Film ma dwie fazy:
- Początkową, dwu godzinną - chu*jową.
- Końcową, jedno godzinną - rewelacyjną.
Na siłę wstawiane anegdotki, jacy to superheroes są super, zabawni i wyluzowani tu w ogóle nie pasuje. To nie Marvel. Tu jest mroczniej i ma być mroczniej. Tu ma się lać krew, gnaty mają być łamane, a Batman ma sypać ku*rwami na lewo i prawo. Zamiast kopiować styl od innego uniwersum i tworzyć jakąś niedorozwiniętą hybrydę, powinni się trzymać swojego, ustalonego przez Snydera w Man of Steel który w mojej skromnej opinii jest niezły. A skoro mowa o Snyderze to muszę go zjebać, a są do tego powody.
- Chaos, chaos, chaos. Scenariusz pisany na kolanie u szwagra na imieninach - zapewne szwagier i całe spite towarzystwo maczało w nim swoje paluchy. Burdel większy niż w ruskiej wieży kontroli lotów. A do tego to pojawienie się Wonder Woman, nie wiadomo skąd, gdzie i jak. Po prostu miodzio.
- Lex Luthor - Mojo Jojo z Atomówek wzbudza większy respekt niż on. O miano najgorszego czarnego charakteru ma szansę rywalizować z Kylo Renem. A to jest już coś dużego.
- Nawet Zimmer obniżył loty, najbardziej klimatycznym motywem muzycznym jest gdy pojawia się...Wonder Woman. To trochę za mało.
Ogólnie film jest jak stanik Push Up, na początku może robić wrażenie ale gdy się niego bardziej zagłębi, okazuje się że to tylko pozory i nie ma w nim nic ciekawego a tylko efekt wizualny.( Bez obrazy dla płci pięknej, kocham wszystkie rodzaje, kształty i wielkości kobiecych piersi :)) .
Jedynym plusem są końcowe sceny walki które wyglądają bardzo dobrze. Tu akurat dał bym reżyserowi przybić piąteczkę. Affleck okej, fajerwerków nie ma ale ten projekt ma potencjał i może się udać. Marvel na razie górą i jakoś nie wydaję mi się by po Justice League się coś zmieniło. Jedyne co Snyderowi wyszło to klimat, reszta do wymiany lub do gruntownych poprawek.