Infinity War było lepiej zgrane i dopracowane. Tutaj na początku był taki kogel-mogel, trochę jakby reżyser nie mógł się zdecydować, co chce zrobić. Bałagan. Poza tym film był przewidywalny. O tym, że będzie podróż w czasie było wiadomo - i ten wątek był nudny, trochę mdły (Thor spotyka matkę, Rogers ukochaną, Tony swego ojca, no bez jaj, rodzinka w komplecie) i za krótki, a powinno być odwrotnie, tak jak w Back to the Future. Drugim przewidywalnym elementem była śmierć jednego z Avengersów, co pokazano niepotrzebnie w zwiastunie, przez co sami sobie strzelili samobója, bo zrobili wielgachny spoiler. Zamiast utrzymać to w całkowitej tajemnicy, tak, by widzów totalnie zaskoczyć podczas seansu, to niezrozumiałych dla mnie przyczyn ujawnili połowę z tego w zwiastunie. Chyba nic gorszego nie mogli zrobić. Ja już byłem przygotowany, że będzie pogrzeb, pytanie było tylko kto: Kapitan Ameryka, Iron Man, czy ktoś inny ale na tych dwóch stawiałem.
Kolejna rzecz: Kapitan Marvel - tyle zachodu o nic. Tyle promowania jej w mediach, solowy film, to całe gadanie i otoczka i nagle raptem kilkanaście minut, gdzie nic specjalnego nie pokazała. Na początku uratowała Starka. Potem to nie ona ale Thor zabił Thanosa. Na końcu rozwaliła statek kosmiczny ale nie zaimponowała w walce z Thanosem. Wanda była bliska zabicia go i to mnie zaskoczyło, nie wiedziałem, że jest tak potężna. Ten fragment mi się bardzo podobał. Rozdarłaby go na strzępy gdyby nie ostrzał ze statku. A Kapitan Marvel? Wymiana tylko kilku ciosów z Thanosem, gdzie na końcu ten tak jej przywalił, że odleciała w siną dal. Kapitan Ameryka stoczył z nim świetną walkę. Iron Man na końcu sprytnie go podszedł i zakończył to wszystko. Brakowało mi rewanżu Hulka, to przyznam. Ale tak jak mówię, Kapitan Marvel nic nie pokazała w tym filmie poza durnowatą fryzurą. Takie miała ładne, długie włosy, to z niewiadomych powodów je obcięła. Poza tym grała te kilka scen jedną miną. Także tutaj duży zawód.
Ogólnie film gorszy wg mnie od Infinity War. Wątek z podróżami w czasie powinien być najciekawszy, a był bardzo średniawy. Ja wiem, że to było pożegnanie z bohaterami ale trochę za dużo tej czułości: matka, ojciec, ukochana. Kapitan Ameryka walczący sam ze sobą i Nebula też... czegoś tutaj zabrakło. Było kilka nieścisłości, jak ten z kamieniem duszy, gdzie Black Widow się poświęciła. Czyli co? Hawkey kochał ją najbardziej? A nie żonę, dzieci? Dwie Nebule w tym samym czasie. To jedna nie wiedziała, że druga będzie świadoma jej obecności?
Mogło być lepiej, wyszło jak wyszło.
Tylko nie rozumiem jednej rzeczy - twórcy filmu zapowiadali, że pokażą nam w Edngame coś, czego w flimach o superbohaterach jeszcze żeśmy nie widzieli. Ja do tej pory zastanawiam się co to było.
To właśnie rodzi pytanie jak zdobyli kamień duszy. Przecież tam trzeba było poświęcić to co kocha się najbardziej.