Bóg nie umarł

God's Not Dead
2014
6,3 51 tys. ocen
6,3 10 1 50769
2,7 11 krytyków
Bóg nie umarł
powrót do forum filmu Bóg nie umarł

Moja recenzja

ocenił(a) film na 1

W imię Boga?

Uwaga, drogi czytelniku. Zanim weźmiesz się za lekturę mojego tekstu, wiedz, że choć piszę go z punktu widzenia ateisty, nie mam nic przeciwko chrześcijanom. Film "Bóg nie umarł" uważam jednak za obraźliwy nie tylko dla osób nie wierzących, ale i sprzeczny z rzekomo promowanymi przez siebie wartościami. Chciałbym, więc abyś obiektywnie spojrzał na przedstawione przeze mnie argumenty.


Nie wiem, czy Bóg umarł, ale biorąc pod uwagę fakt, że film Harolda Cronka zarobił ponad 60 mln dolarów, wszystko na to wskazuje. Gdyby jego twórcy faktycznie prezentowali choć trochę pobożności, część uzyskanych pieniędzy zostałaby zapewne przeznaczona na pomoc dla potrzebujących. Tak się jednak nie stanie, bo za fasadą pięknych idei w "Bóg nie umarł" stoi jedynie wezwanie do nienawiści dla każdego, kto nie zgodzi się z obiektywnym jak sam film tytułem. A także - z pewnością - chęć łatwego zapełnienia portfeli, bo populistyczne, propagandowe hasła bez problemu zadowolą tłumy, idące do kina jedynie,by utwierdzić się w swoich przekonaniach. Nie, nie liczcie na dyskusję.

Absurdalny jest już punkt wyjścia. Oto profesor filozofii Radisson (Kevin Sorbo) warunkuje zaliczenie kursu swoich studentów, wyparciem się przez nich wierzeń w jakiekolwiek istoty nadprzyrodzone, poprzez napisanie na kartce trzech symbolicznych słów: "God is dead". Wśród uczniów odnajdzie się jednak "ostatni sprawiedliwy". Shane Harper (Josh Harnett) nie wyrzeknie się własnej wiary i postanowi jej bronić przed przed sadystycznym filozofem i resztą klasy.

Na czym polega absurd tej sytuacji? Ano na tym, że zadajemy sobie bardzo proste pytania: Dlaczego niby w wolnym kraju, jakim są Stany Zjednoczone, warunkiem zdobycia wykształcenia ma być wyparcie się Boga? Czy bycie filozofem samo w sobie zakłada, że musisz być niewierzący? Czy nie opiera się ona właśnie na wolności poglądów i stwarzaniu okazji do merytorycznych dyskusji. I wreszcie: Czy takie postępowanie profesora jest w ogóle prawnie dozwolone i czy najzwyczajniej w świecie nie boi się on, że ktoś może pozwać go za nie do sądu? To jednak nie przypadek, że egoistycznym, przemądrzałym bufonem w filmie Harolda Cronka jest właśnie ateista. Wykładowca nie dość, że stosuje kontrowersyjne metody wobec studentów, nie ma moralnych skrupułów aby wyśmiać i poniżyć przy znajomych swoją partnerkę – głęboko wierzącą katoliczkę. W podobnym świetle przedstawiany jest tu z resztą każdy nie uznający biblii jako świętej księgi. Przykładowo, jedyny w filmie muzułmanin to okrutny, radykalny potwór, zdolny wyrzucić z domu własną córkę za słuchanie fragmentów pisma świętego, jakby religijny fanatyzm dotyczył tylko innych wyznań. Twórcy malują więc fałszywą wizję świata, w którym brak wiary w Chrystusa automatycznie wyklucza piękno ludzkiej duszy i czynienia jakiegokolwiek dobra.

Jak przystało na każdą szanującą się propagandę, scenariusz "Bóg nie umarł" przedstawia w skrajnym kontraście stojących po przeciwnej stronie. Nieskazitelni katolicy cierpią w filmie Harolda Cronka katusze, bez przerwy zmagając się z prześladowaniami ze strony okrutnych niedowiarków. Pozbawieni są przy tym oczywiście jakichkolwiek wad i wydają się być wprost gotowym materiałem do kanonizacji. I tu właśnie ujawnia się, wspomniany przeze mnie na poczatku populizm . Jaki jest bowiem najłatwiejszy sposób na zadowolenie widza? Oczywiście postawienie mu pozytywnej diagnozy, poklepanie po plecach i potwierdzenie jego nienaruszalnej wizji świata. Pieniądze zrobią się same.

Wróćmy jednak do, będącego głównym wątkiem filmu, sporu pomiędzy Shanem a profesorem Radissonem. Chłopak powołuje się na dość amatorskie, wcale nie najlepsze argumenty w obronię teizmu. Gdybym miał rozkładać tą dyskusję na czynniki pierwsze, moja recenzja zajęłaby z pewnością jeszcze ze trzy akapity i minęłaby się z tematem. Absolutnie nie mogę jednak darować twórcom, że z rzekomego eksperta w dziedzinie filozofii i teologii uczynili niezdolną do logicznej argumentacji kukłę, sugerując przy tym, że wypowiadane przez niego koślawe farmazony to najlepsze co ma na swoją obronę ateizm i racjonalizm.

Na koniec w filmie pada wprost zdanie, że nauka posiada pewne dowody (!) na istnienie boga. Jest to oczywiście ewidentnym kłamstwem, także dla większości katolików. W tym momencie "Bóg nie umarł" przestaje być już nawet mierną propagandą, czarno – białą wizją świata, czy nawet maszynką do zarabiania pieniędzy, a staje się zwyczajnym oszustwem. Nie jestem ekspertem, ale takie postępowanie chyba nie do końca pokrywa się z podstawowymi założeniami chrześcijaństwa.

ocenił(a) film na 1
meczyki

Cała prawda o tym filmie.