przegadany tak, że starczy na kolejne dwa seanse. Co prawda Margaret tutaj miażdży, ale ilość wypowiedzianych słów, plus jeszcze huśtawka emocji, wysysa wszystkie siły podczas seansu. Nie wiem jak oni dali radę to zagrać, bo to teatr dwójki aktorów, ale obstawiam, że prosto nie było. Robi wrażenie, choć męczy okrutnie.
Sytuacja jest niesamowicie głupia i absurdalna. Każdy, kto se strzepał, ten wie że po dojściu perspektywa jest zupełnie inna. Ten typ jak niedorozwój się zachowuje. Nie wiem, czy to ta feministyczna agenda tak kazała zbudowac sytuację, ale to Qualley cały czas atakuje i idiotycznie wypada fakt, ze koleś się nie broni, bo jakby faktycznie zaczął się bronic, to by film się w 5 minut skończył.