam po prostu, że no ok. Mi się to wszystko nie podoba tak jak wspomniane różowe słodziutkie plastikowe kucyki, ale są ludzie, którym się podoba. I tak jest sprawiedliwie. Niech każdy ma jakieś kino dla siebie. Mnie to przecież nie boli, że istnieje coś, co komuś innemu sprawia przyjemność czy jest dla niego ważne.
Generalnie po obejrzeniu "Avatara", choć mnie osobiście rozczarował, i to głównie tą prostotą historii (naiwnością zawartą w prostocie budowy dialogów i historii - nie w samym sensie) - bardziej właśnie tym niż nieprzyjemną dla mnie stroną wizualną, to pomyślałam sobie, że w sumie nie jest źle o tyle, że skoro ten film podoba się tak wielu ludziom, a zawiera różne treści pozytywne typu np. antykorporacyjne czy np. stawiające na poszanowanie odmiennej kultury jak i życia w harmonii z otoczeniem, to bardzo dobrze, bo choćby przy okazji jego fani podchwycą te pozytywne wzorce światopoglądowe. Dlatego ja nigdy nie atakowałam tego filmu. Jest wiele filmów popularnych - filmów tzw. dla mas (w tym sensie, że kasowych i typowo rekreacyjnych), które nie niosą w sobie takich pozytywnych treści, więc w sumie miałam dobre zdanie na temat "Avatara" pod tym względem.
Aczkolwiek ciekawy jest ten dłuższy wpis mosheha, który pojawił się w tym temacie (na poprzedniej jego stronie) i biorąc pod uwagę jego treść mam teraz trochę mniej pozytywne zdanie na temat wpływu "Avatara". Tzn. nie da się nie zauważyć, że w tym, co napisał mosheh jest wiele racji. I czy na pewno dobre jest takie spłycanie tak poważnych tematów przez przedstawianie ich tak, że ludzie się z nimi jakby oswajają, ale i traktują je przez to (nie tylko przez to oswojenie, ale przez to w jaki sposób są podane w tego typu produkcjach - przez oswojenie się z takim ich obrazem) mniej poważnie. Bo faktycznie takie tego przedstawienie wcale nie zachęca do poważnego zagłębienia się w te kwestie. I te kwestie nie są takie słodkie i zestawienie ich z tą otoczką w postaci zaawansowanej technologii, przy pomocy której stworzono ten film, to jakoś zalatuje hipokryzją. Po czymś takim można nabrać przekonania, że nie ma się co martwić, bo były/są tego typu problemy, ale nowoczesny człowiek ze wszystkim da sobie radę. Rozwój technologiczny wszystko zwycięży.
Wiesz, no jest w tym jakiś dysonans - film sam w sobie będący hołdem rozkwitu technologii opowiadający o tym, jak to rozwój technologiczny zabija wszystko co dobre i naturalne.
Widzisz, tylko podstawowym zarzutem mosheha dotyczącym fabuły jest to, że w wyborze Jake's nie ma żadnego tragizmu, bo "motywacja ludzi jest w tak oczywisty sposób niegodna". Problem w tym, że w życiu też tak czasem bywa!
Istnieją, wbrew temu co się czasem wmawia dorosłym, sytuacje w których zło i dobro SĄ oczywiste. Rzadko, ale jednak bywają - a jeżeli fikcja po prostu nakreśla od nowa pewien epizod naszej historii, tylko ujęty w narrację która przemawia do współczesnego człowieka, to czemu od razu jest infantylny? Nie mogę się też zgodzić z zarzutem, że film nie porusza przyczyn takiego postępowania ludzi, kiedy cały scenariusz piętnuje chciwość.
Istnieje wśród wielu widzów takie przekonanie, że w dobrym filmie moralność musi być od razu szara, ale to nie jest taka znowu prawda oczywista. Wielu ludzi irytuje ta czarno-białość, ci źli ludzie z RDA, więc doszukują się jakichś usprawiedliwień dla działań firmy - i za to cenię ten film, bo stanowi papierek lakmusowy dotyczący czyjegoś charakteru - jeśli dla zaspokojenia jakiegoś własnego dyskomfortu musi "dowalić reżyserowi" i koniecznie znaleźć moralną szarość w scenariuszu, to coś z nim jest mocno nie tak, bo to jak tłumaczyć występki Amona Goetha w "Liście Schindlera", bo nie podoba ci się to jednostronne przedstawienie nazistów jako złych :D
Ty ciągle nie rozumiesz. Nie napisałam, że moje spojrzenie na "Avatar" jest identyczne ze spojrzeniem mosheha, a jedynie, że w jego wpisie jest wiele racji oraz że dał mi trochę do myślenia. Nie zmienisz tego. Powinieneś być w stanie otworzyć się na inne spojrzenie na dany problem czy film lub przynajmniej szanować fakt istnienia owego innego spojrzenia. Nie atakuję fanów "Avatara". Napisałam co nie podoba mi się w tym filmie. Mam prawo do swojego gustu. Nic na to nie poradzisz. Skoro film Ci się podobał powinieneś być z tego zadowolonym i być w stanie tolerować to, że mi się ten film nie podoba. Masz jakieś zarzuty wobec wpisu moseha, wyjaśniaj je z mosehem. Nie mogę wypowiadać się za niego. Mogę jedynie za siebie.
Nie wmawiaj mi, że infantylność tego filmu przejawia się dla mnie w tym, że niby pokazuje fragment historii, do którego ja jako biała nie chcę się przyznawać, zło z którym nie chcę się pogodzić i tym podobne bzdury. Powtarzam jeszcze raz, że jeśli chodzi o nawiązania do Indian akurat mnie ten film jak najbardziej mógłby bardzo urazić, jednak nie potraktowałam go na tyle poważnie, by brać to sobie do serca. A jeśli chodzi o sposób przedstawiania dobra i zła w tym filmie, staranność budowy historii czy nakreślenia postaci, to jest to jednak na poziomie, który może być odbierany jako poważna historia przez dzieci. Nastolatki już raczej nie, choć niektóre także. Dorośli, patrząc na to będą raczej widzieć po prostu niewymagającą historię dla przyjemności, będącą jedynie pretekstem do zaprezentowania im pięknego wizualnego widowiska. Nie sądzę, żeby pod względem treści na widzach dorosłych ten film mógł zrobić jakieś wrażenie. Poruszyć do głębi, skłonić do myślenia itd. To jest jednak film stawiający przede wszystkim na wykorzystanie możliwości technicznych współczesnego kina. I w tym sensie trafia do współczesnego człowieka tak jak trafia wszystko, co jest łatwe w odbiorze. Głębsze filmy zawsze trafiają do mniejszej ilości widzów, bo wymagają zrozumienia. Film taki jak "Avatar" może być oglądany i przez dziecko, i przez dorosłego. Jego siła uniwersalności tkwi w jego braku skomplikowania. Rzeczy nieskomplikowane są czytelne dla wszystkich, bo... nie są skomplikowane. W takich produkcjach sama historia nie jest zbyt ważna choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Zauważanie tego, że dany film ma charakter wyłącznie lub głównie rozrywkowy nie jest żadnym zarzutem. A osoby, które mają ochotę na tego typu rozrywkę nie mają powodu do wstydu. Z tymże fani tego filmu, którzy tak zaciekle walczą z osobami, które ich nie atakują, a jedynie stwierdzają, że dla nich ten film nie jest dobrą rozrywką, nie spodobał się - pokazują jedynie, że wstydzą się własnego gustu i zależy im na tym, co myślą o ich guście inni. To niezbyt dojrzałe. Normalna osoba powinna nie mieć problemu z przyznawaniem się do swojego zdania i gustu bez poczucia, że musi się z tego komuś tłumaczyć.
Scenariusz jak i forma tego filmu są według mnie infantylne. Swojego zdania nie zmienię Przy czym nie jest to żadna obraza. Istnieją infantylne obrazy, które potrafią mi się podobać. Ten film mi sie nie podoba. Do tego nadanie takiej otoczki poważnym kwestiom właściwie nie jest dobrym pomysłem i to napisałam wczoraj. Wcześniej oceniałam "Avatar" łagodniej traktując go jako nieszkodliwą rozrywkę nastawioną na doznania wizualne i zakładając, że przynajmniej przy okazji część fanów filmu zastanowi się może nad istotniejszymi problemami, co uznawałam za plus. Teraz zmieniłam zdanie, dlatego że patrząc na to z perspektywy stwierdzam, że przypomina mi to reklamy smażonych kurczaków, w których wesoły rysunkowy kogut namawia do konsumowania swoich braci. Albo cukierkowe etykietki ze świnkami na wieprzowinie: "Jedz nas! Urodziliśmy się po to, żeby po torturach z radością trafić na twój talerz!"
Gdybyś jeszcze chciał mnie przekonywać, że coś co wygląda infantylnie nie jest infantylne tylko "wydaje mi się" takim, dlatego że "pokazuje zło i dobro w oczywisty sposób", to napisz to o filmach o Barbie i różowych kucykach. Nie piszę tego złośliwie. Po prostu jeśli faktycznie wierzysz, że to wszystko nie jest infantylne, to napisz to samo o Barbie. Tam też na pewno masz zło i dobro w czystej postaci. Udowodnisz w ten sposób przynajmniej szczerość swoich przekonań, bo w tej chwili Twoje posty wyglądają jak usilne zabiegi, by udowodnić, że jak komuś tego rodzaju rozrywka po prostu się nie podoba, to jest jakiś zgniły moralnie itd. Robisz więcej złego niż dobrego dla fanów "Avatara".
Co do "Listy Schindlera" nadal nie zmusiłam się do jej obejrzenia z tego względu, że choć sam film jest ponoć dobrze zrobiony, to nie podoba mi się takie przekłamywanie historii. Trudno oglądać gloryfikację osoby, która jak wiadomo pomagała wyłącznie wtedy, gdy mogła oczekiwać za to korzyści dla siebie. Gdyby to był film o jakimś Niemcu, który naprawdę pomagał ludziom (choćby przy okazji i tylko częściowo, ale ze szczerych pobudek) lub o postaci fikcyjnej w ten sposób postępującej byłoby ok, ale nie lubię kiedy dany film przedstawia historię sprzeczną z faktami wprowadzając widzów w błąd.
[Ty ciągle nie rozumiesz. Nie napisałam, że moje spojrzenie na "Avatar" jest identyczne ze spojrzeniem mosheha, a jedynie, że w jego wpisie jest wiele racji oraz że dał mi trochę do myślenia. Nie zmienisz tego. Powinieneś być w stanie otworzyć się na inne spojrzenie na dany problem czy film lub przynajmniej szanować fakt istnienia owego innego spojrzenia. Nie atakuję fanów "Avatara". Napisałam co nie podoba mi się w tym filmie. Mam prawo do swojego gustu. Nic na to nie poradzisz. Skoro film Ci się podobał powinieneś być z tego zadowolonym i być w stanie tolerować to, że mi się ten film nie podoba. Masz jakieś zarzuty wobec wpisu moseha, wyjaśniaj je z mosehem. Nie mogę wypowiadać się za niego. Mogę jedynie za siebie.]
Nie no, spokojnie, ja nic ci nie zarzucam, ani broń Boże nie sugeruję, że mój punkt widzenia jest jedynym słusznym, a jeżeli tak to odebrałaś to zdecydowanie przepraszam!
Moje stwierdzenia dotyczą raczej obserwacji dotyczących pewnej części widowni w ogóle, a nie konkretnie ciebie czy moshela.
[Nie wmawiaj mi, że infantylność tego filmu przejawia się dla mnie w tym, że niby pokazuje fragment historii, do którego ja jako biała nie chcę się przyznawać, zło z którym nie chcę się pogodzić i tym podobne bzdury. Powtarzam jeszcze raz, że jeśli chodzi o nawiązania do Indian akurat mnie ten film jak najbardziej mógłby bardzo urazić, jednak nie potraktowałam go na tyle poważnie, by brać to sobie do serca.]
Nie pisałem konkretnie o tobie i ponownie przepraszam, jeśli tak to odebrałaś.
[A jeśli chodzi o sposób przedstawiania dobra i zła w tym filmie, staranność budowy historii czy nakreślenia postaci, to jest to jednak na poziomie, który może być odbierany jako poważna historia przez dzieci. Nastolatki już raczej nie, choć niektóre także. Dorośli, patrząc na to będą raczej widzieć po prostu niewymagającą historię dla przyjemności, będącą jedynie pretekstem do zaprezentowania im pięknego wizualnego widowiska. Nie sądzę, żeby pod względem treści na widzach dorosłych ten film mógł zrobić jakieś wrażenie. Poruszyć do głębi, skłonić do myślenia itd. To jest jednak film stawiający przede wszystkim na wykorzystanie możliwości technicznych współczesnego kina. I w tym sensie trafia do współczesnego człowieka tak jak trafia wszystko, co jest łatwe w odbiorze. Głębsze filmy zawsze trafiają do mniejszej ilości widzów, bo wymagają zrozumienia. Film taki jak "Avatar" może być oglądany i przez dziecko, i przez dorosłego. Jego siła uniwersalności tkwi w jego braku skomplikowania. Rzeczy nieskomplikowane są czytelne dla wszystkich, bo... nie są skomplikowane. W takich produkcjach sama historia nie jest zbyt ważna choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Zauważanie tego, że dany film ma charakter wyłącznie lub głównie rozrywkowy nie jest żadnym zarzutem. A osoby, które mają ochotę na tego typu rozrywkę nie mają powodu do wstydu. Z tymże fani tego filmu, którzy tak zaciekle walczą z osobami, które ich nie atakują, a jedynie stwierdzają, że dla nich ten film nie jest dobrą rozrywką, nie spodobał się - pokazują jedynie, że wstydzą się własnego gustu i zależy im na tym, co myślą o ich guście inni. To niezbyt dojrzałe. Normalna osoba powinna nie mieć problemu z przyznawaniem się do swojego zdania i gustu bez poczucia, że musi się z tego komuś tłumaczyć.]
Moja jedyna uwaga i w sumie, jak sądzę, zasadnicza kość niezgody między nami jest taka, że historie nieskomplikowane niekoniecznie są od razu infantylne. Oczywiście, twoje konkretnie zarzuty są jak najbardziej zasadne.
[Gdybyś jeszcze chciał mnie przekonywać, że coś co wygląda infantylnie nie jest infantylne tylko "wydaje mi się" takim, dlatego że "pokazuje zło i dobro w oczywisty sposób", to napisz to o filmach o Barbie i różowych kucykach. Nie piszę tego złośliwie. Po prostu jeśli faktycznie wierzysz, że to wszystko nie jest infantylne, to napisz to samo o Barbie. Tam też na pewno masz zło i dobro w czystej postaci.]
Zaraz, spokojnie. Twierdzę, że proste historie i czarno-biała moralność NIEKONIECZNIE jest infantylna, a nie że każda taka historia to dojrzała i głęboka opowieść tylko dla dorosłych. :D
Dlaczego? Bo w życiu też zdarzają się czarno-białe sytuacje, a jedną z nich był absurdalnie, niesamowicie, przerażająco brutalny podbój Ameryk przez Europejczyków, do którego Avatar się w oczywisty sposób odnosi. I można teraz uważać, że film nie oddaje sprawiedliwości temu, co się działo przez nienajlepszą konstrukcję scenariusza - co robisz np. ty, a można uważać, że jest kiepski tylko i wyłącznie dlatego, że RDA postępuje źle, co już jest raczej mdłą krytyką, bo tak można by równie dobrze zarzucać nazistom albo konkwistadorom, że postępowali jak komiksowi złoczyńcy i że to nierealne, płytkie, etc.
[Udowodnisz w ten sposób przynajmniej szczerość swoich przekonań, bo w tej chwili Twoje posty wyglądają jak usilne zabiegi, by udowodnić, że jak komuś tego rodzaju rozrywka po prostu się nie podoba, to jest jakiś zgniły moralnie itd. Robisz więcej złego niż dobrego dla fanów "Avatara".]
Nie, nie o to mi chodzi. Krytykowałem bardzo konkretne podejście niektórych widzów, tzn. takie, w którym czują konieczność uprawiania apologetyki wobec RDA, lub gniew z gatunku "no jak to może być, że niebiescy z łukami pokonali ludzi?" - za co cenię ten film, chociaż trochę tak z przymrużeniem oka ;)
[Co do "Listy Schindlera" nadal nie zmusiłam się do jej obejrzenia z tego względu, że choć sam film jest ponoć dobrze zrobiony, to nie podoba mi się takie przekłamywanie historii. Trudno oglądać gloryfikację osoby, która jak wiadomo pomagała wyłącznie wtedy, gdy mogła oczekiwać za to korzyści dla siebie. Gdyby to był film o jakimś Niemcu, który naprawdę pomagał ludziom (choćby przy okazji i tylko częściowo, ale ze szczerych pobudek) lub o postaci fikcyjnej w ten sposób postępującej byłoby ok, ale nie lubię kiedy dany film przedstawia historię sprzeczną z faktami wprowadzając widzów w błąd.]
Obejrzyj ten film :D
Schindler był znany właśnie z tego, że z bezdusznego Niemca, nazisty i byłego pracownika Abwehry, zmienił się w człowieka, który rozdał całą rodzinną fortunę po to, aby ratować ludzi zatrudnionych u niego w fabryce - do tego stopnia, że musiał się po wojnie utrzymywać z datków, bo nie miał już po prostu ani grosza. Moim zdaniem bardzo niesłusznie go scharakteryzowałaś.
@ "Moja jedyna uwaga i w sumie, jak sądzę, zasadnicza kość niezgody między nami jest taka, że historie nieskomplikowane niekoniecznie są od razu infantylne."
I ja się z tym zgadzam. Nie twierdzę, że infantylność "Avatara" wynika z nieskomplikowania. Wyraźnie napisałam, że przede wszystkim chodzi tu o stronę wizualną. Natomiast w dalszej kolejności także i o sposób nakreślenia historii (przykładowo jakieś zachowania w pojedynczych scenach) i w tym dialogi. Nie chodzi o prostotę, a o styl, konstrukcje zdań itp.
@ "Zaraz, spokojnie. Twierdzę, że proste historie i czarno-biała moralność NIEKONIECZNIE jest infantylna, a nie że każda taka historia to dojrzała i głęboka opowieść tylko dla dorosłych. "
Ok, tyle że wracamy do tego, że ja nie twierdziłam, że infantylność "Avatara" zasadza się na jego sposobie ukazywania dobra i zła. To był Twój pomysł. W odpowiedzi na to zaproponowałam byś w podobny sposób spojrzał na Barbie. Według mnie da się tak spojrzeć. Bajki jak te o Barbie na pewno także poruszają jakieś poważne problemy, kwestie dobra i zła. Generalnie rzecz biorąc i filmy dla dzieci, i dla dorosłych potrafią poruszać poważne problemy. To, czy coś odbiera się jako infantylne zależy od całokształtu tego. Może być infantylne tylko pod względem wizualnym, może też mieć infantylną formułę budowania historii, sylwetek postaci itd. Tobie chyba bardziej chodzi o dociekanie czy coś jest naiwne lub prawdopodobne, niż czy jest infantylne.
@ "Nie, nie o to mi chodzi. Krytykowałem bardzo konkretne podejście niektórych widzów, tzn. takie, w którym czują konieczność uprawiania apologetyki wobec RDA, lub gniew z gatunku "no jak to może być, że niebiescy z łukami pokonali ludzi?" - za co cenię ten film, chociaż trochę tak z przymrużeniem oka ;)"
OK, ale w takiej sytuacji nie powinieneś pisać tego wszystkiego jako komentarzy do moich wpisów, bo ja nie pisałam nic na ten temat. W ten sposób dochodzi do nieporozumień.
@ "Schindler był znany właśnie z tego, że z bezdusznego Niemca, nazisty i byłego pracownika Abwehry, zmienił się w człowieka, który rozdał całą rodzinną fortunę po to, aby ratować ludzi zatrudnionych u niego w fabryce - do tego stopnia, że musiał się po wojnie utrzymywać z datków, bo nie miał już po prostu ani grosza. Moim zdaniem bardzo niesłusznie go scharakteryzowałaś."
Po pojawieniu się tego filmu rozpętała się swego rodzaju afera, bo prawdziwy Schindler zaczął "pomagać" w momencie kiedy okazało się, że dobrze się tego rodzaju działalnością zabezpieczyć, by po ewentualnej przegranej Niemców mieć asa w rękawie. Wiele osób było dotkniętych faktem, że z osoby, która zrobiła to, co zrobiła (a zrobiła mniej niż w filmie, bo to także upiększono) jedynie w ramach ratowania własnej skóry, uczyniono działającego bezinteresownie bohatera. To jest faktycznie mocno niesmaczne i w tym problem.
Niestety wiele jest takich sytuacji, że ludzie budują swoją wiedzę na podstawie filmów niby to opartych na faktach. Nie twierdzę, że samo w siebie jest to złe, bo nie byłoby to złe, gdyby właśnie nie te częste przekłamania w filmach. Dlatego uważam, że w takich przypadkach nie powinno się twierdzić, że coś przedstawia prawdziwą historię. Można by ewentualnie zaznaczać, że było inspirowane prawdziwą historią, ale nie że ją przedstawia. Na filmach czasem nawet jest to rozróżnienie między "oparte na faktach", a "inspirowane prawdziwą historią", ale w końcu i tak wszystkie te filmy traktuje się jako oparte na faktach i przedstawiające faktyczne wydarzenia. Wiadomo, że gdyby powstał tego rodzaju film, w którym bohater nie miałby słynnego nazwiska, film zdecydowanie gorzej by się sprzedał. To kwestia zarabiania i tym bardziej właśnie niesmaczna, że to zarabianie na przekłamywaniu historii i wykorzystywaniu tej konkretnej tematyki. Tego typu sytuacje są częste jeśli chodzi o różne filmy niby biograficzne. Kiedy przekłamuje się w ten sposób historię seryjnego mordercy (co jest bardzo częste) to także mi się to nie podoba, ale jednak jest to mniej bolesne niż przekłamywanie historii Schindlera.
Ja tak samo nie rozumiem zachwytu nad tym filmem
Gdyby był taki dobry to by nie zajmował prawie 700 na filmwebie
Poza Efektami wizualnymi nic dobrego w tym filmie nie ma i plus za nowa technikę a po za tym co dobrego jest w tym filmie ???