Film mnie specjalnie nie zachwycił. Nie bardzo wiem w czym tkwi wielkość tego filmu. Co prawda zdjęcia są całkiem niezłe, ale naprawdę nie widzę żadnego przesłania płynącego z tego filmu. Może ktoś mnie oświeci i „odzieje króle”
Może przynajmniej założę gacie temu królowi...
Cohenowie jak zwykle biorą na warsztat kilka rodzajów postaci i robią autopsję ich charakterów- Pisarz (z jego niezrozumiałym sposobem tworzenia), Stary Pisarz (życie prywatne nieskazitelnego idola), Gruboskórny Sąsiad (oczywiście nie wiadomo kim jest naprawdę).
Pokazują skomplikowane zależności między tymi postaciami, wkładają ich do groteskowych pomieszczeń i każą sobie z tym radzić zarówno bohaterom jak i widzom.
Nie twierdzę, że to arcydzieło, ale naprawdę dobry, intrygujący film. Warto go obejrzeć chociażby dlatego, że nie każdy tak potrafi (film nakręcić). Czeka się tu nie na to co będzie na końcu, ale na to, co się zdarzy za chwilę.
Po drugie Cohenów się lubi, albo nie. I tyle.
Bo tego filmu nie można interpretować dosłownie. Charlie (Goodman) to diabeł , a hotel to piekło. Wszystkie sceny hotelowe w rzeczywistości dzieją się w głowie Bartona. Tak naprawdę piekło stworzył sobie sam - jest zadufanym, skupionym tylko na sobie bucem, który nie dopuszcza słowa innych (ważny dialog na koncu, kiedy Charli krzyczy "Bo nie chcesz słuchać!!!"). Charlie w tym wypadku uwalnia Bartona z piekła jego egoizmu.
Co do koncowej sceny to niebardzo wiem ,czy jest ona realna czy też dzieje się w głowie Bartona. Jak pamiętamy obrazek z kobietą na plaży był jedyną normalną i trzymającą go ze światem rzeczą w pokoju.
Sceny w hotelu dzieją sie w głowie Bartona, jasne, że tak! Pamiętacie o czym rozmawiali Charlie i Barton? O Życiu wewnetrznym (life of the mind), a kiedy hotel płonie, Charlie biegnie ze spluwą i krzyczy: pokażę ci życie wewnętrzne!
Scenka nad morzem to ironia. Barton pisząc scenariusz cały czas zerkał w obrazek, jako na motywację. W końcu ją znalazł, doznał olśnienia, ale przyszło ono zbyt późno - właśnie podpisano na niego "wyrok".
Pomiędzy niebem i piekłem jest Hollywood... :)