Polski "Margin Call", czy "Big short" to to nie jest. Porównując do tych filmów można się tylko rozczarować. Jak na taki temat to film bez polotu: muzyka tragicznie kiczowa, przejścia i kadry nudne, opowiadanie zamiast pokazywania, a do tego scenariusz tak, że bohaterowie wychodzą na idiotów (wpłata za mieszkanie przed podpisaniem umowy...?). Irytuje też ewidentny brak pojęcia twórców o pracy w jakiejkolwiek korporacji, sceny typu pokazywanie komuś maila na papierze(!) wywołują właściwie politowanie.
Druga połowa lepsza, ale to znowu kwestia tematu i tego, że wszystko jest oparte na faktach. Inaczej przysnąć by można.
NIŻEJ SPOILERY (tak trochę)
A, i na dokładkę żona strzela focha i się wyprowadza od razu, gdy się dowiaduje o zajęciu mieszkania, co jest o tyle śmieszne, że sama "pracuje dorywczo" i >90% kredytu miał spłacać on.
I kelner bohater wszystko nagrywa, żeby był happy end.
Lepiej przeczytać jakiś artykuł o kredytach frankowych, polisolokatach i opcjach walutowych. Więcej się dowiecie.