Jak zwykle potrafię przymknąć oko na błędy scenariuszowo/reżyserskie gdy reszta nadrabia, tak tu choć z udźwiękowieniem dopasowanym do soundtracka, niestety czuć było zmarnowany potencjał. Scenariusz rodem z Cobry. Brakowało tylko kolców na ostatniego bosa. Scenariusz miewał przebłyski w postaci Jamiego Foxxa i ewentualnie Specey'a, ale Doc miał nieco bardziej sztapowo zaplanowany charatker, przez co nawet taki aktor nie uratował roli. I call shame mr. Wright