Niedawno wróciłem z kina, film był naprawdę niesamowity, lecz nie do końca zrozumiałem jego zakończenie. Czy główny bohater umarł ?
Jeśli dobrze pamiętam, to w ostatnim ujęciu, główny bohater (w ciele avatara) budzi się. Więc chyba nie umarł ;)
Magiczne drzewko przeniosło duszę człowieka do ciała awatara, czyli bohater przeżył – opuścił swoje ludzkie ciało, ale żył dalej jako Na’vi. Przecież zakończenie jest banalne, jak zresztą cały ten słabiuteńki film.
Cameron w życiu niezrobiłby "słabiuteńkiego filmu" więc niema co na ten temat nawet gadac. pozatym to zakończenie wyglądało na jakies dziwne. czemu Na'vi uśmiercili Jake'a (jego prawdziwe ciało) skoro przecież Neytiri go przedtem uratowała, tylko poto żeby przenieśc jego umysł do Avatara. przecież sam Jake to umiał robic a co najlepsze miał obydwa ciała do dyspozycji. z końcówki niestety można wywnioskowac że teraz tylko jedno i w dodatku nie swoje.
Powiedz czy ludziom opłacało się trzymać Jake cały czas w tych komorach. A poza tym on tego chciał.
"Everything is backwords now, like out there is the true world and in here is the dream". Jake pożegnał się z dotychczasowym życiem (ostatnie nagranie) ponieważ nie chciał już wracać do tamtego szarego świata. Gdyby go nie przemienili w Na'vi musiałby co noc zmagać się z kalectwem, miał już tego dosyć. Poza tym musiałby mieć oko na ten kontener żeby nikt go znów nie odłączył (maszyna też może nawalić, to tylko głupi sprzęt).
Dodatkowo musiałby prowadzić 2 życia. Wszelkie potrzeby fizjologiczne itp 2 ciałach. Trochę nie praktyczne rozwiązanie.
Bez stałego przeniesienia musiałby czas snu "Avatara" siedzieć w masce w tej rozwalonej bazie. Po co? Co by robił i jadł?
Ponieważ był uzależniony od maszyny, poza tym "stare ciało" było ograniczone z powodu braku czucia w nogach
Cameron w życiu niezrobiłby "słabiuteńkiego filmu" więc niema co na ten temat nawet gadac.
No popatrz, a jednak! „Avatar” to słabiuteńki i naiwny filmik ze schematyczną i przewidywalną fabułą, wytartym już morałem na temat niszczenia Ziemi i tonami patosu, od którego się rzygać chce. Aż żal i wstyd, że koleś odpowiedzialny za „Terminatora” czy kontynuację „Obcego” wypuszcza taki bubel, w którym stawia się tylko na efekty. Które, swoją drogą, nie każdego porwą – kompletnie nie porwał mnie trójwymiar, zakończenie znałem po przeczytaniu samego opisu, a w dodatku cholernie się wynudziłem, bo film trwał co najmniej godzinę za długo. Dla mnie „Avatar” to jest cienki jak sik pająka – nie dość, że zmarnowałem nań dwadzieścia pięć złotych, to jeszcze mam teraz trzygodzinną dziurę w życiorysie.
Shadow nie był z pewnością z kinie. Zakładam, że oglądał pirata, na którym Cameron zrobił taki myk, że napis Avatar pokazuje się, gdy Jake nadal ma zamknięte oczy.
EOT.
Tak, tak, w wersji kinowej jest pokazane jak avatar jake'a otwiera oczy i
się budzi, ja byłem na wersji 3d, a teraz ściągłem kinówkę, i tam jest
właśnie tak, że zanim otworzy oczy, robi się czarny ekran i napis avatar...