mam takie pytanie do antyfanów... (nie, nie trolli! trolle mogą odejść... i ci, którzy filmu nie widzieli, jak np. "GeorgeBushMojIdol")
co Wam się w avatarze nie podobało? oprócz fabuły, bo o fabule było pisane już bardzo dużo... efekty? muzyka? zdjęcia? co?
chciałbym tu rozkręcić solidną, inteligentną i sensowną dyskusję... serdecznie zapraszam tu fanów (nie, nie fanatyków... xD) i ludzi typu Gavron, którym się ów film nie podobał (chyba) a nie dali 1/10...
nie chcę tu bluzgów ani obrzucania błotem filmu/dyskutantów. chcę dyskusji z argumentami. sensownymi. co wam się nie podobało?
W tym filmie trzeba dostrzec tzw. "duszę". Może się ona składać np. z klimatu, muzyki i ogólnie z wszystkiego.
Jak można zauważyć to zakładam, że z 85% forumowiczów, którzy widzieli Avatara to fani z 5% uważa, że świetny film, ale nic poza tym, a reszta to anty fani (czyt. fani Ojca Chrzestnego itp.). Pozdrawiam.
Nie wiem czy bezpośrednio antyfanów się zaliczam, ale na pewno bardzo krytycznie wypowiadałem się na temat Avatara. Co mi się nie podobało? Po pierwsze cały szum w okół filmu, PR zrobiło swoje. Zasada była prosta - zrobić jak największy szum, ludzie sami przyjdą. I tak też się stało, jakby na każdym kroku nie afiszowali się, jakie to super/mega dzieło sztuki w świecie S-F zrobią to bym może mógł ścierpieć jakoś. Co do filmu, to kompletnie nie kupiłem tego świata, śmiech mnie ogarniał wewnętrzny jak tylko widziałem niektóre sceny, można było fabułę wprzód na jakieś 20-30 min przewidzieć. Również brak charyzmatycznej postaci, z którą w jakikolwiek sposób mógłbym się zidentyfikować. Z Samem jest ten sam kłopot, co nie tak dawno z Bale'm, do każdej superprodukcji go obsadzają, przez co robi się taki nijaki w swoich kreacjach, tym samym myśląc, że już zupełnie nie będzie musiał nic robić - błąd panie Worthington. Kolejny zarzut poniekąd łączy się z całym szumem wokół filmu.
Avatar powinien być wzorowym modelem naszych czasów spod znaku komercjalizacji. Fabuła spłycona do minimum, jest jedynie pretekstem do tego, by na ekranie działy się fajerwerki i feeria barw pandorskiej dziczy. Fani mnie zjadą i zaraz napiszą:
- "Ale jak to? Przesłanie jest takie głębokie, EKOLOGICZNE... bla bla bla "
Otóż nie jest, jedynym sensem stworzenia tego filmu było nabicia sakwy pana Cameroona, którego ceniłem jako jednego z najlepszych w swoim fachu, no aż do czasu projekcji Avatara.
Naprawde zachwycacie się fabuła proekologiczną? Tak bardzo wasze życie film odmienił? To ja podam wam inny tytuł, równie monumentalny jeśli chodzi o wykonanie, prawdziwym, nieudawanym klimacie i dosadnym przesłaniem - Mononoke Hime - Czyli księżniczka Mononoke. Pozwolę jeszcze sobie przetoczyć tą produkcję japońskiej animacji, gdyż ma z Avatarem wiele wspólnego, jednak o ironio, jest o niebo lepszym filmem od omawianego superhiciora.
W przeciwieńśtwie do Avatara, tam świat nie jest czarno-biały, nie ma złych i dobrych ludzi, daje nam to anime refleksje, co ja zobaczyłem w awatarze, sieczkę i to średnio udaną pod względem logiki, o efektach, reżyserii, nic póki co nie pisałem zostawię sobie to na koniec.
Z grubsza, to są główne rzeczy, które moim zdaniem dyskwalifikują Avatara z grona najlepszych filmów w historii (przetoczę po przecinkach, dla tych co nie chce im się całości czytać i dodam tylko co najwyżej nowe ogólniki):
Na minus:
- Mdłe postacie.
- Plastikowa wyobraźnia Cameroona.
- Brak prawdziwego klimatu
- Na wskroś przewidywalny.
- Muzyka - Ja osobiście nie odczułem, wychwalanej tutaj muzyki, może była, ale nie odegrała w filmie większego znaczenia.
Film ratuje oprawa wizualna - napakowana efektami jest do szpiku kości, która przyznam wciągnęła mnie, nie nudziłem się podczas projekcji, a zważywszy brak fabuły to jest coś, mimo świadomości, że ten film nic sobą nie reprezentuje, to czułem się jak przy odjazdowej gierce wideo.
O ile jak widać potrafię docenić dobre i złe strony filmu, tak nie mogę przeżyć jednego - bezmózgiej masy pseudofanów/fanek z niebieskimi avatarami w awatarach - swoisty paradoks. Ile razy przejrzę jakiś temat, który jest krytyczny w stosunku do Avatara, to zjawi się jakiś oszołom, który na siłę będzie próbował przekonać kogoś innego, że ten film jest arcydziełem, BO ON TAK MÓWI, i zapewne to samo słyszał w mediach. od swoich kolegów, lub po prostu, lubi bez mózgowe papki rodem z JuEsEj.
Jestem szczerym antyfanem tej całej masy dzieciarni, która została wyprana z jakichkolwiek uczuć wyższych, głosząca, że podoba im się niebieska postać komputerowa, ot przedstawię teraz małą dygresję: będąc u znajomego (typowego nolife'a) kumpla graliśmy w Residenta 5, ślinił się do niej jak jeż do szczotki, a po pokazaniu koleżanek, z która mógłby się umówić na NK, nie reagował zbytnio ochoczo. Myślę, że to oddaje sedno problemu.
Avatara obiektywnie oceniając oceniłem na 7, ze względu na reżyserię, zdjęcia i efekty specjalne. W tej kategorii jest niezrównany.
Na koniec pragnę dodać, że Avatar jest arcydziełem, ustanowił nowe standardy, ale jedynie w komercjalizacji kinematografii, a co zatym idzie, coraz sprawniejszym wypaczaniu ludzi z samodzielnej inteligencji.
i o to mi chodziło. dziękuję. bez opluwania i jechania z 1/10 (lub 2/10 - taki prezent pod choinkę (sic!) ). dobra "recenzja"...
no to tak: owa komercjalizacja i reklama.
bez reklamy nie przeżyjesz. nikt by nie poszedł na avatara, gdyby o nim nic nie wiedział. ale się zgodzę. "jakby na każdym kroku nie afiszowali się, jakie to super/mega dzieło sztuki w świecie S-F zrobią to bym może mógł ścierpieć" - prawda. mi wystarczył trailer na stronce, który sobie ściągnąłem i mogę w każdej chwili obejrzeć - w bardzo dobrej jakości itp. ja wielu reklam nie uświadczyłem, słyszałem parę razy że to rewolucja ale mnie takie rzeczy raczej nie obchodza - zobaczyłem trailer, pomyślałem żę fajny filmik i polazłem na 2d. spodobał mi się, byłem więcej niż 2 razy (moja kasa i nic innym do tego) również w 3d.
przesłanie.
no z tą ekologią to nie przesadzasz, bo mówić "tak, ekologia, ekologia, dbać o środowisko!" jest łatwo, robić trudniej. natomiast mniejszy jest moim zdaniem przekaz o ekologii lecz o człowieku i pieniądzach - tak, wiem, pocahontas, podbijanie indian itd. ale do mnie trafiło to mocno (w sumie mam 15 lat i pocahontas ani titanica nie oglądałem xD). spodobał mi się jakiś text, ktoś zacytował i brzmnieło to mniej więcej "gdy zetnie się ostatnie drzewo, gdy zatruje ostatnią rzeke i zginie ostatnia ryba, człowiek odkryje, że nie można jeść pieniędzy"... i moim zdaniem to jest główne przesłanie filmu, nie ekologia.
muzyka - nie jest nachalna, jestem zachwycony 1. sceną jak jake ląduje na pandorze wymieszane z retrospekcją... i tam muzyka jest dobra. w reszcie filmu pasuje, nie jest zła - ale jakaś superhipergenialna też. bez przesadyzmu.
klimat - no, tutaj to już osobiste odczucia, ja poczułem.
plastikowa wyobr. camerona - chodzi Ci o to, że świat jest sztuczny czy niedokładnie opisany? może trochę sztuczny jest, to nie ziemia. ale przecież jest BARDZO bogaty. ale tez był juz inny wątek, zostawmy to (jeszcze tylko dodam że cameron zrobił utopię - bo takie było jego zamierzenie)...
przewidywalny - ja po trailerze wiedziałem jak się skończy (no dobra, takich rzeczy jak to czy ney zginie poswięcając się to nie było wiadomo...) ale nie przeszkodziło mi to w "rozkoszowaniu się" światem pandory. nie myslałem o tym: "ciekawe co teraz będzie - nie no, przeciez wiadomo...!" .
postacie - są przerysowane, ale tak jak film jest czarno-biały (zło i dobro). w wiedźminie o tym czy coś jest dobre decyduje tylko czytelnik, bo geralt sam ma trudności i zastanawia się co było dobre... ale bez dygresji. są przerysowane, to prawda, ale nijaki jest tylko jake (ney na pewno nie!) ale tez nie do konca. gdy po pierwszej "zabawie" z avatarem albo w nocy patrzy na swoje nogi... ale reszta, jak colonel, gdy sobie taki zadowolony popija kawę (chyba kawę) przy rozwalaniu hometree, czy ten szef (imię zapomniałem) opowiada przy tej mapce o złozu unobtanium (czy jakoś tak) itp itd.
oprawa wizualna - nawet ci co dają 1/10 nie moga powiedziec ze film brzydki.
"bezmózgiej masy pseudofanów/fanek z niebieskimi avatarami w awatarach - swoisty paradoks. Ile razy przejrzę jakiś temat, który jest krytyczny w stosunku do Avatara, to zjawi się jakiś oszołom, który na siłę będzie próbował przekonać kogoś innego, że ten film jest arcydziełem, BO ON TAK MÓWI, i zapewne to samo słyszał w mediach. od swoich kolegów, lub po prostu, lubi bez mózgowe papki rodem z JuEsEj. Jestem szczerym antyfanem tej całej masy dzieciarni, która została wyprana z jakichkolwiek uczuć wyższych, głosząca, że podoba im się niebieska postać komputerowa" - prawda, ja tez. ale neytiri i mi się podoba. (nie chodzi tutaj o seks...) debile które mówią że coś jest dobre bo oni tak mówią - i fani, i antyfani.
rezyseria zdjęcia itp - są dobre, sam powiedziałeś...
ja dałem 9/10. i nie uwazam ze wypacza ludzi z inteligencji. ci, którzy ją mają, nie zostaną wypaczeni przez taki film, a reszta która juz nie ma... wiadomo. i dziękuję za odpowiedz. z konkretami.
pozdrawiam
OK. Rozumiem Cię, to Twoje subiektywne odczucie. Pozwól że napiszę swoje odczucia w związku z Twoim tekstem.
''Co do filmu, to kompletnie nie kupiłem tego świata, śmiech mnie ogarniał wewnętrzny jak tylko widziałem niektóre sceny, można było fabułę wprzód na jakieś 20-30 min przewidzieć.''
Nie kupiłeś, nie spodobał Ci się, jednak dla mnie zupełnie odwrotnie. Ten świat miał klimat, którego nie czułem na widowiskowym filmie w kinie prawie 2 lata.
Fabuła była prosta, ale taka od początku miała być. Dało się przewidzieć ogólny zarys - zyska zaufanie wroga, zakocha się, będzie miał dylemat czy dobrze robi, zdradzi, będzie bitwa itp. jednak nie było wiadomo tego co się wydarzy za chwilę bądź innych wątków poza głównym. Tyle ile można było przewidzieć wiadomo było już z trailera.
''Z Samem jest ten sam kłopot, co nie tak dawno z Bale'm, do każdej superprodukcji go obsadzają, przez co robi się taki nijaki w swoich kreacjach''
Nie widzę tego na minus. Zawsze jest zajawka na pewnych aktorów przed Bale'm np. Johny Depp, Tom Cruise. Za rok przyjdzie kolej na kogoś innego. Gdy Bale pojawiał się tak czesto w filmach obejrzałem z nim naprawdę parę przyzwoitych kreacji.
''Avatar powinien być wzorowym modelem naszych czasów spod znaku komercjalizacji. Fabuła spłycona do minimum, jest jedynie pretekstem do tego, by na ekranie działy się fajerwerki i feeria barw pandorskiej dziczy.''
Fabuła jest taka a nie inna bo to kino rozrywkowe. Wg mnie się mylisz, filmami by działały fajerwerki były 2012, Transformers, G.I.Joe itp. Tam fabuły były jeszcze prostsze, zero zaskoczenia, a schemat jak w produkcjach telewizyjnych o niskim budżecie. Cameron chciał zrobić kino rozrywkowe wgniatające widza w fotel. Avatar nie powinien być filmem spod znaku komercjalizacji, bo jest to niemożliwe z paru względów. Musiałby ten film wyglądać całkowicie inaczej tzn. mieć inną fabułę, bohaterów, miejsce zdarzeń itp. Szczerze mówiąc to byłeś naiwny widząc trailer, zapowiedzi, wiedząc gdzie będzie się działa akcja. Po tym jak w połowie listopada zobaczyłem pierwszy raz trailer na 2012 nie przeszło mi nawet przez myśl że ma to być coś o czym piszesz. Było jak wół pokazane że będzie to wielkie widowisko z masą efektów specjalnych zapewniające czystą rozrywkę. Było tylko jedno pytanie: czy zostanie przedstawione estetycznie (jak Władca Pierścieni) czy niechlujnie (jak wspominane 2012). Niczego więcej nie można było się spodziewać.
''Przesłanie jest takie głębokie, EKOLOGICZNE... bla bla bla "
Otóż nie jest, jedynym sensem stworzenia tego filmu było nabicia sakwy pana Cameroona, którego ceniłem jako jednego z najlepszych w swoim fachu, no aż do czasu projekcji Avatara.''
Przesłań jest trochę więcej bo wg mnie bardziej widoczne od tego ekologicznego jest antywojenne i antykolonialne. Racja, wiadomo przecież było że reżyser tego formatu wypuści film dla olbrzymich dochodów. Czy Spielberg, Jackson i inni mu porównywalni po swoich produkcjach zaczęli kręcić niszowe bądź adresowane do wąskich grup filmy? Nie przypominam sobie. A jak było z Titanicem? Dokładnie tak samo, film równie dochodowy i reklamowany a był bez żadnego przesłania, z jeszcze prostszą przewidywalną historią miłosną niż w Avatarze. Było wiadomo że bohaterowie się zakochają a potem katastrofa. Mimo to film odniósł sukces właśnie dlatego że każdy szedł do kina. Dla mnie była to zwykła historia miłosna oprawiona w film katastroficzny, która zrobiła na mnie średnie wrażenie mimo że cała klasa się nim jarała. Obejrzałem raz i mi wystarczyło do dziś. Też bohaterowie byli czarno-biali, biedny dobry chłopak i bogata dobra dziewczyna. Czy ceniłeś go po Titanicu a teraz nie? Wg mnie Titanic nie ma nic czego nie miałby Avatar.
''Naprawde zachwycacie się fabuła proekologiczną? Tak bardzo wasze życie film odmienił? ''
Nie chodzi o fabułę, lecz nastrój i klimat jaki ten film wniósł w kinie. Jak już pisałem to film czysto rozrywkowy i zapewnia ją na najwyższym poziomie - wciąga, interesuje, zachwyca na tyle, że przez 2,5 h można nie odrywać oczu od ekranu i się mocno wczuć. Nie odmienił życia, nie sprawił ze jest lepsze, ale dostarczył radości w weekendowy wieczór, szczególnie teraz kiedy jest zimno, ciemno i szlag człowieka trafia kiedy po pracy musi stać w korkach a potem co godzinę odśnieżać podwórko. Przyjemnie otworzyć zimną colę i zrelaksować się przed filmem. :)
''- Mdłe postacie.
- Plastikowa wyobraźnia Cameroona.
- Brak prawdziwego klimatu
- Na wskroś przewidywalny.
- Muzyka - Ja osobiście nie odczułem, wychwalanej tutaj muzyki, może była, ale nie odegrała w filmie większego znaczenia. ''
Rozumiem, że to Twoje indywidualne minusy i nie bierzesz ich w kategorii ogólnej. :) Moje indywidualne odczucia o tym są inne:
Postacie Neytiri i pułkownik są bardzo wyraziste.
Klimat jest i to wspaniały, po obejrzeniu nasuwa się zdanie: śliczny film. Przewidywalny, ale to było wiadomo po obejrzeniu trailera. Nie nastawiałem się na fabułę z wieloma zawiłymi wątkami. Muzykę odczułem, ale to kwestia gustu bo nieważne jak wielkim znawcą muzyki się jest to upodobania są różne. Gdyby muzyka w filmie była np. techno, to jakkolwiek dobra wg znawców tego gatunku do mnie by nie przemówiła, bo nie jest to mój gust. Akurat typ muzyki z Avatara lubię i ucho ją wyraźnie czuło co budowało wiele scen.
''Film ratuje oprawa wizualna - napakowana efektami jest do szpiku kości, która przyznam wciągnęła mnie, nie nudziłem się podczas projekcji, a zważywszy brak fabuły to jest coś, mimo świadomości, że ten film nic sobą nie reprezentuje, to czułem się jak przy odjazdowej gierce wideo.''
To samo czułem na Transformers. Czułem właśnie jakbym oglądał niezłe intro do gry. Chwilowy zachwyt efektami i nic więcej, bo fabuła tam była prosta a niektóre wątki bez wyczucia. Z kolei w Avatarze doceniłem znacznie więcej niż na tamtym filmie. Ogólnie to filmów efekciarskich, które mnie zachwyciły i czułem że to coś więcej niż paczka fajerwerków jest mniej niż palców u jednej ręki.
''nie mogę przeżyć jednego - bezmózgiej masy pseudofanów/fanek z niebieskimi avatarami w awatarach - swoisty paradoks. Ile razy przejrzę jakiś temat, który jest krytyczny w stosunku do Avatara, to zjawi się jakiś oszołom, który na siłę będzie próbował przekonać kogoś innego, że ten film jest arcydziełem, BO ON TAK MÓWI, i zapewne to samo słyszał w mediach. od swoich kolegów, lub po prostu, lubi bez mózgowe papki rodem z JuEsEj.''
Trzeba się przyzwyczaić. To samo było po premierze trylogii Władcy Pierścieni. Takie są prawa marketingu. Fanów będzie przybywać póki film jest w kinach, a potem sprzedaż różnych gadżetów itp.
Zauważ że tak samo jak dużo fanów jest wielu antyfanów, którzy na siłę przekonują że film to gniot, BO ON TAK MÓWI. W tematach gdzie ktoś potępia Avatara pojawia się grupa fanów broniąca go, a w tematach gdzie ktoś wychwala Avatara pojawia się grupa trolli wyśmiewająca go, a potem dochodzi do wzajemnych kłótni, obrażania i bluzgania na siebie.
Mnie bardziej irytuje ta druga grupa, bo wielu z nich z nudy zaczyna temat od 1/10, pisze arogancko, używa odpowiednich epitetów licząc na zaczepkę.
''Na koniec pragnę dodać, że Avatar jest arcydziełem, ustanowił nowe standardy, ale jedynie w komercjalizacji kinematografii, a co zatym idzie, coraz sprawniejszym wypaczaniu ludzi z samodzielnej inteligencji.''
Ja bym takim arcydziełem nazwał 2012 bo film był mocniej przereklamowany. Wszędzie widziałem plakaty i jakieś śmieszne nalepki na 5 miesięcy przed filmem. O Avatarze usłyszałem pierwszy raz w połowie listopada, ponad miesiąc przed premierą.
Avatar jest arcydziełem jeśli chodzi o efekty specjalne, postacie wygenerowane komputerowo, animacje i 3d. Nie przypominam sobie bym pod tym względem oglądał lepszy film. Zgadzam się z zapowiedziami, bo zapowiadano wyłącznie przełom w efektach specjalnych i 3d, nikt nie zapowiadał przełomu w fabule lub scenariuszu. Więc w czym problem? Jest tak jak miało być. :)
Z tą inteligencją przesadzasz. Wiele osób, szczególnie tych starszych którym film się spodobał było świadome. Przed obejrzeniem filmu obejrzałem tylko trailer i przeczytałem jedną zapowiedź, żeby się zorientować czego film dotyczy. Poszedłem do kina i byłem zaskoczony filmem, zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Dawno tak dobrego filmu nie widziałem w kinie. Ostatnim filmem, który mnie nie rozczarował był Dark Knight, a przed nim coś na pierwszym roku studiów, czyli ładnych parę lat temu. Zważywszy na to że jestem 2-3 razy w kinie na miesiąc moje jakże miłe zaskoczenie Avatarem było w pełni świadome.
Są 2 główne powody rozczarowań:
1) oglądanie zbyt dużej ilości trailerów, zapowiedzi, czytanie proroczych recenzji przed filmem, bo jeszcze przed filmem mamy już dość dużą opinię na temat filmu, który zazwyczaj okazuje się czymś innym niż oczekiwaliśmy - to co czytaliśmy wcześniej było równie subiektywne. Posłużę się cytatem z filmu: ''Trudno napełnić naczynie, które jest już pełne'';
2) niewiedza na temat filmu. Zazwyczaj idąc na film znany jedynie z tytułu, bo partner/ka kupił/a nam bilet też prawdopodobne że się rozczarujemy, bo to tak samo jakbym z repertuaru wylosował sobie z zamkniętymi oczami film na który pójdę.
Po prostu, aby się nie rozczarować trzeba wyłącznie obejrzeć trailer i krótką zapowiedź co za film, reżyser, obsada. Należy nie napełniać mózgu jakimikolwiek opiniami przed premierą.
Zostałem wymieniony w tekście, czuję się wyróżniony ale wszystko zostało już powiedziane, więc nie chce mi się pisać. Zgadzam się z przedmówcami anty-fanami i tyle w temacie.
Głównie nie podoba mi się dużo szumu o... nic szczególnego.