To miało być epickie zakończenie 10-letniego uniwersum, które godnie zamknęłoby pewną erę MCU. Niestety ta szansa nie została całkowicie wykorzystana. Po pierwsze za dużo pomysłów, za mało czasu. Przez cały czas oglądania filmu miałam wrażenie, że chcą opowiedzieć więcej, niż są w stanie w ciągu 3 godzin. Widać chęć skończenia na siłę. Żeby wątki przedstawione w „Endgame” miały sens brakuje przynajmniej jednej części więcej, albo 2x mniej wątków, bo można by z nich było zrobić dwa zupełnie różne zakończenia. Po drugie skąd pomysł na Profesora Hulka? Jak to zobaczyłam to nie widziałam czy się śmiać czy płakać.Po prostu dlaczego? Kolejna rzecz - zakończenie Kapitana Ameryki. Przez całe życie mówił, że życie rodzinne nie jest dla niego. Skąd nagle pomysł na rzucenie wszystkiego i przeżycie swojego czasu w latach 40? No i wisienka na torcie. Kapitan Marvel, mocą, z którą ją poznaliśmy mogła spokojnie pokonać Thanosa zanim znowu zdobył wszystkie kamienie nieskończoności, zamiast zająć się jednym, ogromnym statkiem. Podsumowując jako fanka MCU. Film nie był najgorszy, poświęcenie Natashy miało sens, poświęcone Tony’ego też, bo jakby nie patrzeć poświęcał się w każdej części Avengers. Film wzruszający, tylko wszystkiego za dużo. Nie podobało mi się tak dużo niespójności i próba pokazania miliona pomysłów w 3 godzinnym filmie.