Przed chwilą obejrzałem trailer i wynika z niego, że fabuła Avatara będzie prawdopodobnie bardzo wtórna, tzn. jest pewien mężczyzna któremu się nie wiedzie, dostaje szansę w której musi z kimś walczyć, w połowie filmu dochodzi do wniosku, że wróg wcale nie jest taki zły - oczywiście katalizatorem zmiany myślenia jest przedstawicielka płci pięknej - wróg, w której się zakochuje - ostatecznie nasz bohater przechodzi więc na drugą stronę i bierze udział w ostatecznym starciu w którym ginie on/ona/ktoś inny, ale równie ważny.
No właśnie, czy nie macie wrażenia, że to już widzieliście i to wiele razy? Proponuję założyć wątek z wypisywaniem filmów o identycznym schemacie fabuły. Ja proponuję:
Tańczący z wilkami - on ma bronić terytorium przed Indianami, poznaje ich, dochodzi, że są "fajni", zakochuje się w kobiecie z plemiona, przechodzi na ich stronę.
Matrix - on żyje w matriksie, poznaje drugą stronę, zakochuje się w rebeliantce, przechodzi na drugą stronę, walczy z matriksem.
Dziesięć przykazań - on żyje jak książę, po czym okazuje się, że to Żyd.
99% filmów, zwłaszcza tych mainstreamowych, można rozłożyć na ciągle powtarzane klocki i schematy. Można się w to bawić w ramach jakichś filmowych wprawek, bo innego sensu nie widzę.
Gdyby to był piękny remake "tańczącego z wilkami", zrzynającego fabułę tego filmu w 100% NIKT by nawet nie pisnął słówkiem, że to jest jakieś powielanie.
Film jako całość, to coś czego nikt jeszcze nigdy wcześniej nie widział. Wystarczy zobaczyć kilka obrazków by móc docenić niesamowitą oryginalność - ale nie, ludzie wolą na siłę jednemu z najbardziej oryginalnych tworów tej dekady doczepiać plakietkę "zrzynane"
Powstaje spider-man 4 - wszyscy happy, nikt nie narzeka, że to zrzynanie z komiksu, ani co gorsza, powtarzany 100000000x motyw superbohatera walczącego ze złem.
Wychodzi kolejny batman - to samo (no dobra, tutaj TDK pokazał to w oryginalny sposób, ale jednak to ciągle Batman, a motyw niedocenianego dobra to też żadna nowość!)
Powstaje kolejny film o wampirach albo wilkołakach - znowu nikt nie narzeka.
Rambo 5 - znów wszyscy czekają na to samo po raz 5.
Nie mówiąc tutaj o tysiącach filmów, które nie dotyczą żadnej serii, ale fabuły mają przerabiane miliony razy - wszelkie filmy o gliniarzach, wirusach, biedzie, miłości itp.
Avatar to przy tym rarytas.
Cameron tworzy film, dla którego powstaje tyle nowej technologii, co dla wszystkim filmów świata w ciągu całej dekady. Oczywiście wszyscy wolą narzekać na wtórność.
Zadanie dla tymona: wymień 5 filmów, w których:
- ludzkość przeprowadza inwazję innej planety i ich mieszkańców.
- niektórzy ludzie przechodzą na stronę ufoludków, by walczyć przeciwko ludzkości
- niektórzy korzystają z zastępczych ciał wyglądających jak te ufoludki
- smerfy z kocimi uszami, oczami i nosami walczą w obronie swej planety
powodzenia!
Oh, ale czy to właśnie nie jest marnotrawstwo, gdy wydaje się tyle na film, angażuje się tyle ludzi i technologii, po to by powstała piękna, ale jednak pusta w środku wydmuszka?
Gdy słyszy się tyle o 'Avatarze" myśli się: to pewnie będzie film przełomowy pod każdym względem, potem ogląda się trailer i.. niestety widzi się klapę. Bo jakby obedrzeć trailer z efektów specjalnych, to widzi się film niestety pretendujący to specjalnej złotej maliny roku.
Co do filmów, które wymieniłeś: spiderman, batman (w tym bardzo przereklamowany i po prostu kiepski tdk) - to także bardzo słabe i wtóre filmy. (Choć spidermana obejrzałem tylko pierwszą część, po której z zażenowaniem wychodziłem z kina)
Co do mojego zadania: ponieważ nie znam się na kinie sf, więc nie wymienię żadnego tytułu, jednakże podejrzewam, że do pierwszych 3 punktów pasowało by wiele filmów. Czwarty punkt jest niesprawiedliwy, ponieważ mówi o tym, że dwa filmy mają odmienną fabułę nawet wtedy, gdy różnią się mało istotnymi szczegółami. Równie dobrze mogłeś napisać: znajdź 5 filmów w których główny bohater nazywa się Neo.
Niestety ale mylisz się i to bardzo. Avatar nie jest pierwszym filmem, który wykorzystuje filmowe archetypy. Tańczący z wilkami też powielał ten schemat, który pojawiał się już wielokrotnie wcześniej, a i tak był filmem dobrym. Na jakiej podstawie niby zakładasz, że w identycznej sytuacji i korzystając z tych samych klocków Avatar dobrym filmem być nie może?
A gdyby do tej pory Tańczący nie istniał i wchodził do kin właśnie w tym roku, to rozumiem, że pisał byś teraz to samo o nim, tak? Że po trailerze mamy znowu wałkowaną w kółko historię itd.
Inna rzecz - mam wrażenie, że to nie jest film w "twoim typie". Jaki więc jest cel twoich wypowiedzi? Będąc, jak się domyślam, wytrawnym kinomanem (bez ironii) powinieneś wiedzieć, że nawet w nielubianych przez siebie gatunkach są filmy dobre i złe, choćbyś i tych dobrych nie chciał oglądać.
I och, ale "pusta w środku wydmuszka" to wiesz czym jest;)
Powiem więcej, skoro jest tak bardzo wtórna, to podaj tak bardzo dużo tych przykładów:) Swoją drogą, przykład z Matrixem jest totalnie nietrafiony. Przy tak szerokiej interpretacji każdy film będzie podobny do każdego, np. Bękarty wojny są podobne do Avatara, bo jest tam jeden Niemiec, który walczy po stronie Bękartów, albo np. jakaś Luz Maria jest podobna do Avatara, bo najpierw kochała bogatego Antonio, a później bardziej pokochała biednego Fabio. Hell, nawet z Robin Hooda zżyna Avatar (i to bezczelnie), w końcu był tam szlachcic, który później poznaje (uwaga) ludzi lasu i razem z nimi występuje przeciwko byłym "swoim". Występuje tam nawet koń.