Matt Reeves naoglądał się "Jokera" i "Siedem "Finchera" ale nie dogonił. Zrobione z rozmachem widowisko, fascynuje obrazem i klimatem. Ciekawy klimat odkrywania rodzinnych tajemnic. Ciekawy Pattison jako Batman, elektryzująca Zoë Kravitz jako Kobieta Kot, znakomity jak zawsze John Torturo (Falcone), intrygujący Paul Dane, nijaki Jeffrey Wright jako porucznik Gordon, nieprzekonujacy Andy Serkis jako Alfred, słaby Colin Farrel. Słabe postacie trzecioplanowe. Jest jeszcze kilka plusów - jak choćby scena pościgu Batmana za Pingwinem czy scena Batmana z czerwoną flarą. Jednak podstawowa słabością nowego Batmana jest dramaturgia - za długa co najmniej o pól godziny, jeśli nie o godziny opowieść nie może się skończyć, ma kilka point i wiele powtórzeń. Robert Pattison co pewien czas epatuje psychologizującą pauzą, a niestety reżyser każe mu powtarzać to, co już wiemy. Bohater jest tak silny jak jego przeciwnik , a przeciwnik jest niestety niezbyt silny. Całość bardziej nadaje się na miniserial niż na film - za dużo wątków, za mało spójności. Mimo wielu atrakcji przez ostatnia godzinę patrzyłem na zegarek i ziewałem. Nie tak miało być.