Minęło już kilka tygodni od premiery. Najważniejsze rekordy box-officowe zostały pobite, Złote Globy zostały zdobyte, a Oscarowe statuetki są na wyciągnięcie ręki, więc z czystym sumieniem i bez większych uprzedzeń mogłem dziś po raz pierwszy obejrzeć w spokoju i ciszy "Avatar Show". Od razu dodam, że zapowiadanej ciszy i spokoju nie uświadczyłem, gdyż ku mojemu zdziwieniu sala w Imaxie na Sadybie o godz. 13 była wypełniona w 70-80%. Wow, poniedziałkowe wczesne południe po kilku tygodniach od premiery robi wrażenie. Przecież jeszcze dobrze pamiętam seans w Kinotece z 2003 roku, gdzie na paszkwilu Terminator 3 była słownie jedna osoba - Ja. A miało to miejsce ze 2 tyg. po premierze.
Przejdźmy do rzeczy czyli do samego "Avatar Show". Zajmuję wygodne miejsce na środku 5 rzędu. Panie, panowie. Panowie, panie. Zaczyna się przedstawienie. Pierwsze sceny nie dają odczucia, że wsiąkamy wewnątrz innej rzeczywistości. Czekając aż akcja nabierze tempa sprawdzam, czy z moim wzrokiem coś nie tak... Obraz ostry, ale napisy się rozmywają. Zdejmuję okulary, a tu napisy w sam raz, ale obraz pikseloza. No cóż, wszystko się zgadza. Jest tak jak czytałem w komentarzach. Wracam do uważnego oglądania. Avatarki zapoznane. Całkiem przyjemne dla oka te nowe niebieskie smerfy. Pierwsza misja. Wychodzimy z bazy. Buzia się śmieje - Jak tu pięknie - Odrzekło moje sfeminizowane alter ego. Chcę tego więcej! Łubu dubu. Zwierzak be, uczymy sie pływać i kolejne "be" kotołaki. Już po mnie. Ale cóż to. Olśniewające piękno nadchodzi z odsieczą. Rach ciach ciach i po sprawie. Pozamiatane.
W tym momencie następne 2h są dla mnie jasne jak tabliczka białej czekolady. Pierwsza myśl. Kompozycja "Planety Małp" z lekką domieszką "Tańczącego z wilkami" stoi przede mną otworem. Oglądamy dalej. Widoki cudne, efekty powalają, fly-ić każdy może. Gęba się wziąż śmieje i śmieje. Skoczne, zwinne i powabne. Chcę być jak oni... Aż tu nagle uśmiech zaczyna słabnąć. Dobre Na'vi być atakowane przez be Ludzie. Albo innymi słowami. Dobre Ludzie być atakowane przez be "Ludzie z Nieba". Mamy teraz film wojenny. Jak to się może skończyć myślę sobie w duchu. Strzały vs Rakiety. The winner is... Oczywiście nie będę zdradzał zakończenia, ale chyba odpowiedź sama się nasuwa na język. Nie może być inaczej.
Show dobiegł końca, więc czas na podsumowanie:
Reklama - 10
Nie ma co ukrywać że Cameron i sk-a to jedyni w swoim rodzaju mistrzowie ceremonii.
Oprawa wizualna - 9
Minus 1 za napisy, które przez cały film mi przeszkadzały i w poźniejszej fazie nie patrzyłem już na nie. Szkoda, że nie zrobili ich w 3D. Ponadto były też pewne niedociągnięcia graficzne, ale całość zapierała dech w piersiach. Najwyższy światowy poziom.
Oprawa dźwiękowa - 8
Przyznam się szczerze, że spodziewałem się więcej. Szału nie ma, ale wysoki poziom był utrzymany przez cały film.
Gra aktorska - 4
Wstyd się przyznać, ale żaden aktor nie zapadł mi w pamięć. Szukałem ciekawej drugoplanowej kreacji aktorskiej. Może Pułkownik? Chyba nie, drugiega Waltza z niego nie będzie. Zakochana w roślinkach Pani Ripley też się jakoś szczególnie nie wykazała. Ostatni typ, czyli latynoska - kierowca bombowca z Zagubionych pozostanie bez oceny. Podobnie jak pierwszoplanowa zakochana niebieska para.
Strona fabularna - 5
Nie będę wredny i przyznam post factum że ciekawa fabuła mogłaby być tylko gwoździem do trumny dla tego filmu. "Avatar Show" ewidentnie jest stworzony do oglądania i słuchania, a nie do szczegółowego zagłębiania się w jego wielowątkowe zakamarki.
Ocena ostateczna: 7
Co do szans na Oscara w kategorii najlepszy film nie będę się konkretnie wypowiadał, gdyż nie widziałem jeszcze wszystkich nominowanych, jedak po seansie przyznam że nie zdziwię się jeśli takową nagrodę otrzyma ów własnie "Avatar Show". Nie widzę jakiejś znaczącej przewagi choćby takich "Bękartów", gdzie filmowo było na pewno lepiej, ale liczy się efekt końcowy, a koło niebieskich ludków nie będę już nigdy przechodził obojętnie :)
Pozdrawiam
Żeby było ciekawiej: w Heliosach 3D, napisy się nie rozmazują, nie męczą oczu, ale też czasami są przesunięte (niezafiksowane na stałe po środku ekranu) w pobliże postaci wypowiadających swoje kwestie, ale nie stojące w centrum sceny. Ciekawe i nawet się sprawdza, bo przesunięcie napisów na boki nie jest zbyt częste, nie nadużywają tego efektu.
Tu akurat czasami można 'zgubić' napisy na chwilkę, jednak zostały umieszczone w miarę inteligentnie, zasłaniając to, co w danej chwili było najmniej ważne. I jednocześnie efekt nie był nadużywany za co chwała producentowi. (z drugiej strony nie twierdze, że samo tłumaczenie było genialne, było parę zgrzytów).
Owszem. Sprawny marketing jest siłą napędową tego filmu, więc trudno byłoby to pominąć przy ostatecznej ocenie, choć nie tej oceny na równi z pozostałymi, a bardziej jako 3/4 wagi pozostałych. Większe gnioty wykreowano na niewiadomo jakie arcydzieło, więc nie jest to powód do ujmy.
ja oglądałem w multikinie, napisy były ok, do tego były ładnie przesunięte by np. nie wbijały się w coś co jest "przed". płk quaritch'owi się pod koniec parę razy na przemowie wbiły (szyja niby bliżej a jednak napisy są za nim - literki na wierzchu jednak i zeza można dostać...) ale ogólnie ok. zresztą w wielu miejscach mówią bardzo wyraźnie (po angilesku, nie po na'vijsku) szczególnie na'vi.
Napisy, napisami. Nie twierdzę, że nie zaważyło to na mojej ocenie, ale tak jak wpomniałem po jakimś czasie przełączyłem się na słuchanie, a oczyma podziwiałem wyłącznie ładne widoczki :)
Nie rozumiem jak można obniżyć ocenę z powodu napisów? Napisów nie robiła ekipa filmowa lecz polska dystrybucja. Napisy angielskie do języka Na'vi są dobrze dopracowane.
Chodzi Ci o polskie napisy, dodane niezależnie od filmu. Nie mogą być więc jego minusem. Oglądając go w oryginale ich nawet nie uświadczysz.
Co do gry aktorskiej jest wg mnie ona na normalnym poziomie - bez rewelacji, ale też nie poniżej oczekiwań.
Jednak te napisy stanowią integralną część "Avatar Show". Bardziej przeszkadzają niż pomagają, a opcji ich wyłączenia nie dostrzegłem. Bubel z napisami rozpatruję w takiej samej kategorii jakbym zakupił markową kurtkę za grube PLN z niedziałającym suwakiem od małej kieszonki. A na co mi ta kieszonka? - pewnie bym powiedział w głębi duszy. Co nie zmienia faktu, że produkt już jest pełnowartościowy. Koniec. Kropka.
Nie rozróżniasz pojęć. :)
Zamek w drogiej kurtce jest jej integralną czescią, dodaną przez producenta, bez niego kurtka jest sprzedawana. Z kolei napisy nie są częścią filmu. Są one dodane po dystrybucji w innym kraju a nie przez producenta. Napisy polskie dodano tu w Polsce a nie w wytwórni w Hollywoodzie. To co piszesz jest absurdem bo np. oceniłbyś o 1 wyżej wersję angielską (oryginalną, bez napisów) puszczaną w USA, Kanadzie, Australii, Nowej Zelandii, Brytanii itp. a niżej wersję polsko-napisową. Napisy są dodawane poza filmem, nie są jego częścią. W każdym kinie się różnią. W Heliosie napisy były całkiem inne niż w Cinema City, więc ile jest tych Avatarów? Niedość że zagraniczne to kilka polskich wersji? A co powiesz o wersji niemieckiej z dubbingiem? Niemcy mają ustawę że każdy zagraniczny film MUSI mieć dubbing. To tam wystawiłbyś o 2 mniej? Słyszałąc głosy Heinricha i Helgi zamiast Worhingtona i Soldany też film traci?
Czy Ojciec Chrzestny z napisami by stracił?
Jednak suwak może być doszyty do kurtki dopiero w kraju przeznaczenia do sprzedaży co znowu zrównałoby obie sytuacje. Nie ma sensu dywagować. Filmu raczej drugi raz nie obejrzę, żeby poczuć różnice w jakości napisów, więc moja ocena końcowa nie wzrośnie o 0,2.
Można iść o krok dalej w tym co napisałeś. Jaki jest sens oceniać dany film jeżeli każda wersja jest inna? Czy to jeśli chodzi o wszelkie różnice wynikające z miejsca gdzie film jest dystrybuowany, czy z racji tego że ściągamy z sieci marnego screenera, czy ze względu na wersję przez nas obejrzaną zwykła/reżyserska (vide "Łowca Androidów").
uxs: "obnize ocene filmu bo napisy były nie tak" - brawo - jakby film był z lektorem też bys obniżył ocene bo ma zły głos?
Akurat lektor to większy problem (potrafi często spieprzyć nastrój itp. całe szczęście, że teraz idzie się raczej w stronę napisów), jeśli ktoś zna angielski to może na napisy nie zwracać uwagi. Ale był, nie było na subiektywny odbiór filmu coś takiego może wpłynąć, a że recenzja to nic innego jak subiektywna opinia to uważam, że nic złego uxs nie popełnił.
Tylko u nas. Na zachodzie raczej stosuje się dubbing. Ostatnio trafiłem na trailer Avatara po francusku. Zero emocji :|
Z dwóch opcji (nie mogę napisać z dwojga złego, bo angielska wersja mi całkowicie pasuje, jestem w stanie ją zrozumieć, ale wyprzedzam własny tok myślenia ;P) wolę oglądać oryginał, niż spieprzoną polonizację... Czy to na poziomie tłumaczenia, czy samego dubbingu. Z drugiej strony trzeba zauważyć, że trafiają się czasami perełki, które na długo zapadają w pamięć (w moim wypadku to Asterix i Obelix: Misja Kleopatra, wg mnie tłumaczenie było wykonane mistrzowsko [żartobliwe aluzje do spraw, które są charakterystyczna dla naszego kraju] a co do dubbingu się nie wypowiadam bo się nie znam ale mi pasowało; i Shrek [tutaj również tłumaczenie było bardzo fajne], tyle pamiętam).
ale nie można porównywać dubbungu z takimi nazwiskami jak fronczewski, stuhr itp z dubbingiem harrego pottera... chociaż jak ma zakon feniksa na dvd i mogę wybrać (i tak oglądam dźwięk angielski i napisy english) i porównam /emocjami/ z trailerem np. niemieckim avatara to i tak lepsze... zero emocji! najgorsze co może spotkać wypowiedzi w filmie
Co wam tak zależy? 7/10 a 8/10 nie ma większej różnicy. Każdy ma swoje kryteria oceniania.
Różnica jest między 7,2/10 a 7,4/10 ze względu na napisy, więc i tak 8 by nie było :)
http://www.youtube.com/watch?v=EzETGqZN6dU
porównaj quaritcha "your not in kansas anymore... yur on - pandora." z tym "sie sind nicht mehr in kansas... sie sind auf pandora..." i zobacz czy odjąłbyś więcej punktów...
i ja za doskonale zrobione napisy dodałbym punkt bo były w multikinie zrobione bardzo dobrze i zupełnie nie przeszkadzały.