Tak czytam te wszystkie nasze posty i nasuwa mi się jedna generalna refleksja, czy chcemy tego, czy nie, film jest sukcesem: poszło na niego wielu ludzi i nikogo nie pozostawia obojętnym - jedni się w nim zakochali, innych, jak np. mnie i snoopy'ego zniesmaczył, a najgorsze dla reżysera to brak zainteresowania i obojętność. Ludzie - przecież we współczesnym kinie hollywódzkim chodzi właśnie o tę wrzawę i masowość. To ma się dobrze sprzedać i tak się też stało. W tym sensie film się też wpisuje doskonale w nurt wszystkich megaprodukcji, jak kolejne części Gwiezdnych Wojen, Matrixów, Władców Pierścieni itd. Taki już jest Hollywood i chyba nie należy po takich filmach oczekiwać skomplikowanych wykładów filozoficznych, głębi rysunku postaci oraz bardziej naukowego podejścia do zagadnienia (wszystkie hollywódzkie megaprodukcje sf, są dla mnie bardziej fiction niż science, gdyż nagromadzenie naukowych niedorzeczności jest tutaj wręcz niewyobrażalne). Mnie osobiście takie kino się nie podoba, bo wolę kameralne, psychologiczne filmy europejskie, ale zapewne 90 procent odbiorców przypadnie ono do gustu.