Meksykański reżyser przyzwyczaił widzów do mądrych filmów z przesłaniem oraz głęboką treścią i również tutaj nie brakuje tych elementów, jednak film jako całość na tle poprzednich części trylogii ("Amores perros" i "21 Gramów"), niestety rozczarowuje. Muzyka rzeczywiście bardzo dobra, przejmująca, wzmagająca dramat pokazywany na obrazie i pasująca do niego, ale cała reszta mnie nie przekonuje. Najlepszy motyw z nastoletnią Japonką, pozostałe wątki również momentami mogą się podobać, ale zdarzają się (i to nader często) niesamowite dłużyzny - wg mnie film mógłby być spokojnie krótszy o jakieś 40 minut. Aktorsko znakomicie, ale tutaj trudno się dziwić. Zdjęcia bez rewelacji, osobiście nie lubię kamery prowadzonej z ręki i może dlatego takie są moje odczucia, a montaż? No cóż, wszystko już było. Reasumując - odgrzewany kotlet, Inarritu powoli zaczyna zjadać własny ogon. Oczywiście obejrzeć warto, ale nie spodziewajcie się rewelacji.
Pozdrawiam.
Powiem tylko tyle, że:
- zgadzam się, że "Babel" nie jest rewelacją, aczkolwiek kino ambitne
- dla mnie akurat muzyka nie była wyjątkowo dobra, była tylko niezła
- również nie lubię kręcenia kamerą "z ręki", ale tu jakoś mi nie przeszkadzało
- wątek wymieszania historii na tle kulturowym jak najbardziej na plus!
- znakomicie zagrał tylko Brad, bo Kate...no w sumie mało jej było
- i na koniec absolutnie zgadzam się, że podobnie jak "21 Gramów" tak i "Babel" wywołał u mnie osobiste przemyślenia
Pozdrawiam