Filmy Marvela są coraz lepsze. Głębsze postacie i relacje między nimi. Więcej dramatu w w historii. Coraz częściej można się szczerze uśmiechnąć czy nawet uronić łezkę. Tylko cała ta fizyka time travellingu mi tak średnio średnio leżała xD
Ja w tym filmie nie widziałem ani grama głębi ani dramatu.
A btw. Jak chcesz poznać znaczenie słowa "dramat" to obejrzyj sobie najnowszą animację od DC. To jest dopiero dramat. Większość bohaterów brutalnie wymordowana przez armię para-doomsdayów, a część z bohaterów przekształcona w pionki bezgranicznie posłuszne Darkseidowi. Pan Hitler świata DC (bo Darkseid był wzorowany na malarzu pod względem charakteru) po prostu okazał się zbyt sprytny a jego armia zbyt potężna. Ostatnia nadzieja w potraktowanym płynnym kryptonitem Supermanie, który oczywiście żyje, ale nie ma swoich mocy, Raven próbującej za wszelką cenę utrzymać Trygona w łańcuchach oraz Johnie Constantinie, którego Zatanna zaczarowała aby "stchórzył" jak później się okazało zgodnie z planem B Batmana.
A jaki "dramat" dla porównania serwuje nam marvel w tym kimczowatym awendżers endgejm? Co najwyżej dramat bandy imbecyli, co nie umiała wykorzystać tylu dobrych okazji do pokonania fioletowej pokraki w Infinity War. Zero planu B na wypadek porażki. Jedynie Thor sobie poszedł grać w gre i chlać browary.