Kilku kinowym dinozaurom nie podoba się pisanie historii na nowo. Zawsze tak się dzieje, gdy robi się remake czegoś albo bierze się za opowiedzenie starej historii od innej strony. Batman to postać, która ma wiele wymiarów, czy to w komiksach, grach albo innych filmach. Ja kupuję nowego Batmana z zamkniętymi oczami, w szczególności za: niezrównanie ciężki klimat, świetną obsadę, efekty, klimatyczną muzykę, ciekawą historię detektywistyczną, a przede wszystkim za to, że tutaj Batman jest totalnie cool. Nie da się go opisać inaczej jak po prostu tym jednym słowem. Ja interpretuję to jako coś na kształt przedstawienia Batmana młodszemu pokoleniu. Pattinson jako ponury Bruce Wayne i poważny Batman jest genialny, Nirvana w tle dodaje jedynie atmosfery, a przy tym mamy szereg świetnie zagranych dobrze znanych w świecie Gotham postaci (Pingwin i Riddler to wisienki na torcie). Cały film to uczta również wizualna. Dawno nie cieszyłam się z tego, że postanowiłam jakiś film obejrzeć w kinie niż czekać na streaming. Jednocześnie wiadomo, że nie jest to jakieś największe arcydzieło z głębokim przesłaniem, ot po prostu świetnie nakręcony film, który pozwala zatopić się w mrocznym Gotham na 3 godziny. Czego chcieć więcej?