W swoim życiu obejrzałem sporo filmów. Jednak na prawdę niewiele razy zdarzyło mi się siedzieć zamurowanym po świetnym seansie. Avatar jednak opuściłem po ostatnim dialogu.
Na Avatar wybrałem się spontanicznie i samemu. Słyszałem wiele pozytywów pod jego adresem, więc chciałem wyrobić sobie własne zdanie. Z efektem filmów 3D byłem zaznajomiony, więc wiedziałem mniej więcej czego mogę się spodziewać.
W tym miejscu muszę pochwalić twórców tego obrazu. Od strony technicznej jest to absolutne cudo. Wykreowany, trójwymiarowy, nieco bajkowy świat w połączeniu z klimatyczną muzyką na prawdę nie urzekł. Muszę też przyznać, że ostateczne sceny bitwy to majstersztyk. Widziałem jak ludzie w kinie podrywają się z leżanek i zbliżali twarze w stronę ekranu. Film niemal dosłownie wciągał.
Obawiam się jednak, że po odarciu tego filmu ze znakomitych efektów, pozostaje jednak płytka fabuła ze słabo zarysowanymi postaciami; wyjątek może stanowić postać generała, który jest dość charyzmatyczny.
Moja ocena to mocne 8/10. Film w pewnym sensie rewolucyjny, bo wyznacza granicę między kinem konwencjonalnym a 3D na dużą skalę. Czemu nie 10/10? Już wcześniej o tym wspomniałem. Nadaje się on tak na prawdę jedynie do kina 3D. W innym wypadku traci swoje jedyne atuty.
Pamiętam jak obejrzałem kiedyś Ojca Chrzestnego na swoim siedemnastocalowym monitorku. Klimat, postacie, muzyka i... zero efektów, a film - genialny.