Jak dla mnie sam film można zobaczyć - fajne zdjęcia, super charakteryzacja Pingwina - w ogóle nie widać, że to Colin Farrell; Gordon mimo, że czarny to klimatyczny (też trudno w nim poznać kolegę Bonda). Kobieta kot sexy, wyrazista, choć jak dla mnie trochę brak (nomen omen) pazura. Duży plus za klimat i próbę zmiany koncepcji na trochę mniej oczywistą.
Natomiast co do głównych postaci -Alfred dla mnie to nie ta klasa co Michael Kane...
Bruce Wayne nie jest intrygujący, raczej widać, że w Pattisonie klimaty żyjącego wampira ciągle aktualne. Batman w zasadzie przez 90% czasu jest zwykłym śmiertelnikiem, który nie cieszy się jakimś mega szacunkiem, maluje oczy cieniem do powiek; współpracuje z Gordonem oficjalnie, jest takim trochę detektywem w dziwnym stroju. BatMobil? Nic z tego. Ten Batman jeździ na motorze. Co ciekawe tym samym, co Bruce. A Bruce jak się gdzieś pojawia, to ma strój Batmana w plecaku. Jest trochę luk w tej historii, zwłaszcza pod koniec - jakby ktoś pisząc scenariusz, uświadomił sobie, że minęło 2,5 godziny a dalej nie ma pointy i trzeba na szybko zmieścić coś spektakularnego. Końcówka oczywiście stanowi zapowiedź kolejnych części.
Powiem tak, mogło być gorzej - mógłby to być kolejny Batman z drewnianym Affleckiem. Ale jeśli ktoś zna trylogię Nolana z Balem, czy choćby Burtonowskie Batmany z nutką humoru, to tutaj główny bohater niestety rozczaruje.