Wiedziełem, że to słaby film klasy B, widziałem ocenę. Ale i tak się rozczarowałem. O ile słabe efekty specjalne zupełnie mi tu nie przeszkadzają (w końcu klasa B ma swoje prawa), to scenariusza nie mogę przeboleć. Fajnie, że pan Neil Johnson chcę robić SF, naprawdę to doceniam, ale niech do cholery nie bierze się za pisanie scenariuszy. Zarówno ten film jak i nieco nowszy "Humanity's End" to zmarnowane pomysły. I to zmarnowane głównie przed fabułę. W "Battlespace" jest on prowadzona w sposób po prosu beznadziejny. Wątki przedstawione są w sposób chaotyczny, nie wiadomo co kieruje postaciami, do tego film jest moim zdaniem fatalnie rozplanowany (mam tu głownie na myśli sceny na pustni, zajmujące połowę filmu) przez co niestety nudny. Mamy też masę zbierów okoliczności i idiotycznych pomysłów (chcesz dostać się do pobliskiego miasta? Przywiąż się do rakiety, która akurat tam leci!). Wszystkie walki wyglądają idiotycznie, a dialogi (hmm... może jest ich z 5, reszta to narracja) to dno absolutne :).
Plusy? W miarę podobała mi się bitwa flot z początku filmu oraz końcówka. Tła też nie były najgorsze.
Daję 3/10 (z czego 1 punkt za gatunek. Jakby to nie było military SF to pewnie wyłączyłbym po 30 minutach).